Mądry biegacz po szkodzie. Czyli moja historia z pasmem biodrowo-piszczelowym w roli głównej
Przy starcie bloga enigmatycznie wspomniałam coś o kontuzji i dwumiesięcznej (prawie trzy jeżeli nie liczyć biegania z bólem i bieżni wdrażającej) przerwie w bieganiu.
Pomyślałam, że może warto wrócić pamięcią do tych strasznych doświadczeń i napisać coś więcej. W końcu to ważny temat, który wiele zmienił w moim podejściu do biegania.
Let`s talk about ITBS
W swojej kontuzji jestem mało oryginalna. Zespół tarcia biodrowo-piszczelowego to popularna przypadłość wśród biegaczy. Po więcej szczegółów o kontuzji odsyłam, np na bieganie.pl KLIK. Moja historia zaczęła się po Maratonie Warszawskim (30.09.2012) i rozwijała się etapowo.
I Boli
Kilka dni po maratonie, gdy wyruszyłam na pierwsze rozruszanie, po 5km zaczęłam odczuwać ból po zewnętrznej stronie lewego kolana. Przez pierwszy miesiąc myślałam, że to zwykłe przemęczenie, które muszę rozbiegać. Biegałam, a gdy bolało robiłam skipy (pomagało na chwilę), wracałam kulejąc,ewentualnie dobiegałam ostatnie „metry” na prostej nodze. Robiłam kilka dni przerwy i powtarzałam proces.
Moje uwagi: to było bardzo głupie i nieodpowiedzialne zachowanie.
II Nie mogę chodzić
Na początku listopada 2012, zaczęłam mieć problem ze zwykłym chodzeniem (o bieganiu nie było nawet mowy). Wygooglowałam, ze to na bank ITBS i zaczęłam robić polecane ćwiczenia. Pogorszyło się na tyle, że nie mogłam się ruszać, spać, problem miałam nawet z samodzielnym dojściem do łazienki.
Moje uwagi: leczenie na własną rękę – to było bardzo głupie i nieodpowiedzialne.
III Dajcie mi lekarza!
Tu zaczyna się najbardziej męczący etap walki. W połowie listopada zaczynam wędrówkę po lekarzach. Permanentny ból + brak biegania sprawiały, że byłam nie do zniesienia, więc chciałam jak najszybciej się wyleczyć (bliscy też bardzo chcieli). Oczywiście w NFZ nie ma nic szybko, poza tym pierwszy ortopeda, do którego poszłam stwierdził, że skoro mogę kucać to mam zdrowe kolana i jedyne co powinnam zrobić to przestać biegać, bo psem to ja nie jestem.
Moje uwagi: z NFZ mam tyle wspólnego, że płacę, ale za usługi ładnie podziękuję. Całe moje leczenie przebiegało prywatnie, odpłatnie.
IV Diagnoza
USG i RTG zrobiłam w ciągu dwóch dni. Diagnoza: ostre zapalenie (stąd nie mogłam chodzić, a rozciąganie pogorszyło sprawę). Najpierw wyleczyć zapalenie, a później zająć się przyczyną. Przy okazji poznałam milion innych przypadłości i moich wrodzonych ułomności. Niektóre były przyczyną mojej kontuzji, inne powoli wyeliminowałam, z innymi muszę żyć, a w inne przestać wierzyć.
Moje uwagi: dla pewności byłam u dwóch lekarzy i dwóch fizjoterapeutów. Opinie i pomysły nieco się różniły, ale główna przyczyna bólu kolana była diagnozowana tak samo.
V Leczenie
Leczenie zaczęłam natychmiast! Zapalenie wyleczyłam farmakologicznie, a później czekała mnie praca z fizjoterapeutą. Byłam załamana i kompletnie nie wierzyłam w to co robię. Czarna rozpacz i zero nadziei – tak upłynęło mi 10 dni leczenia. Ból zniknął, ale entuzjazm też się nie pojawił. Bo coś z tymi biodrami, rzepkami, mięśniami i pasmami trzeba teraz zrobić, żeby za tydzień nie zaczynać przygody od początku…
Moje uwagi: nie biegałam już dwa miesiące, to i miesiąc jeszcze przeżyję – pierwsze objawy pokory.
VI Fizjoterapia
Jest początek grudnia. Kolano nie boli, ja dalej nie biegam. Pokornie zaczynam pracę od podstaw – czas na rozprawienie się z przyczynami kontuzji. Od mojego fizjoterapeuty (muszę przyznać, że mam świetnego fizjoterapeutę) dostałam zestawy ćwiczeń rozciągających i wzmacniających (linki poniżej)., później jeszcze w gratisie stabilizujących oraz kilka cennych uwag ogólnych. Przez miesiąc dzień w dzień ostro ćwiczyłam (przynajmniej dwie serie). Pod koniec grudnia zaczęłam truchtać na bieżni. Ćwiczenia robię do dziś, z tym, że już nie tak dużo.
Moje uwagi: do sprawy podeszłam kompleksowo. Ważne jest żeby wyleczyć nie tylko objawy, ale także zająć się przyczyną. W moim przypadku zawiniła przede wszystkim anatomia. Ćwiczenia skutecznie korygują, to co zepsuła moja natura i moja ignorancja.
VII Efekty
Od początku stycznia biegam i jeszcze ani razu nie czułam dyskomfortu z powodu mojego pasma (prawdopodobnie pogrubiona błona zostanie ze mną już na zawsze). Wciąż się boję, że jeden niewłaściwy ruch i wrócę do punktu wyjścia (ostatnio zaniedbuję swój rozwój siłowy 🙁 ) Z mojego smutnego doświadczenia wyciągnęłam kilka porządnych wniosków i zaczęłam uprawiać filozofię szczęśliwego biegacza 😉
Czego się nauczyłam?
Nie zawsze ból oznacza coś dobrego. Gdybym szybciej udała się do lekarza, pewnie moja przerwa trwałaby miesiąc, a nie trzy. Kasia – twardzielka chciała być mądrzejsza od całego świata, tym razem się nie udało.
Żeby biegać, trzeba ćwiczyć. Jestem już dorosła, ukształtowana, trochę skrzywiona przez siedzący tryb życia i błędy młodości. W bieganiu prędzej czy później wszystkie nasze wady powychodzą. Po co dodatkowe ćwiczenia i rozciąganie? Właśnie po to żeby je eliminować, naprawiać. Między innymi dlatego mięśnie trzeba wzmacniać (żeby odciążyć stawy i ścięgna), rozciągać (żeby pracowały w pełnym zakresie ruchu), stabilizować…
Pokora i cierpliwość, to nie są cechy głupców. Po ustąpieniu bólu, nie pognałam jak szalona na trasę. Z kompletem badań udałam się do fizjoterapeuty i zajęliśmy się „prostowaniem mojego ciała”.
Profilaktyka jest bardzo ważna. Mimo, że nie boli i biegam już czwarty miesiąc, nie rezygnuję z dodatkowych ćwiczeń. Czasem mam wyrzuty, że robię ich za mało i mogę się o tym znowu boleśnie przekonać, ale ogólnie jestem dobrej myśli. W swoich codziennych treningach kładę szczególny nacisk na mięśnie pośladkowe (silne i rozciągnięte mięśnie pośladkowe to podstawa podstaw walki z ITBS, o rozciąganiu ich było TU ) i mięśnie czworogłowe (to był mój najsłabszy punkt, o rozciąganiu pisałam TU). Na blogu pokazałam już chyba większość ćwiczeń, które wykonuję przy okazji bycia zdrowym i mądrym biegaczem, ale że zawsze o czymś zapominałam, poniżej pokazuję jeszcze kilka fajnych pozycji, idealnych w profilaktyce i walce z niewdzięcznym pasmem:
1. W skłonie wytrzymujemy około 30s.
2. Ćwiczenie robimy powoli i dokładnie: góra, dół (trochę wolniej niż na gimpie).
3. W pozycji wytrzymujemy około 30s.
Tyle z historii. Trzeba żyć dalej i doskonalić się w byciu szczęśliwym i zdrowym biegaczem!
Pozdrawiam!