Pusty ten mój dzienniczek treningowy ostatnio, aż strach zaglądać. Robiąc podsumowania czuję jakbym miała podwójną osobowość. Z jednej strony na styk udało się zrobić 3 treningi w tygodniu i z perspektywy Run The World ścigającej świat jest to zatrważająco mało. Z drugiej jako ciężarna tłumaczę sobie na tyle miałaś siły, czasu i zdrowia… wykonałaś kawał dobrej roboty. I tak zleciał kolejny miesiąc. Jednego dnia przewagę ma biegaczka, drugiego ciężarna.
Przechodząc do rzeczy. W maju czekało mnie spore wyzwanie, udział w półmaratonie w Nowym Jorku. Poważnie więc wzięłam się za przygotowania i razem z Bartkiem 2-3 razy w tygodniu biegałam po 6-8 km. Szło nam rewelacyjnie, a w towarzystwie Bartka i samopoczucie i tempo były jakieś lepsze. Niestety w pewnym momencie się przeziębiłam dość mocno. Musiałam na chwilę zwolnić, a już bez problemu biegałam po 5:40! Brzuch niewielki, nogi coraz lżejsze, ach to był do tej pory mój najlepszy okres biegowy podczas ciąży. Sam półmaraton z kolei to najlżejszy i najprzyjemniejszy bieg jaki zaliczyłam, a do tego najdłuższy! Może jako ciężarna powinnam tylko startować, bo na treningach aż tak lekko nie jest 😉
Po półmaratonie zostaliśmy w NYC kilka dni dłużej. Spacerowaliśmy codziennie około 20 km. Poza samym startem, w tym czasie (tydzień) biegałam jeszcze raz po Brooklynie i raz w Central Parku. To był świetny czas! Byłam zmęczona i wiele rzeczy skracaliśmy, bo nie miałam zwyczajnie już siły, ale zobaczyliśmy i przeszliśmy naprawdę kawał miasta. Jestem z nas dumna i z uśmiechem będę wspominała ten czas. Bo choć zmęczona, czułam się rewelacyjnie. Nie miałam żadnych problemów ze spaniem, jedzeniem, samopoczuciem, itp.
Po powrocie do Warszawy dałam sobie kilka dni luzu. Musiałam trochę odpocząć, ogarnąć sprawy zawodowe, skupić się na dopinaniu naszych obozów, itd. itp.
26 maja wróciłam do prowadzenia treningów i swojego truchtania. Jest fajnie, ale coraz cieplej i ciężej. Czy da się połączyć moje bieganie z tymi upałami?
W maju udało się wybiegać prawie 100 km. Dzięki NYC widzę ogromną poprawę jeżeli chodzi o siłę i wygląd moich nóg oraz ogólne samopoczucie. Wagowo póki co udaje mi się tyć według zaleceń, ale jestem na styk i pozostanie po dobrej stronie mocy jest coraz trudniejsze. Nie trenując tyle co wcześniej, tak naprawdę musze jeść mniej niż przed ciążą jadłam, a i tak mam wrażenie, że waga robi co chce 🙂
To był fajny miesiąc i chciałabym by kolejny był podobny. Może bez Nowego Jorku, ale z podobnym samopoczuciem i kilometrami. Będę nad tym pracować, a odkąd wiem, że urodzi się córka, czuję, że jest podobna do mnie i pozwoli mamie cieszyć się jak najdłużej aktywnym trybem życia.