Podsumowanie miesiąca. Październik 2018
Po mega leniwym wrześniu, przyszedł czas na lekkie rozbudzenie. Życie bez aktywności fizycznej po prostu nie smakuje mi, stąd czy z planem czy bez, lubię przyjąć swoją dawkę endorfin. Do tego jesień dopisała i po prostu nie dało się w październiku nie biegać! Jak to wyglądało u mnie?
BIEGANIE
Długie roztrenowanie absolutne ma swoje plusy i minusy. Głowa i ciało dostały potrzebny odpoczynek, ale i do formy wraca się po takim czasie dłużej. Pożegnałam problemy z rozcięgnami i kolanami, tym cieszę się najbardziej w tym miesiącu i w dłuższej perspektywie przyniesie to więcej pożytku niż bieganie i użeranie się z bólem. W październiku starałam się biegać 3-4 razy w tygodniu, bez większych sukcesów i luzu w nogach, ale wychodziłam i deptałam swoje, bo wierzyłam, że w końcu maszyna ruszy. Póki ak się nie stało każde moje bieganie w grupie kończyło się urywaniem mnie po kilku kilometrach. Dopiero pod koniec miesiąca trochę nogi się rozkręciły i kilometry przestały męczyć, ale biegam sama, na wspólny trening wezmę chłopaków wtedy, gdy będę czuła, że to ja ich urwę! Od czasu do czasu mocniejsze treningi robiłam na bieżni, tak dla przełamania rutyny. Łącznie zrobiłam około 200 km. Bez większej filozofii. W listopadzie mam nadzieję utrzymać tendencję wzrostową, jednak nie myślę póki co o konkretnych startach i nie planuje przyszłości. Zajmę się tym dopiero w styczniu. Niestety nie wystartuję też w Biegu Niepodległości w Poznaniu, ponieważ w tym samym czasie mam szkolenie, na które czekam już od jakiegoś czasu i przeniesie ono więcej pożytku dla mnie i dla was , niż kolejna dycha 😉
PŁYWANIE
Poza bieganiem regularnie pływałam. Póki co wychodziło tych treningów raczej mniej niż planowałam, ale nawet przy jednym treningu grupowym w tygodniu czuję, że moja forma jest stabilnie nie najgorsza. W listopadzie mocniej przyłożę się do pływania, bo trochę mi brakuje zmęczenia i niedotlenienia w wodzie 🙂
TRENING UZUPEŁNIAJĄCY
Jesień-zima to moment, gdy tego czasu na trening uzupełniający mam trochę więcej i staram się go dobrze wykorzystać. Dodatkowo musiałam popracować nad wyrównaniem siły w mięśniach nóg by kolano przestało doskwierać, więc 2 razy w tygodniu to minimum, które spędzałam na sali.
ROWER
Rower zostawiłam na koniec, ponieważ moja Siwka odpoczywa pod pokrowcem, a trenażer jest permanentnie zajęty przez Bartka. Poza kilkoma jazdami na rowerze stacjonarnym w celu wzmocnienia kolana, nie w głowie mi były treningi rowerowe. Cieszę się, że po dwóch miesiącach bez roweru w końcu zeszły mi trochę mięśnie czworogłowe i znowu bliżej mi do biegaczki niż triathlonistki 😉 No ale myślę, że rozłąka nie potrwa długo, coś tam jednak trochę tęsknię.
Nudy straszne u mnie tej jesieni, ale są chwile w życiu, gdy człowiek niczego bardziej nie potrzebuje niż chwili spokoju, prawda? Jeżeli macie jakieś ciekawe historie z października do podzielenia, dawajcie!