trening

Podsumowanie miesiąca. Październik 2016

Październik chciałam zapamiętać jako jeden z pierwszych mocnych biegowo miesięcy w tym roku. Za sobą mam cztery miesiące powolnego powrotu do aktywności biegowej, pierwsze treningi z Hubertem, pół roku regularnego pływania oraz jazdy na rowerze.

Myślę (a nawet mam potwierdzenie od lekarza), że w formie jestem ponad przeciętną krajową i w końcu mogę zacząć myśleć o dalszych krokach, jak np.praca nad szybkością. Przed sobą z kolei mam (miałam) dłuższe wakacje i zaplanowany zabieg, z którym wiąże się kilka kolejnych tygodni odpoczynku. Październik zatem miał spełniać dwie funkcje: testową i zapasową. Chciałam sprawdzić na ile mogę sobie pozwolić oraz potrenować na zapas, by ze spokojnym sercem przetrwać pauzę. Czy plan został zrealizowany? Wyjdzie w poniższym podsumowaniu.

podsumowanie miesiąca 2

Pływanie

Naprawdę polubiłam pływanie, nie zmienia to jednak faktu, że w dalszym ciągu nie jestem w tym mistrzem. Staram się pływać trzy razy w tygodniu po godzinie. W cięższych tygodniach bywa, że sobie odpuszczam (drugi tydzień października). Regeneruję się szybciej, ale nie na tyle by codziennie dawać z siebie wszystko na treningach. Godzinę spędzam na lekcjach indywidualnych, godzinę w grupie, a godzinę sama. Na lekcjach indywidualnych robię największą robotę. Michał pilnuje bym nie oszukiwała na przerwach i nie miała siły się odezwać. W grupie z kolei świetnie się bawię z ludźmi, którzy pływają na podobnym poziomie. Bawię może źle zabrzmiało, bo poza tym, że mam z kim pożartować, robota także musi być zrobiona. W grupie czas szybko mija, a najcięższe ćwiczenia są ciut łatwiejsze gdy zmagasz się z nimi razem. Odkryłam jak zajebiście jest płynąć komuś w nogach i zrozumiałam, że pływanie propelerem nie tylko mi idzie opornie. Pływanie to proces, który wymaga sporo czasu i nakładu pracy. Śmiem jednak stwierdzić, że idę w dobrą stronę i wkroczyłam już na kolejny jego etap. Pływam bardziej świadomie, a na pewno jestem świadoma swoich błędów i słabych stron i wiem jak powinnam nad nimi pracować. Po powrocie chciałabym poświęcić pływaniu jeszcze więcej czasu, ale czy będzie z tego triathlon to jeszcze nie planuję. Póki co moim celem jest doskonalenie swojej sztuki pływania i traktowanie tego jako trening uzupełniający biegacza.

Rower

Wraz z nadejściem jesieni przesiadłam się całkowicie na trenażer. Rower także stanowi uzupełnienie treningu, dlatego nie mam ciśnienia by jeździć w każdych warunkach i jak najwięcej. Rower jest mało obciążający, a świetnie wzmacnia mięśnie nóg, co widać po moim biegowym progresie poniżej. Korzystam z niego 1-2 razy w tygodniu i nawet gdybym chciała, na więcej nie mam ani czasu ani siły.

Bieganie

To w tym momencie zaszły największe zmiany. Od połowy września zaczęłam trenować pod czujnym okiem Huberta. Z dwóch lekkich biegów w tygodniu przeszliśmy na 3-4 treningi. Decyzja o poddaniu się innemu trenerowi była słuszna. Gdy wiem, że obok stoi ktoś, kto obiektywnie jest w stanie mnie ocenić, mam dużo spokojniejszą głowę i bez obaw mogę robić to co lubię. Samodzielny powrót po kontuzji jest możliwy, ale bywa bardziej stresujący, a ja już mam i tak dużo stresu na głowie. Poza tym wizja nowej mnie wymagała obecności trenera, który będzie potrafił przygotować pod krótsze dystanse. I tak sobie już pracujemy od kilku tygodni. Robię dużo siły biegowej, sprawności oraz biegania na odcinkach. Ciągłe biegi mam max do 8 km,  a biegi spokojne właściwie nie występują w moim planie. Objętościowo moje bieganie nie przekraczało 30 km tygodniowo.. Moje treningi idą w stronę jakości. Biegałam sporo na odcinkach od 100 m do 600 m i mocnych 4-5 km. Z jednej strony nie biegałam dużo, a z drugiej, każdy kolejny trening pokazuje znaczącą poprawę. Przed wyjazdem testowo pobiegłam po lesie 5 km ze średnią 4:13 min/km, co przy tak ograniczonym kilometrażu wydaje się niesamowitym progresem i z niecierpliwością już wyczekują co będzie dalej…

Październik sprawił mi sporo przyjemności. Wszystko układało się zgodnie z planem. Głodna treningów nie odczułam nimi dużego znużenia, upajałam się każdą aktywną chwilą i czekałam na następną. Czysta sielanka.

Listopad rozpoczął się bardziej leniwie. Przez pierwsze dni urlopu nie robiłam nic, o ile można tak nazwać całodzienne spacery po Bangkoku i świątyniach.  W drugim tygodniu nie mogłam oprzeć się pokusie i w kolejnym wpisie opowiem o bieganiu w środku dżungli.

Share: