Inne

Bieg na 100%, czyli relacja z 2. Białystok Półmaraton

W końcu! Rozprawiłam się z 1:30 w półmaratonie! Oficjalnie, 11.05.2014, w Białymstoku, pobiegłam połóweczkę w 1:29:35. Cieszę się ogromnie, bo sama nie wierzyłam, że się uda. Chyba pierwszy raz miałam, aż tyle wątpliwości co do biegu i samego wyniku. Ja wiem, wiem, że wielu z Was uzna to za kokieterię, ale naprawdę ostatni miesiąc był dla mnie bardzo ciężki. Powrót do formy po maratonie idzie mi dość opornie. Biegam dużo mniej i wolniej. Nie dlatego, że nie chcę. Po prostu nie mam siły. Wychodzę na trening, zaczynam biec i boom! 4-5 km i mięśnie palą żywym ogniem 😉 Myślę co jest? Ciągle maraton? Czy może stres i praca? Echh… babo sama sobie jesteś winna: start w półmaratonie, miesiąc po maratonie? I to na życiówkę? Coś ty sobie myślała? Z drugiej strony, numer 130 zobowiązuję. Więc jaki obrać plan? Biegać 4-5 razy w tygodniu, krócej, ale z mocniejszymi odcinkami i czekać na chwilę aż nogi pozwolą na więcej. 
2. Białystok Półmaraton, to była ta chwila. Do końca nie wiedziałam na co się nastawiać. Przez głowę przeszła mi myśl, że w obecnej formie mogę nawet nie dobiec, więc co tu planować? Biec od początku rekreacyjnie? Bez sensu. Nie mogę poddać się bez walki. Walczyć i upaść? Trochę wstyd będzie, ale co robić? Jak wiecie, ja tak łatwo się nie poddaję. Postawiłam wszystko na jedną kartę i postanowiłam biec od początku na 100%. Pomyślałam: co będzie, to będzie, najwyżej zwolnię, ale nie poddam się bez walki!” Z taką strategią stanęłam na starcie. Trzęsąca, muszę przyznać, ale zdecydowana.
Jak się biegło?
Czas, start, a ja kolejny raz za szybko włączyłam zegarek! Trudno, będę rachować, w sumie to trochę już się przyzwyczaiłam 🙂 Po pięciu kilometrach zrozumiałam, że trzymam dobre tempo, jeszcze nie zdycham, nic nie boli, ogólnie jakoś leci. Panowie z przodu mówią, że biegną na 1:28, co tylko potwierdza moje obliczenia. Jak widzicie na wykresie, jest to chyba jeden z moich bardziej nierównych biegów. Jako perfekcjonistka lubię biegać pod linijkę, w Białymstoku było trochę inaczej. Na podbiegach, pod wiatr (nie miałam za kim się schować) zwalniałam do 4:20-4:30, z górki i na płaskim starałam się cisnąć na 100% Pierwszy raz obrałam tak ryzykowną taktykę, ale tak jak pisałam na wstępie, cały ten mój wyścig był jedną wielką niewiadomą, więc ryzykowałam do samego końca, bez chłodnych kalkulacji. Na 12-tym km zjadłam żel (SIS z kofeiną – szczerze polecam), pewnie się zdziwicie, ale do tej pory na połówkach tylko piłam. W końcu się przełamałam i wyszło mi na zdrowie. Dalej chciałam trzymać 4:12-4:15, niestety podbiegi pod zimny wiatr w takim tempie były poza moim zasięgiem. Na 19-tym km wiedziałam, że czas poniżej 1:30 jest nierealny, a długa prosta pod wiatr na 20-tym tylko to potwierdziła (tak wtedy myślałam). 

