Podsumowanie miesiąca. Luty 2020
Nie wiem, czy komukolwiek obecnie w głowie moje podsumowanie miesiąca, ale spróbuję odciągnąć Wasze myśli choć na chwilę od koronawirusa. Myślę, że warto, bo miesiąc solidnie przepracowany. Choć podsumowanie piszę mocno zmęczona i treningiem i życiem, postaram się wrócić myślami do tych najbardziej optymistycznych chwil i z odpowiednim nastawieniem wszystko opisać.
Po dobrze przepracowanym styczniu, w lutym postanowiłam zrobić kolejny krok w przygotowaniach. W odstawkę poszły dystanse 5-6 km. Średnio biegałam na treningu 10 km, ale wypadły też dwie dwunastki, a nawet 13,6 km w towarzystwie Bartka. Zrobiłam dwa treningi z przebieżkami, kilka kilometrów w drugim zakresie, jedną zabawę biegową. Wszystko jeszcze na czuja i w zależności od samopoczucia. Bez planu i przymusu. I muszę przyznać, że naprawdę biegało mi się rewelacyjnie. Z treningu na trening szybciej. Nie straszny mi był wiatr, czy podbiegi na Suwalszczyźnie. Nogi coraz lżejsze, regeneracja coraz szybsza, waga coraz niższa. Naprawdę to był dobry miesiąc. Do tego Ninuś coraz starsza i a ja lepiej zorganizowana, więc łatwiej nam się rozstać na tę godzinkę 🙂 Oczywiście mam swoje rozkminy, jak to dalej będzie? Na ile więcej mogę sobie pozwolić? No i trochę tęsknię za triathlonem. Chodzą mi po głowie różne scenariusze, że może dorzucę jeden rower w tygodniu i jeden basen i chociaż jakąś ćwiarteczkę dla zabawy latem zaliczę? Oczywiście dalej skupiając się na progresie w bieganiu… No nie wiem sama. Pewnie wielu sobie myśli, jeeesu co za probrlemy, liczy się spontan. No a mi zawsze daleko było od spontanu, ja lubię mieć wszystko w treningu i startach zaplanowane, a teraz przy dziecku już w ogóle… Myślę, że marzec przyniesie odpowiedzi na wiele pytań.
W marcu chciałabym już tak na mur beton biegać te 4 treningi w tygodniu. Póki co, bliżej mi do 3 niż 4 i cholera jasna ciężko więcej wsadzić, ale coś pokombinujemy z Bartkiem. Raz się wstanie wcześniej, raz pobiega w nocy i jakoś to będzie, prawda? 🙂 Choć musze przyznać, że daleko mi do osób, które robią trening za wszelką cenę. Ja sobie cenię zrównoważony rozwój. Iść do przodu, ale bez szkody dla snu czy czasu spędzonego z dzieckiem. I absolutnie wierzę, że w moim przypadku samego biegania 4 razy w tygodniu wystarczy by zrobić progres i do 38 minut na dychę. Z maratonem i triathlonem też w końcu coś wymyślę. Tak też między słowami zdradziłam Wam swoje plany najbliższe. Obecnie skupię się na poprawie na dystansie 10 km, jak złamię 39 minut, będę myślała dalej 🙂
Podsumowując, w lutym przebiegłam ponad 140 km. Miesiąc zakończyłam dość mocnym struciem i przymusowymi trzema dniami wolnymi, ale pierwsze treningi w marcu pokazują, że formy wcale nie straciłam. Jeżeli chodzi o plany startowe, na początku kwietnia chciałam pobiec 10 km by zobaczyć gdzie ja w ogóle jestem.Natomiast nie przywiązuję się do żadnej daty na tę chwilę z uwagi na to co się dzieje obecnie na świecie, w razie braku zawodów, przetestuję się na Bartka plecach 😀