Podsumowanie miesiąca. Styczeń 2017
![](https://runtheworld.pl/wp-content/uploads/2017/02/FullSizeRender-10.jpg)
Pierwszy miesiąc nowego roku mamy za sobą! A przed nami luty, ostatni z tych najbardziej zimowych. Bo w marcu, jak w garncu, czyli już można mieć nadzieję na więcej ciepełka! Zanim jednak nastąpią te wspaniałe dni, do podsumowania mam styczeń, a do zaplanowania luty.
Mam za sobą szybki strzał, lekki upadek, długą prostą i nowe nadzieje. Tak bym w jednym zdaniu podsumowała cały miesiąc. Końcówkę roku i początek nowego spędziłam w Międzyzdrojach, gdzie pod okiem Huberta zrobiłam kilka naprawdę mocnych treningów. Natchniona nową energią w nowym roku postanowiłam się trzymać harmonogramu, by lepiej funkcjonować i łączyć z sukcesami życie zawodowe, prywatne i treningowe. Spinałam tyłek jak mogłam, rozpisywałam na tablicy co i o której robię, łatwo nie było, idealnie nie wyszło, ale mogę odnotować mały sukces na polu zorganizowania. Bo powiem Wam wrzucić w plan tygodnia 5 treningów biegowych to pikuś przy 10-12 treningach do triathlonu. A trzeba jeszcze się zregenerować, popracować, przytulić Bartka i kocię i z Wami coś pogadać. Czy ja naprawdę sama tego triathlonu chciałam?
Zanim przejdę do podsumowania dyscyplin pojedynczo, jeszcze trochę pomarudzę o samym styczniu i triathlonie. Bardzo często, mimo moich ogromnych starań kończyło się na: plany swoje, a życie swoje. Cóż, Agnieszki Jerzyk i tak nie dogonię, muszę trenować i żyć jak amator i starać się w tym nie pogubić! O! Tak Wam powiem, cokolwiek robicie, nie zgubcie po drodze siebie i swoich celów. Może nas ktoś zainspirować, możemy kogoś podziwiać, ale żyjmy i realizujmy się w swoim własnym życiu. Bądźmy sobą, że tak górnolotnie napiszę. Stąd ja postanowiłam być roztrzepaną triathlonistką, lekceważącą jazdę na rowerze.
PŁYWANIE
W pierwszych dwóch tygodniach roku pływałam tylko po razie. Takie małe roztrenowanie przed kolejnym mocnym cyklem w wodzie. Mam nadzieję, że Michał zgodzi się z tym sformułowaniem. Kolejne trzy pływałam już 3/4/3/. Został jeszcze tydzień szósty, który mam nadzieję zamknąć czterema treningami, uzależniam to jednak od weekendowej motywacji. W wodzie spędzam średnio godzinę, jeżeli mam gorszy dzień 45 minut (tak było w poniedziałek, gdy przyszłam z zajechanymi po przysiadach nogami). Talentu pływackiego dalej nikt we mnie nie zauważył, ale lubię pływanie i ciężką pracę, więc się nie poddaję. Ostatniego dnia stycznia nastąpił nawet pewien przełom i Michał pochwalił mój styl grzbietowy. Niestety zdaję sobie sprawę, że na grzbiecie triathlonu nie zrobię, ale Bałtyk może?
Jeżeli chodzi o moje czasy, demonem prędkości nie jestem, ale coraz częściej widzę na zegarku setkę poniżej dwóch minut. Muszę poprosić Michała o jakiś sprawdzian, to wtedy może powiem Wam więcej. Technicznie najsłabiej u mnie z rotacją i lewym łokciem, a i pociągnięciem. Był moment, że kompletnie odpuściłam sobie oddychanie na 3 i stąd lewa strona zaczęła u mnie się koślawić. Od początku stycznia ile mogę staram się płynąć na trzy. Nawrotów też robię więcej, nawet jak się kończą zalaniem i trafieniem na czyjś brzuch, nie poddaję się, bo trening czyni mistrza! Z pływaniem mam też tak, że na lądzie czuję sie oświecona, wiem o co chodzi z tym łokciem i rotacją, i to oddychanie wydaje się takie łatwe, a nawroty? Pestka. Po czym wchodzę do wody i jakby mi ktoś odciął dostęp do mózgu. Miotam się i nie czuję kompletnie tej wody. Jak pamiętam o łokciu, zapominam by klatę nisko trzymać, jak pamiętam o klacie, to lewa ręka skręca, jak ręka nie skręca to łeb za wysoko. O! Albo pociągnięcie pod wodą, czyli jego brak, jak już na lądzie o nim zapominam, to wyobraźcie sobie co dzieje się w wodzie. Kurde serio to pływanie to jest jakaś masakra, czy ja to skumam? Ale lubię. Przynajmniej lubię to.
ROWER
Lecąc od pierwszego tygodnia roku, wyszło tak: 3/0/2/2/? Na początku miesiąca rzuciłam, że będę walczyć o miłość do Krychy i wsiadać na nią dwa razy w tygodniu, a od lutego trzy. Nie chcę się wycofywać, ale nie idzie najłatwiej. Miłość miłością, ale prawda jest taka, że jak jestem zmęczona, rower odpuszczam w pierwszej kolejności. I wiem, wiem, że nieładnie tak robić, że rower najważniejszy! Ale ja ciągle jakoś nie mogę się ogarnąć. Brak konsekwencji w treningach rowerowych przyznaję bez bicia.
Został szósty tydzień, ten ze znakiem zapytania. Trzymajcie kciuki za dwójeczkę, a o trójkach pomyślę od następnego tygodnia. Planując tydzień rower wrzucam na wieczór lub weekend, a w styczniu kilka razy wypadł mi przez pracę lub sprawy rodzinne. Gdy wracam do domu o 21-22, po 14 godzinach mojej nieobecności, to szczerze wolę zjeść kolację z Bartkiem niż kręcić. Trening jest ważny, ale nie najważniejszy. Na weekendy też póki co wyjeżdżam bez trenażera, a na zewnątrz nie jeżdżę zimą. Mam nadzieję, że jestem chociaż trochę usprawiedliwiona.
BIEGANIE
Pierwsze zdanie drugiego akapitu dotyka przede wszystkim biegania. Początek roku w Międzyzdrojach był wystrzałem, po którym przygasłam. Byłam przemęczona i trochę odpuściłam z treningami by odzyskać równowagę. Dwa lżejsze tygodnie opłaciły się – energia wróciła! Kolejne dwa należały do biegania spokojnego, trochę w krosie, raz na bieżni (pierwszy i mam nadzieję ostatni raz tego roku). Przez styczeń wybiegałam 124 km! Dobra, nie ma tego dużo, ale zawsze to przynajmniej się nie przetrenuję 😉
Styczeń nie był lekki. Nie robiłam tyle, ile teoretycznie założyłam, a i tak byłam zmęczona. Pewnie jak u wielu z Was pierwszy miesiąc roku to czas podsumowań, w pracy dużo się dzieje, pity, podatki, rozliczenia, prezentacje, nooooormalnie wszystko na raz! Na szczęście to już za nami, czas na luty, krótki i ostatni miesiąc zimy! Yeah!