motywacja

Nie bądź dziewczyną ze szpitala

Nie wiem jaki jest dzień tygodnia. Godzina też bliżej nie jest mi znana. Leżę. Patrzę w sufit. Od kilku dni to moja jedyna perspektywa. Jak ja mogłam sobie to zrobić?

Gdy spotyka nas coś nieoczekiwanie złego, na zmianę załamujemy się i podejmujemy walkę od nowa. Płaczemy i śmiejemy się. Rezygnujemy z życia lub wręcz przeciwnie, zaczynamy korzystać. Myślimy dużo lub w ogóle. Mamy nadzieję. Tracimy nadzieję. Szukamy winy w sobie, w świecie, Naszym Stwórcy. Wariujemy. Czy już zwariowaliśmy? Wszystko prędzej, czy później sprowadza się do jednego, trzeba pogodzić się z losem i wybrać drogę. Odpowiedzieć sobie na jedno ważne pytanie: Co dalej z tym fantem możemy zrobić?

Słysząc diagnozy od lekarzy, pierwsza moja myśl brzmiała: moje życie się skończyło. 50 % szans, że będę normalnie chodzić. Bieganie nie jest dla Pani, a już tym bardziej wyczynowe. Powikłania po operacji, długie miesiące, a nawet lata rehabilitacji i leczenia, to przed Panią. Kurwa, czemu ja? Czemu Bóg stworzył mnie taką nieidealną? Czemu wszyscy mogą biegać setki, tysiące, a ja jestem na to za słaba? Czemu jak już coś mnie zaczyna boleć, nie może być to naciągnięty mięsień, zerwane ścięgno, rozcięgno, czy inne pierdoły, tylko od razu kataklizm zdrowotny? Nie jestem stworzona do biegania, a czemu akurat ja nie jestem stworzona do biegania? Co? Myślicie, że chciało mi się w tamtym momencie walczyć? Nie. Myślicie, że poznałam chociaż jedną odpowiedź na dręczące mnie pytania? Nie.

W końcu odrywam oczy od sufitu. Patrzę na dziewczynę obok, która boi się poprosić o rehabilitację. Walczy sama z bólem i wymiotami. Ze szpitala wychodzi ledwo trzymając się na nogach. Bez pomocy bliskich. Poddała się rok temu. Zrezygnowała ze swoich marzeń i planów. Chciałabym Jej jakoś pomóc, ale za długo sama patrzyłam w ten sufit. Co ja teraz mogę zrobić? Nie chcę być dziewczyną ze szpitala i Ty też nie bądź. Proszę. Tyle mogę zrobić dziś.

Nie słucham czarnych scenariuszy. Skupiam się na szukaniu podobnych przypadków w Polsce i za granicą. Szukam specjalistów, którzy spotkali się z podobnymi przypadkami u biegaczy. Nie mam ochoty, ale robię co każą rehabilitanci. Wiem, że jeszcze nie raz spojrzę w sufit, ale nie będę tą dziewczyną ze szpitala. Walczyć, to najlepsze co mogę zrobić by takich dziewczyn było mniej.

Gdyby tylko ktoś mi uwierzył, że tak bardzo bolało. Gdybym umiała odpuścić. Gdybym nie biegała. Jak wtedy wyglądałoby moje życie? Uniknęłabym tego przez co muszę teraz przechodzić? Nie wiem i się nie dowiem. Czasu nie cofnę, błędów nie naprawię. Wiem, że najostrożniejsi wpadają pod samochody, a niepalący chorują na raka płuc. Takie jest życie, nie tylko sport. Niesprawiedliwe i bolesne z jednej strony. Pełne doznań i emocji z drugiej. Ryzykowne. Puste bez pasji. Pewne przeżycia są nam dane, po inne sięgamy sami, cokolwiek nas spotyka, kształtuje nas i nasze życie. Czasem warto przyjąć najgorsze baty, podnieść się i iść dalej, mądrzej, inaczej a może mocniej przeżywać? Od doznań nie warto uciekać, tylko wyciągać z nich wnioski,  jeżeli chcemy by coś z tego naszego życia pozostało. Czuć. Życie trzeba czuć, zawsze sobie to powtarzam. Życie musi mieć kolor, kształt, smak, zgodny z tym co nam w duszy gra. Nie żałuję, że poświęciłam się bieganiu. Bieganie mnie określa. To moja pasja. Czy jeszcze kiedyś będę gonić? Nie myślę o tym dziś, ale łatwiej mi wierzyć i walczyć z myślą, że kiedyś sama nałożę oba buty biegowe i wyjdę potruchtać.

Nie rozpamiętuję. Nie gdybam. Nie obwiniam siebie i innych. Szukam wyjścia z sytuacji. Robię wszystko by prognozowane 7 lat zamieniło się w 7 miesięcy i wierzę, że mi się uda. Inspiruję się otoczeniem. Ludzie są niesamowici. Codziennie ktoś udowadnia ile wiara i duch walki są w stanie zdziałać. Poznałam historie ludzi, którzy wychodzili z niewyobrażalnych wypadków i kontuzji. „Widzisz tego w białej koszulce na rowerze? To Jarosław Hampel. Żużlowiec. Pół roku temu w wypadku dosłownie eksplodowało mu udo. Dziś jeździ już na rowerze. Niedługo wsiądzie na motor.” Jakiś czas temu wszyscy na chwilę wstrzymaliśmy oddech na wieść o wypadku przyjaciółki mojej siostry. Dziewczyny żyją wspinaczką. Coś poszło nie tak i Klaudia odpadła ze ścianki. Złamała kręgosłup. Dziś znowu się wspina. Człowiek to silna bestia, wiele zniesie, ale nic nie stanie się samo. Musi wierzyć, walczyć, mieć nadzieję i determinację. Wariactwo? To tylko pasja? Każdy żyje w imię czegoś. Jeżeli czegoś swojego – jest szczęściarzem. O tym co mi się stało bałam się mówić nawet najbliższym. Na początku wiedział tylko Bartek. Tacie powiedziałam dzień przed operacją. Byłam załamana swoją sytuacją, a ostatnie co chciałam usłyszeć, to „wina biegania”. Jeszcze nie usłyszałam, jeszcze wszyscy mnie oszczędzają, ale przyjdzie taki dzień i taka osoba. Dziś jestem gotowa na to spotkanie.

Nie jestem szczęśliwa i rzadko się uśmiecham, bo nie mam ochoty udawać. Boli mnie moja bezradność i zależność od innych. Staram się nie patrzeć na swoje nogi. Unikam odbicia w lustrze. Ciało sportowca powoli przestaje istnieć i nic z tym nie zrobię. Muszę wierzyć, że kiedyś wrócę mocniejsza. I wierzę.

Pozdrawiam!

Share: