trening

Podsumowanie miesiąca. Listopad 2020

Po względnie spokojnym październiku przyszedł czas na listopad. Wraz z rozpoczęciem budowania bazy pod wiosenny maraton (o bazie), zaplanowałam milion innych rzeczy do zrobienia przez listopad… które zostały dość mocno zweryfikowane przez życie. Całe szczęście biegania nie daję tak łatwo weryfikować 😉  

Październikowe podsumowanie było bogatsze o szczegóły (tak to wyglądało: tu KLIK . Pytanie, czy chcecie kontynuować to? Czy wystarczy krótkie streszczenie? Spróbujemy podobnie zrobić z listopadem i zobaczymy co z tego wyjdzie 🙂 

Jak już wspomniałam na wstępie, listopad był dość wymagającym czasem. Szaleństwa panny Niny, powrót Bartka do treningów, coraz więcej chorych osób wokół, nowe obostrzenia, więcej treningów, więcej pracy, lekkie zmiany w mieszkaniu, odstawianie… no generalnie działo się, a dni mijały jak szalone. Wyjście na trening, było moją jedyną odskocznią od codzienności i chwilą dla siebie. 

Obecnie mogę pozwolić sobie na więcej konkretnych założeń treningowych niż w pierwszym roku po porodzie. Stąd listopad zaplanowałam właśnie dość konkretnie – robienie bazy, dążenie do biegania 80 km tygodniowo, trochę akcentów, ale bez szału. Jak wyszło w praniu?

Tydzień 01-08.11

Pierwszy tydzień listopada to nuda. Generalnie cały listopad był można rzec dość nudny treningowo 😉 Miesiąc zaczęłam luźną dyszką, we wtorek były klasyczne podbiegi 10x150m , w środę przebieżki 10x100m/100m, piątek i niedziela to zwykłe, trochę dłuższe rozbiegania. Tylko cztery treningi w tygodniu, wybiegane ponad 60 km. 

Tydzień 09-15.11

Zaczynam luźną dyszką. We wtorek podbiegi stają się już tradycją – zwiększam ilość do 12x150m. W czwartek robię rozbieganie + 10x30s/30s, w sobotę samo rozbieganie, a w niedzielę dłuższy bieg 15 luźno+5 km (4:00) + schłodzenie. Fajny tydzień, wyszło ponad 70 km, bez większej fatygi.

Tydzień 16-22.11

Nadszedł czas by zmierzyć się z sześcioma treningami w tygodniu. We wtorek były podbiegi, później same rozbiegania, aż do niedzieli, gdzie zrobiłam lekkie BNP. Wyszło 6 treningów, ponad 80 km. Dużo nudnego biegania jak na mnie, ale ani fizycznie ani mentalnie nie miałam siły na kombinowanie. Ja! Mówię, ten listopad był naprawdę jakiś dziwny.

Tydzień 23-30.11

Ostatni tydzień listopada… podbiegi, rozbiegania i długi drugi zakres w niedzielę. W tym tygodniu musiałam trochę zmniejszyć intensywność i wyrzucić jeden trening ze względu na problemy z zatokami. Wyszło 75 km w tygodniu, a cały miesiąc zamknęłam z imponującą liczbą 311 kilometrów (ww poniedziałek zrobiłam jeszcze luźną ósemkę)! To mój rekord od powrotu po ciąży.

Znacznie mniej opisywania niż w październiku. Postawiłam na budowanie objętości, stąd i mało szaleństwa na treningach. Niektóre biegi w założeniach miały być inne (np. drugi zakres w niedzielę miał być tempem maratońskim), ale pogoda mocno utrudniała zadanie. Podstawowe założenie udało się zrealizować – biegam więcej. 311 km to rekord, a w grudniu liczę, że delikatnie go poprawię i będę trzymać do wiosny objętość. W grudniu chciałabym też już pobiegać coś na progu i tempem maratońskim, ale pewnie jak czytacie między wierszami, widzicie, że szybkie bieganie w tych zimnych miesiącach nie jest moją mocną stroną. Ja kocham cisnąć, ale jak przychodzi późna jesień i zima działam w zwolnionym tempie. Bardzo ciężko mi się rozgrzać i wejść na wyższe obroty, ale walczyć trzeba. Nie ja jedna marzę i walczę o formę startową na wiosnę.

Share: