Podsumowanie miesiąca. Maj 2015

Maj rozpoczęłam upadkiem z dużej wysokości. Na Wings For Life poddałam się zupełnie, przegrałam ze swoją głową, ciałem i ambicjami. Bolesne, ale potrzebne. Zrozumiałam gdzie jestem i ile w tym momencie zależy ode mnie. Upadek sprawił, że wzięłam się w garść, przestałam myśleć o tym co za mną i całą koncentrację skierowałam na mądrym trenowaniu. Czuję, że to był niesamowity przełom. Od 5 maja trenowałam bardzo mocno, ale stopniowo dodając obciążenia i nie oczekując cudów. Głęboki wdech, motywacja na najwyższym poziomie i wiara we własne siły i swój trening. Dzięki temu przebiegłam w maju ponad 444 km!!! (to absolutny rekord na tę chwilę). Nic nie przeszkadzało mi w treningu, organizm w końcu zaczyna łapać o co mi chodzi, jestem w stanie szybko się regenerować i muszę przyznać, że pierwszy raz w życiu jestem zadowolona z większości treningów, które zrobiłam. Ba! Są takie, z których chodziłam dumna przez kilka dni.
W realizowaniu mocniejszych założeń i utrzymaniu motywacji do ostatniego metra pomagali mi Bartek, Paweł, a w ostatnim tygodniu moja siostra Marta na rowerze. Dzięki Nim zaliczyłam kilka treningów jak prawdziwy zawodowiec, po cichu liczę, że lubią mnie prowadzić i mają ochotę na więcej.
Mój plan na maj był prosty w swych założeniach, ale z każdym kolejnym dniem coraz bardziej wymagający. W końcu bez problemu i zbyt dużego zmęczenia biegam średnio 100 km w tygodniu, a jak wyglądały te kilometry? W tygodniu realizuję 2-3 akcenty, reszta to biegi regeneracyjne, czasem więcej drugiego zakresu jak mam siłę. Tydzień przed zawodami easy mieszam z przebieżkami.
Podbiegi 10 x 300 m (raz w tygodniu, chyba że o teren ciężko)
BNP 15-20 (stosuję różne kompilacje, moja ulubiona zawiera tempa na wszystkich ważnych dla mnie dystansach: 42, 21, 10, 5)
Drugi zakres ( biegam zawsze, gdy nie mam ochoty na nic więcej)
Interwały/biegi progowe 10×1000, 4x2000m, 3x3000m (w zależności od tygodnia, miejsca i poziomu zmęczenia wybieram jedną z opcji, tempo na dychę lub połówkę w przypadku trójek)
Jak widzicie naprawdę nie ma w tym dużej filozofii, ale dużo ciężkiej pracy.
16 maja poprawiłam życiówkę w Półmaratonie Hajnowskim (1:28:49). Bieg zniosłam rewelacyjnie, pomimo trudnych warunków, mocnego wiatru i zerowego odżywiania na trasie (chyba służy mi taka taktyka) czułam się świetnie i miałam w sobie mnóstwo siły na biesiadowanie do późnych godzin nocnych. Dobiegłam jako 4 kobieta, 1 w swojej kategorii wiekowej (do 29 l.). Ten bieg to moje małe zwycięstwo nad sobą w tym roku. Po starcie nie odpoczywałam zbyt długo, szłam zgodnie z planem. Z pełnego treningu wystartowałam 26 maja w On The Run PGE, który wygrałam. Było ciężko, na zmęczonych codziennymi treningami nogach pobiegłam 5 k w błocie i po ciemku w 19:26. Po tym biegu poczułam już jednak mocne zmęczenie, które przeciągnęłam treningami do końca miesiąca. Dziś leżę i piszę tego posta naprawdę już mocno zmęczona i właściwie jedyne o czym myślę to sauna i skok do jeziora!
Ach! Może jeszcze tylko dodam coś o planach na kolejny miesiąc. W czerwcu zbieram kilometry dalej i pracuję nad bazą do planu maratońskiego, po drodze jednak wrzucę trochę krótszych mocniejszych odcinków i powalczę ze swoją życiówką na dychę. Czas ją ruszyć!
Pozdrawiam!