trening

Podsumowanie miesiąca. Lipiec 2022

Nie śpieszyło mi się do tego podsumowania. Lipiec nie był dla mnie najłaskawszy. Powrót po roztrenowaniu i upalny czerwiec okazały niczym, w porównaniu z tym co czekało na mnie w nowym miesiącu.

W czerwcu zaczęłam rozkręcać się po roztrenowaniu. Postanowiłam skupić się na poprawie wyników na 5 km i 10 km. Dalej, wczesną jesienią w półmaratonie, a o maratonie pomyśleć dopiero jak wypełnię założone sobie minima na krótszych dystansach. Zeszłam z objętości (300 km – czerwiec) i mocno wierzyłam, że w drugiej części roku będę mogła w końcu wykorzystać formę budowaną nie kilka miesięcy, a tak naprawdę od ponad dwóch lat. