Inne

III Półmaraton Powiatu Warszawskiego Zachodniego, czyli mój pierwszy start wśród wichrowych pól

Półmaraton to wdzięczny dystans! Idealny dla przygotowujących się do maratonu (kto ma słabą motywację do biegów tempowych na dystansie 20+, proszę się zapisywać na półmaratony!). Świetny sprawdzian dla dopiero zaczynających przygodę z długimi biegami, przebiegnięcie 21 km to spory sukces! A poprawianie czasów na żadnym innym dystansie nie przychodzi tak łatwo jak tu! U mnie, aż do dziś…
Zapisując się na ów bieg, w głowie układałam ambitne plany i przebiegnięcie w 1:35:00 miało nie sprawić mi większych problemów. Patrząc na moje treningi i wyniki do końca lipca, tak pewnie by było, gdyby nie ten sierpień. Miesiąc bogaty w zdarzenia, nie mające nic wspólnego z bieganiem, bijące w siłę mojego ducha i motywację… Koniec jednak z tłumaczeniami! Tacy jak ja, biegacze – amatorzy, musimy godzić pasję z życiem codziennym i musimy być twardzi! Nie wszystko w życiu idzie zgodnie z planem, więc akceptujmy to co nieuniknione i cieszmy się z tego co mamy (chyba Wam już wspominałam, że zaczynam pracę nad swoją wiarą w afirmację? 😀 ). 
Mściwe pola Powiatu Zachodniego
A wracając do biegu…
Start był w Błoniu, a meta w Borzęcinie Dużym (jakieś 20 km od Warszawy).  Trasa idealnie płaska, ale jeżeli myślicie, że płaska znaczy łatwa, to uprzejmie wyprowadzam z błędu! Na szosie wśród pól wieje, jak w mordę strzelił! Dosłownie! 
Pierwsze 5 km biegło się luźno (4:30 min/km). W punkcie żywieniowym chwyciłam kubek z wodą, z myślą, że dalej wezmę Powerade. Oj! Zapomniałam, że na mniejszych biegach punkty żywieniowe nie są tak rozciągnięte! Pozostało mi biec kolejne 5 km na dwóch łykach wody 🙁 Zaczęło się robić nieco ciężej, ale jakoś złapałam rytm i wydawało mi się, że będzie git!
Pozdrawiam towarzysza! 
Zaraz za półmetkiem poczułam wiatr, który muskał me lica aż do 18 km. Wiedziałam, że nie będzie git (bieganie pod wiatr kompletnie mi nie idzie). Zwalniałam i zwalniałam… Próbowałam jeszcze ratować się i kryć za plecami kolejnych mijających mnie panów. Nic na dłużej z tego nie wyszło. Nikt nie rozmawiał. Tylko cisza i wiatr w polu! Zaczęłam sobie wyliczać wszystkie błędy treningowe (czego nie polecam). Nie miałam ochoty biec do tej mety, ale słyszę: „Ej dziewczyno! Jesteś piąta! Nie poddawaj się!” Pomyślałam: „OK, do mety tym tempem dam radę, ale nawet niech nikt mi nie każe przyspieszać :)” Bieg po życiówkę zamienił się w bieg o honor i tak też dobiegłam. Dobiegłam z czasem 1:38:45, IV miejsce w kategorii K-20 (kobiety rocznik 1995-1984), V kobiety open, 111 ogólnie.
Fryzura „czesana pod wiatr”
Sam bieg i organizację oceniam bardzo dobrze. Wszystko działało bez zarzutów. Mijając metę usłyszałam swoje nazwisko (niestety przekręcone, ale to już standard), za linią dostałam pyszną nektarynkę i ulubioną wodę (Cisowiankę). Medal też! 😀 Wróciłam do domu i liczę, że w Augustowie poprawię swój czas!
EDIT: Oficjalnie jest to moja nowa życiówka, a więc można się cieszyć 😀
Pozdrawiam!
PS Szczególnie pozdrawiam towarzysza ostatnich 6 kilometrów!
Share: