
Jak wiecie bieganie to moja wielka pasja i mało jest chwil w moim życiu, że rezygnuję z niego całkowicie. Gdy tylko mogę dopasowuję się do nowej sytuacji i kontynuuję projekt liczenia kilometrów jak mogę. Czasem marszobiegiem, czasem jako składowa do triathlonu, a czasem w powiększonym składzie. Bieganie w ciąży było dla mnie czymś naturalnym, tak jak posiadanie wózka biegowego, gdy już Nina pojawi się na świecie. I tak jak bieganie w ciąży wyglądało zupełnie inaczej niż to przed, tak i ta moja aktywność z wózkiem odbiega od początkowych założeń.
Od samego początku postawiliśmy z Bartkiem na wózek biegowy. Udało się nam nawet nawiązać współpracę z poważną i stabilną marką – Thule, a model wózka wybraliśmy Thule Glide 2. Profesjonalny i konkretny model, dla osób, które poważnie podchodzą do sprawy biegania z wózkiem. Przede wszystkim za sprawą nieruchomego przedniego koła. A ja uwierzcie, zakładałam, że będę biegać jak szalona z Niną, jak tylko będziemy miały zielone światło.
Zielone światło, czyli kiedy?
Pierwsze miesiące to spacery w gondoli. Ja jestem zwolenniczką podejścia, że póki dziecko nie siedzi nie biegamy. Oczywiście nie mówię tu o jakimś podbiegu do autobusu, czy minutce truchtu po prostej alejce, ale o treningach nie było mowy, póki Nina nie siedziała w spacerówce.
Okres z gondolą miał swoje plusy i minusy. Generalnie wózek jest niezniszczalny, a że my całą zimę spędziliśmy w gondoli, to nawet spacery po błocie, piachu, śniegu w moich rodzinnych stronach nie były wyzwaniem. Niestety stabilność podczas biegu i niezawodność niezależnie od nawierzchni mają swoją cenę. Wózek jest dość duży, mało sterowny, a z gondolą ciężki. Codzienne spacery po mieście, czy robienie zakupów były wyzwaniem, a czasem wręcz przeszkodą nie do przeskoczenia. Trzeba brać to pod uwagę zastanawiając się nad podobnym rozwiązaniem jak nasze – nie jest ono najwygodniejsze.
Gdy przyszedł moment i wymarzony przeskok na spacerówkę… Nina miała własne zdanie. Dodam może tylko, że w gondoli też miała własne zdanie. Mamy za sobą lepsze i gorsze spacery, ale jakbym miała podsumować – Nina nie należy do dzieci wózkowych od początku. Spokojnie siedzących i leżących też nie. Ja i tak obecnie jestem mega szczęśliwa, że potrafi spać 4 godziny, bo pierwsze miesiące i tego nie zapowiadały 🙂 Wracając do wózka i biegania. W wersji spacerowej wózek Glide 2 jest dużo lżejszy, bardziej sterowny (choć przednie koło nie skręca) i naprawdę da się z nim funkcjonować w codziennym życiu, choć wchodzenia do sklepów dalej nie polecam. Glide 2 to wózek przede wszystkim do treningów, dlatego może w końcu przejdę do tego tematu i napiszę Wam co i jak z tymi treningami u nas.
Pierwsze treningi
Pamiętam jak dziś pierwszy trening. Euforia. Późna wiosna w Krasnopolu, fajna trasa, nowy asfalcik, nie za ciepło, nie za zimno. Ruszyłam z Niną bez konkretnego planu i z kilkoma przerwami udało się nam zrobić 6,3 km. Byłam zadowolona i pełna wiary, że się rozkręcimy.

