Dogonić Kenijczyków. Sekrety najszybszych ludzi na świecie, chwytliwy tytuł, czy rozwiązanie zagadki? Recenzja książki
Dogonić Kenijczyków. Sekrety najszybszych ludzi na świecie, autorstwa brytyjskiego dziennikarza Adharananda Finna, to książka, która ukazała się jakieś dwa lata temu. Fakt, że dopiero teraz za nią się wzięłam musi o czymś świadczyć. Do tego typu tytułów podchodzę bardzo sceptycznie, stąd do lektury nie ciągnęło mnie specjalnie. Za książkę wzięłam się w ramach projektu zgłębiania wiedzy na temat różnych szkół treningowych. Szkoła kenijska znalazła się w kręgach moich głównych zainteresowań, stąd musiałam w końcu przeczytać Dogonić Kenijczyków i sprawdzić, czy da się to zrobić, czy lepiej nie gonić.
Dogonić Kenijczyków, nie jest pozycją naukową, raczej przygodowa książka o tym jak biegacz-amator, nawet taki niespecjalnie związany z bieganiem, poza tym, że pisze do Runner’s World i od wielkiego dzwona coś pobiegnie, postanawia razem z całą rodziną przeprowadzić się na kilka miesięcy do Iten, Kenijskiego miasteczka, mekki biegaczy, miejsca, gdzie stężenie zwycięzców światowej klasy biegów ulicznych, olimpijczyków i wielkich przyszłych talentów, na metr kwadratowy, jest większe niż gdziekolwiek indziej na świecie. Tu żyje i biega razem z lokalną społecznością.
Akcję książki spina jedno główne wydarzenie – maratonu w Lewie. Autor zakłada drużynę kilkuosobową i cały jego pobyt kręci się wokół przygotowań pod ten maraton. Maraton w Lewie jest zwieńczeniem wyjazdu i zakończeniem książki. Między treningami, których opisał autor zaledwie kilka, zapoznaje się z kulturą tubylców, ich podejściem do biegania, treningu, diety. Rozmawia z tutejszymi biegaczami, lepszymi, gorszymi, początkującymi i emerytowanymi mistrzami olimpijskimi oraz trenerami i agentami, cały czas szukając odpowiedzi na pytanie: „Jaka jest tajemnica Kenijczyków? Co czyni ich wyraźnie najlepszymi biegaczami na świecie?”
Autor przechodził różne fazy swoich poszukiwań i w momencie, gdy uparł się na bieganie naturalne, pomyślałam, już po lekturze. W miarę upływu czasu i stron, Finn ciut się naprostował i ostatecznie doszedł do całkiem mądrych wniosków. Nie wiem jednak, czy są to wnioski wymagające półrocznego pobytu w Kenii.
Sama odpowiadając na pytanie, co czyni Kenijczyków najlepszymi biegaczami świata, odpowiedziałabym blisko prawd, które odkrył autor. Resztę musicie doczytać.
– Duża wysokość bezwzględna. O tym wspomina się najczęściej, wymieniając czynniki dające przewagę Kenijczykom. Życie od urodzenia na wysokości ponad 2400 m n. p. m. sprawia, że organizm „oszczędniej gospodaruje tlenem”, mięśnie oddechowe są lepiej rozwinięte, a skład krwi o wiele lepszy niż osób trenujących i mieszkających na nizinach. Pojawiło się nawet zdanie Renato Canovy, który twierdzi, że 10 lat życia w „warunkach kenijskich” teoretycznie może zbliżyć nas mocno do wyników Kenijczyków.
– Życie w surowych warunkach oraz aktywne dzieciństwo. Życie w kulturach zachodnich drastycznie różni się od życia afrykańskiego. W Kenii nawet bogaci i mistrzowie, żyją jak asceci. Są przyzwyczajeni do skromnego życia, dzielenia się tym co mają z całą społecznością, od małego żyją w ruchu i ciężko pracują. Nie oglądają do 14 roku życia kreskówek, a później nie siedzą na Facebooku przez resztę życia szkolnego, studenckiego, zawodowego. Ich ciała są nauczone aktywności od urodzenia, nam niestety tego brakuje. Jesteśmy pokrzywieni, leniwi, wygodni i w przeważającej większości grubi.
– Prosta dieta, uboga w tłuszcze, a bogata w węglowodany (czyste paliwo biegaczy), sprawia, że Kenijczyk jest w stanie biegać bardzo szybko i długo, zachowując przy tym niesamowicie szczupłą sylwetkę. Kenijczycy żywią się głównie ugali (potrawa z gotowanej mąki kukurydzianej), owocami i chlebem. Czasem dorzucają jakieś mięso i warzywa, ale ciasteczek i chipsów w ich diecie nie uraczysz 🙂
– Kult biegania – Bieganie w Kenii traktowane jest jak sposób na wyrwanie się z biedy, tu nikt nie patrzy na biegacza jak dziwaka, który marnuje swój wolny czas. Tu biegaczy się szanuje i podziwia. Tu wszyscy biegają, wierząc, że odniosą sukces, że zarobią duże pieniądze kupią krowę i pole kukurydzy i będą w stanie utrzymać siebie i rodzinę w prostych warunkach, ale już do końca życia. Kenijczyk, który postanawia zacząć biegać, nie zajmuje się niczym innym. Biega, je i śpi. Zapożycza się u rodziny i głęboko wierzy, że odniesie sukces. Cała rodzina też głęboko wierzy i kibicuje. Pragnienie odniesienia sukcesu, absolutne poświęcenie i skupienie na treningu, to kolejne moim zdaniem i jedne z kluczowych (miękkich) czynników wyróżniających zawodników, którzy coś odniosą, od tych przeciętnych, którzy w pewnym momencie się zatrzymają. Wiara we własne siły i wytrwałość w pracy w końcu każdego zaprowadzi na szczyt.
– Prosty i mocny trening – Kenijczycy nie kombinują, jak się nie narobić i zarobić. Dzień w dzień popychają swoje ciała do granic wytrzymałości. Biegają bardzo mocno, są w stanie naprawdę przekraczać granice wytrzymałości. Gotowość do takiego poświęcenia i odporność na ból to wypadkowe powyższych punktów. Przyzwyczajenie do życia w trudnych warunkach, brak alternatywy, kult biegania, sprawiają, że Kenijczyk jest gotowy dać z siebie wszystko w imię biegania.
– Duża konkurencja, czyli co się stanie, gdy według powyższych zasad żyją całe wioski a nie jednostki? Poziom biegowy cały czas wzrasta. Każdy chce się załapać, zostać zauważonym i dostać szansę wyjazdu na jakiś światowej sławy bieg, a może nawet mistrzostwa. W Polsce minima na Igrzyska Olimpijskie są w stanie osiągnąć dwie trzy osoby, w Kenii byłyby to dziesiątki osób na podobnym poziomie. Dlatego naprawdę mocno trzeba się postarać by być zauważonym.
Trochę się rozpisałam, wyszło z tego więcej moich wniosków, niż samej recenzji. Podsumowując: pomysł na książkę uważam za świetny. Sama z chęcią stworzyłabym coś podobnego, podróżując i opisując różne szkoły treningowe. Poziom wykonania pomysłu oceniłabym jednak na 3+. Książka mnie nie porwała. Czytałam ją długo i opornie. Moim zdaniem autorowi zabrakło biegowej pasji, a może trochę warsztatu, by napisać o trenujących Kenijczykach w sposób zachwycający, a może to celowy zabieg, by podkreślić prostotę podejścia Kenijczyków do biegania? Tak, czy inaczej, podstawowa zasada została zachowana: najpierw trening, a dopiero później cała reszta.
Pozdrawiam!