Dla chcącego, nic trudnego
To będzie symboliczne podsumowanie etapu walki o parametry. Może kogoś moja historia zainspiruje, zachęci do walki, da do myślenia? A może nie, ale i tak muszę się pochwalić, bo jestem z siebie przedumna! Będzie to historia o tym jak cierpliwość, praca i zaangażowanie przynoszą mierzalne efekty.
Zeszłej wiosny, gdy zaczęłam chodzić o własnych nogach, postanowiłam wybrać się do dietetyka. Moja kontuzja ma sporo wspólnego z odżywianiem, stąd myśl o dietetyku sportowym już dawno powinna wpaść do mej głowy. Jak to mówią: Polak mądry po szkodzie. No więc poszłam. Przed pierwszą wizytą za sobą miałam okres 3 miesięcznego leżenia z niewielką ilością zrobionych po mieszkaniu kroków. Nie nabrałam kilogramów, ale na pewno zmienił się skład mojego ciała. Mój fizjoterapeuta bardzo zachowawczo podchodził do rehabilitacji, momentami złościło mnie jego podejście, bo widziałam i czytałam o ludziach, którzy szybciej i sprawniej z tego wychodzą. Z drugiej strony mało jest takich osób jak ja – po roku sprawniejszych niż przed kontuzją. Zachowawcze leczenie miało też swoje minusy – rozkład mięśni na prawej nodze był drastyczny. Kolejne 3 miesiące zajęło mi wyrównanie różnic na tyle by normalnie chodzić i móc myśleć o marszobiegach.
Na pierwszej wizycie u Jagody dowiedziałam się, że mam jakieś 30 kg mięśni i 17% tłuszczu. Nie było tragedii, ale dla kogoś kto chce trenować, regenerować się, pracować i jakoś funkcjonować w społeczeństwie – mało. Mięśni – bo tłuszczu jest ok. Bardzo uogólniając trenujące kobiety bezpiecznie mogą mieć do 15% , w okresach startowych 12-15%. Tu możecie poczytać o cyklu menstruacyjnym, a formie biegaczki.
WIOSNA 2016
Cel: nabrać i poprawić jakość mięśni. Jem, trenuję, pracuję, odpoczywam. Niczym się nie suplementuję. Trenuję cały czas niewiele, bo bardzo długo się regeneruję. Chodzę na basen od połowy czerwca 2-3 razy w tygodniu na 30-45 minut pływania. Wrzucam 2-3 marszobiegi 30 minutowe i 1-2 jazdy na rowerze. Wszystko na niskiej intensywności.
LATO 2016
Moje parametry mimo treningów niewiele się zmieniły. W ciągu 3 miesięcy nabrałam 100g mięśni, jakość bez zmian, tłuszcz spadł do 15,6%. Można powiedzieć, że 3 miesiące upłynęły bez efektów. Dalej miałam problemy z regeneracją, szybko się męczyłam, moje treningi stały w miejscu. Dodatkowo miałam trochę za dużo wody podskórnej. Nie były to dobre wieści. Myślałam, że tak się staram i tyle robię, a tu lipa!
PÓŹNA JESIEŃ 2016
Bez zmian. Serio. 100 g w górę, czyli tyle co nic. A optymalnie miałam nabrać do 2kg!!! Złoszczę się, ale prawda jest taka, że dużo winy jest po mojej stronie. Jak nie cała. Nie mam czasu na regularne gotowanie, na mieście nie zawsze mogę zjeść bezpiecznie, bywa, że w pracy jestem zaskakiwana zadaniami akurat w momencie, gdy miałam iść na obiad i tak często kończyłam dni na ujemnym bilansie kalorycznym. Ciężko mi było zmienić ten stan rzeczy, poza zapracowaniem, ja potrafię nie jeść i nie być głodna. Ot taka moja cecha, którą sobie wyhodowałam przez lata unikania jedzenia gdy nękały mnie problemy żołądkowe.