Cały bieg uratował ostatni kilometr. Na agrafce zobaczyłam 9. kobietę, która była coraz bliżej i wyglądała dość rześko. Do tej pory łatwo się poddawałam, gdy widziałam, że goni mnie jakaś zawodniczka, teraz postanowiłam zawalczyć. Stwierdziłam, że prędzej padnę niż dam się dogonić 😉 W ten sposób zrobiłam finisz przy 200 uderzeniach serca (mój HR max 201). Dla wielu nic takiego, ja pierwszy raz pobiegłam zawody na takie prawdziwe 100%. Na mecie kręciło mi się w głowie, ale widziałam na zegarze 1:29:36, siostry krzyczały, że się udało, wszyscy wokół cieszyli się i gratulowali. Chwiejnym, ale zwycięskim krokiem, ruszyłam dalej 🙂
Słowo o samej organizacji
W swoich relacjach, dawno nie pisałam o kwestiach organizacyjnych. Wybaczcie, ale jak opowiadam na gorąco, nie zawsze pamiętam o wszystkim. W Białymstoku, trzeba przyznać, organizacyjnie bieg był na najwyższym poziomie. Zabezpieczenie trasy – bez zarzutu. Oznaczenia kilometrów – z tego co pamiętam, małe przesunięcie o +/- 400 m było na 12-tym i 17-tym km, poza tym idealnie wymierzone i widoczne oznaczenia. Długość trasy – mój zegarek pokazał 21,36 km, jak na taki dystans to naprawdę niewielkie odchylenie, a trzeba brać też pod uwagę błąd GPS. Punkty z napojami i wolontariusze – kawał dobrej roboty i wsparcia, ode mnie wielkie dziękuję, bez Was byłoby nam ciężko. Dodam jeszcze, że w pakiecie była koszulka z naprawdę dobrego materiału – pierwszy raz spotkałam się z tak dobrą koszulką pakietową. Na mecie medale, woda, izotoniki i Red Bulle (na które się nie skusiłam, ale były). Śmiało można napisać, że ten bieg nie miał nic wspólnego z małymi lokalnymi imprezami biegowymi, a był wielkim, świetnie zorganizowanym biegowym przedsięwzięciem. Stety i niestety, chciałoby się dodać, z mojego punktu widzenia. Nie zrozumcie mnie źle, ale po samym biegu byłam trochę rozczarowana. Odniosłam wrażenie, że w tym całym szale, organizatorzy nie pomyśleli o najlepszych amatorach. Wysokie nagrody przyciągnęły zawodową czołówkę polską i zagraniczną. Miejsca open, to oczywiste, należą do zawodowców, ale na takich biegach są też miejsca w kategoriach wiekowych, które zazwyczaj przyznawane są już kolejnym biegaczom (wykluczając tych nagrodzonych w open). W Białymstoku miejsca generalne pokrywały się z wiekowymi. To znaczy, że osoby, które zajęły główne miejsca, zostały także nagrodzone w swoich wiekowych. Niby nic wielkiego, bo za kategorie wiekowe nie ma wielkich nagród. Jednak sam fakt wyróżnienia i wyjście na podium, dla amatora to ogromny sukces, dla profesjonalnego zawodnika z nagrodą główną, wątpię by miał jakąkolwiek wartość. Ja dobiegłam jako 8. kobieta, pierwsza bez klubu i trenera, dla mnie, na ten moment to największe osiągniecie biegowe, a do tego w moich rodzinnych stronach. Całe szczęście, że piszę bloga, przynajmniej ten wpis będzie świadectwem tej wielkiej chwili 😉 
Po słowie
Czy to była życiówka z zaskoczenia? Uzyskany czas, jak ktoś słusznie zauważył, nie jest wystrzałem formy, raczej pokazuje, że trzymam poziom i wbrew moim obawom, dużo przez ten miesiąc nie straciłam. Oj tam, gadanie!!! Dla mnie to ogromne zaskoczenie i radość, że dobiegłam w takim tempie! Naprawdę różne myśli miałam w głowie i  wydawać by się mogło, że taki czas w obecnej chwili jest poza moim zasięgiem, a tu proszę… jakoś się udało 😉
Finisz na 100%
Może byłoby inaczej, gdyby nie wspaniały doping! Na trasie i w sieci! Zewsząd słyszę pozytywne komentarze i głosy wsparcia – to niesamowicie buduje i pcha do przodu. Z taką energią jest o wiele łatwiej 🙂 Dziękuję! Jesteście wielcy! Wiem, że ostatnio trochę się opuściłam w blogowaniu i zaniedbałam Was, obiecuję powoli wrócę do formy ze wszystkim 😉
Moja nagroda 🙂

Pozdrawiam!
Share: