Podsumowanie miesiąca. Marzec 2015
Miesiąc rozpoczęłam średnio udanymi zawodami na 10 km. Moja relacja z biegu nie spodobała się wielu z Was, więc postanowiłam posłuchać i zacząć biegać dla endorfinek! Koniec z życiówkami, zajeżdżaniem się na treningach i zmuszaniem do biegania! Dobra żartuję. Zwolnię, ale jeszcze nie teraz. Póki co, kocham zaciskać zęby na zawodach (czego nie można powiedzieć o moim ortodoncie) i o tym musicie czytać jeszcze przez jakieś miesiące, a może lata…
W marcu przebiegłam 277 km, robiąc 60-70 km tygodniowo. Wyszło bardzo mało akcentów, właściwie ograniczyłam się do max dwóch mocnych biegów w tygodniu (drugi zakres, biegi progowe). Miałam problem z zorganizowaniem się i nabawiłam jakiegoś przeciążenia czwórki, przez co nie byłam w stanie biegać interwałów i przebieżek. Do tego trochę spadła mi motywacja (obstawiam wiosenne przesilenie) i miesiąc minął nawet nie wiem kiedy. Na marcowych treningach nie świeciłam przykładem. Lenistwo, zmęczenie, przeciążenia – tak wyglądało w skrócie. Mimo wszystko udało mi się wygrać po raz drugi bieg z cyklu On The Run (5 km po Łazienkach Królewskich) oraz szczęśliwie ukończyć Półmaraton Warszawski. Ostatnie dwa dni miesiąca postanowiłam spędzić kompletnie odcinając się od jakichkolwiek treningów i koncentrując swoją uwagę na jedzeniu. Bardzo tego potrzebowałam.
Dziś mamy 1 kwietnia, odstawiam frytki i powoli ruszam dalej. Nakładam maseczkę, biorę książki, kalendarz, czas się konkretnie zorganizować, bo inaczej znowu poddam się lenistwu i będę musiała odwołać swoje słowa z pierwszego akapitu oraz resztę wiosennych startów.
Pozdrawiam!