ZIMA 2016
Na początku stycznia wybrałam się na kolejne pomiary. Nowy rok, nowa ja! Niestety, waga mięśni 30,3 kg, w dalszym ciągu ciężko mi było zrobić większość treningów, chodziłam spać 21-22 i ciągle byłam zmęczona, mimo, że obcięłam treningi. Ile można? Obiecałam Jagodzie starać się bardziej. Dołączyliśmy do mojej diety: BCAA, Isopower, glutation. Isopower piłam na każdym pływaniu, na każdym rowerze i po każdym bieganiu, do tego woda (osobiście piję alkaliczną na zmianę z średnio i wysoko zmineralizowaną) w ilościach 2l, do tego 1 kawa rano i czasem zielona herbata wieczorem. Tyle z nawadniania. Ważniejsze było odżywianie. Nie czarując was: postanowiłam po prostu wpier… jeść ile wlezie, a jak nie włazi, to wpychać. W moim przypadku opychanie wynosiło w okresie styczeń-początek lutego 2500-3000 kcal – wliczając napoje i koktajle białkowe, które piję tylko po basenie, przepis tu: KOKTAJL -PRZEPIS. Białko konopne można zastępować innym. Jadłam więcej i lepiej. Jak brakowało czasu albo kalorii to wrzucałam niestety czasem jakiegoś śmiecia lub 5 bananów. Trenowałam pilnie. Łykałam probiotyki, BCAA i glutation regularnie. Cierpliwie czekałam.
Walentynki
Akurat 14go lutego wypadła moja kolejna wizyta u Jagody. Trochę pomarudziłam, poszłam na wagę, a tam… 55,3 kg – co do grama waga ze stycznia! Ja już we łzach, że tyle starań i dalej nic. Dopiero gdy się położyłam pod elektrody, okazało się, że…
Mój skład ciała zmienił się ogromnie: +1,5 kg mięśni, jakość mięśni podskoczyła o cały punkt, woda podskórna spadła, jedynie tłuszczu nabrałam do 16,3% – ale jest to w granicach normy. 1,5kg więcej mięśni i mniej wody podskórnej?! To jest ogromna zmiana na plus w moim przypadku. Ta zmiana wpływa nie tylko na moją formę, ale i samopoczucie oraz zdrowie. Na stan dzisiejszy mam 32 kg mięśni i tyle przy moim wzroście i dyscyplinie, którą uprawiam wystarczy. Teraz najważniejsze to utrzymać i nie odlecieć na fali sukcesu.
WNIOSKI:
Trzeba jeść. Jeżeli masz problem z nabraniem masy mięśniowej, musisz dokładnie przeanalizować czy aby na pewno dobrze się odżywiasz i trenujesz? Do tego warto zrobić badania krwi.
Trzeba być cierpliwym. Zmiana nawyków żywieniowych, zmiana składu ciała, to nie jest kwestia dnia, czy tygodnia. U mnie minął rok zanim organizm ostatecznie udało się odbudować po kontuzji.
Trzeba być obiektywnym. Z tym mamy największy problem. Słyszę jak komuś jest ciężko schudnąć lub przytyć, a tak się stara: polecam zapisywać wszystko co w ciągu dnia jesz i pijesz i przeanalizować samemu lub w towarzystwie osoby, która nie boi się być obiektywna w stosunku do ciebie.
Trzeba być sobą. Pamiętajcie, że moje parametry, to moje parametry. Fakt, że ja dążyłam do 32-33 kg mięśni nie oznacza, że każda triathlonistka tyle powinna mieć.
Co mi to da?
Same plusy! Przede wszystkim lepsze samopoczucie i wyniki. Dużo lepiej znoszę obciążenia treningowe, na basenie mam więcej siły, humor mam lepszy i nie śpię po 10 godzin, a to ważna sprawa w życiu prywatnym!