Podsumowanie miesiąca. Marzec 2022

Od dłuższego czasu nic nie jest w stanie wytrącić mnie z treningu. Dobrze zakończyłam luty, dobrze zaczęłam marzec. Choć bywa ciężko i jestem momentami bardzo zmęczona, bo biegam jak na siebie bardzo dużo, dużo więcej też mam na głowie innych spraw, z tygodnia na tydzień forma rośnie, a ja znam swój cel i jestem zmotywowana by doprowadzić ten projekt do końca 🙂
01.03 – 06.03.2022
Miesiąc zaczęłam na fali. Po starcie na 5 km w Wiązownie uwierzyłam, że jestem w dobrej formie i na dobrej drodze, do jeszcze lepszych wyników. Start zaliczyłam z mocnego tygodnia treningowego, więc pierwsze dni marca choć zmęczona, trenowałam natchniona tym małym sukcesem. Już we czwartek zrobiłam świetny trening progowy 6 km + 1600m + 6 km + 1600m, a tydzień zamknęłam 28 km po 4:19 min/km. W całym tygodniu wyszło mi ponad 120 km co jest moim rekordem tygodnia.
07.03 – 13.03.2022
W niedzielę czekał mnie start na 10 km w Poznaniu, w sławnym biegu Maniacka/Recodowa Dziesiątka, więc tydzień był trochę lżejszy niż poprzednie. Postanowiłam lepiej odpocząć niż przed piątką, bo jednak dystans dwa razy dłuższy, ale też bez przesady. Do kwietnia żaden start nie jest moim docelowym, więc realizuję mimo wszystko mocne akcenty w tygodniu zawodów. Poza robieganiami i ćwiczeniami, w środę zrobiłam akcent 4×1200, 4×800, 4x400m. Było ciężko przez panujące warunki, ale wszystkie odcinki w założeniach. Kolejny świetny jakościowo trening za mną. Głowa wysoko w górze. Czułam się gotowa na tę wspaniała szybką trasę w Poznaniu!
No i kiszka. Muszę przestać idealizować trasy, jak słyszę, że są mega szybkie. Wiązowna – to była trasa i warunki marzenie. Poznań? Kompletnie nie mój klimat. Trasa jest pokręcona, z dwoma większymi zbiegami i podbiegami, do tego agrafki, które przy takiej ilości uczestników mega wybijają z rytmu, a na koniec 2,5 km pod czołowy wiatr, który tego dnia nie oszczędzał. Wystartowałam z założeniem 3:45 min/km, od początku nie mogłam w tym wszystkim się odnaleźć, ale do 7go jakoś szło i tempo trzymałam w okolicach 3:45-46, liczyłam, że mimo wiatru, dowiozę niezły wynik. Niestety nad Maltą zostałam sama, poddałam się i już nie patrząc na zegarek chciałam tylko dobiec do mety. Dobiegłam z czasem 38:27, a więc oficjalnie z nową życiówką, ale nie byłam specjalnie z niej zadowolona, bo liczyłam na dużo więcej 🙂 Trudno bywa. Generalnie tego dnia i ten bieg dużo mnie kosztował, na rozbieganiu po biegu ledwo przebierałam nogami, a kolejne dwa dni moje nogi do niczego się nie nadawały.
14.03 – 20.03.2022
Nowy tydzień i kolejne wyzwania przede mną. Poniedziałek wolny, wtorek rozbieganie, środa 14 km ciągłego, nie za lekko, ale w założeniach. W sobotę mega dobry trening u mojej mamy. W terenie na przewyższeniach w okolicach 150 m , zrobiłam 12×1 km na przerwie aktywnej, łącznie prawie 22 km w tempie poniżej 4:10 i z rewelacyjnym samopoczuciem. W niedzielę long już z dużo gorszym samopoczuciem, ale nie ma co się dziwić po sobotnim treningu 🙂
21.03 – 27.03.2022
Po powrocie do Warszawy czekał mnie luźniejszy tydzień i start w Półmaratonie Warszawskim. Trochę sobie nawrzucałam tych startów, ale po okresie pandemii postanowiłam łapać starty jak chwilę i gdy tylko mam możliwość startuję i próbuje dać z siebie wszystko. Nie zawsze jest lekko i optymalnie, ale z mojego punktu widzenia warto. Mój luźniejszy tydzień zbiegł się z chorobą Ninki, więc nie stresowałam się tak mocno odpuszczonymi treningami, a skupiłam na tym by dowiedzieć się co się dzieje z Nini i jak najszybciej Jej pomóc. Po 4 dniach walki z gorączką i wizytami na ostrym dyżurze, z soboty na niedzielę, mieliśmy pierwsza w miarę przespaną nocą. Rano Nini nie miała gorączki, więc z lżejszym sercem ruszyliśmy z Bartkiem na zawody. Było zimno i wietrznie, a ja zapomniałam długich spodni. Masakra. MIałam wystartować w kurtce, ale minutę przed startem Mariola zabrała prawie siłą (w sumie na dobre wyszło 🙂 ). Czułam się od startu wypoczęta i właściwie pierwsze 7 km to bieg bez historii, niezależnie czy wiało, czy były wiadukty biegło się naprawdę dobrze, przy średnim tempie 3:50. Później zaczęło robić się trochę ciężej, ale do 12 km jeszcze trzymałam te 3:50. Od Mostu Świętokrzyskiego zaczęła się większa walka, a ostatnie 5 km to powtórka z Poznania, tylko dłuższa 🙂 Tyle lat biegam, a jakbym miała wymienić dwa najgorsze starty pod kątem warunków, byłyby to te dwa marcowe biegi. W Warszawie udało się wybiegać życiówkę (1:23:11, ale na samym 21 km straciłam ponad 20 sekund, więc zdecydowanie nie był to mój bieg marzeń.
28.03 – 31.03.2022

Ostatnie dni miesiąca, zaczyna do mnie docierać, że maraton już na nosie. Po półmaratonie czułam się zdecydowanie lepiej niż po dyszce w Poznaniu, co z jednej strony było dobrym znakiem. Z drugiej, czy zrobiłam wystarczająco, by 10 kwietnia znowu zmierzyć się z dystansem maratonu? Przebiegłam w kwietniu 410 km, więc niby nie jest źle, ale zawsze mogło być więcej 😛 Wiedziałam, że starty w marcu będą kosztowały mnie cenne kilometry długich rozbiegań, ale chciałam też wiedzieć na czym stoję. No i przyznam, że cieszy mnie fakt, że udało mi się poprawić życiówki na 3 dystansach na początku roku, gdzie trening nie był ukierunkowany na krótsze dystanse. Stąd co by się nie stało 10 kwietnia, dla mnie pierwsza część roku już jest udana. Oczywiście marzyłam o lepszych wynikach na 10 i 21 km, ale widocznie na tyle mnie było stać, a skoro wiatr mi tak przeszkadzał, powinnam dłużej i mocniej skupić na treningu siłowym lub mocniej trzymać plecy innych biegaczy 🙂 Oba te wyniki mówią mi jasno, że nie jestem gotowa na 2:50 w maratonie, więc na pewno tak pewnie i chętnie nie będę ryzykowała jak w Amsterdamie, ale z chęcią stanę na starcie i sprawdzę co tym razem się wydarzy 😉