Późna wiosna/wczesne lato udało się nam zrobić wspólnie jeszcze kilka biegów. I ja i Nina zaczynałyśmy to łapać. Zdarzały się nam pauzy na krótkie negocjacje, ale zaliczyłyśmy nawet pierwszą wspólną dychę 🙂 A później przyszły tropikalne upały i przyznam szczerze, że ja nie widziałam sensu by męczyć i ciągać ze sobą Małą w takich warunkach. O świcie nie biegam (z resztą gdybym biegała, to Nina smacznie by spała z tatą o tej porze), a przy takiej duchocie i słońcu, nawet w lesie nie wyobrażałam sobie biegania z dzieckiem.
Po upałach przyszły nasze obozy i tu wózek biegowy był nieoceniony. Ninie starczało cierpliwości idealnie na czas rozgrzewki. Zazwyczaj było tak, że Bartek prowadził szybszą grupę, a ja z wózkiem zamykałam stawkę. Dzięki temu na większości treningów mogliśmy być oboje, a nie na zmianę. Ten model rewelacyjnie się sprawdzał w biegu po asfalcie, szutrze, z górki i pod. Wygodnie z nim się biega niezależnie od warunków, choć to nie oznacza lekko – szczególnie pod górę – swoje trzeba wepchnąć 🙂
Po powrocie do Warszawy przyznaję szczerze, że brakło mi cierpliwości na kolejne próby i eksperymenty. Wiedziałam już, że będę biegła maraton pod koniec września i tak naprawdę każdy kilometr był na wagę złota, a że ja dość często mogę sobie pozwolić na trening solo, nie czułam potrzeby by próbować za wszelką cenę z wózkiem. Choć bardzo bym chciała by się udało 1-2 razy w tygodniu zaliczyć trening z Niną, to byłaby ogromna oszczędność czasu w naszej rodzinie i serio muszę nad tym popracować.
Na wrześniowym obozie dużo trudniej było i o rozgrzewki, bo Ninie wtedy rosły zęby. Tak naprawdę, to wtedy zaliczyłyśmy ostatnie swoje wspólne kilometry. Siara trochę, ale po co ja to wszystko piszę?
Wiele z Was mnie pyta o bieganie z wózkiem. Jak do tego zabrać się? Czy i jak ja biegam? No więc macie kawę na ławie. No nie idzie mi z tym bieganiem z wózkiem, więc nie wiem czy jestem dobrym doradcą 🙂 Cały czas gdzieś tam z tyłu głowy mam plan by znowu spróbować, ale z kolei teraz jest zimno, a ja jakoś nie mam serca Jej w tym foliaku trzymać… Do tego ja walczę i przegrywam na tylu frontach, że jak pomyślę sobie, że przegram po 1-2 kilometrach… to aż boję się próbować. Tak to wszystko piszę i mam ochotę wyjść spróbować choćby zaraz, bo w końcu bieganie z wózkiem i próba ustanowienia rekordu w maratonie, to jedno z moich marzeń, a za spełnianie marzeń trzeba się zabrać, a nie czekać aż się spełnią. Prawdopodobnie dziecko koło drugiego roku z przyjemnością spędza czas w wózku 😀

Od siebie mogę tylko poradzić, że jeżeli chcecie biegać z wózkiem to postawcie na wózek biegowy, nie zwykłą spacerówkę. Przede wszystkim ze względów bezpieczeństwa dziecka, a dalej waszej wygody i wytrzymałości sprzętu. Kolejna sprawa, nie nastawiajcie się, że to łatwe bieganie. Sam powrót do biegania po ciąży jest wymagający, a jak doda się te kilkanaście kilogramów do pchania, to cóż… ja sama mam zakwasy na ramionach po każdym pierwszym biegu po dłuższej przerwie (czyt. po prawie każdym). I już na koniec, ale chyba najważniejsze – dziecko ma zawsze decydujący głos, także najlepiej najpierw się dogadać, a później planować bieganie z wózkiem 🙂
PS Nie biegałam z wózkiem na bieżni. Prowadziłam trening i przy okazji poprosiłam Bartka o zdjęcie 🙂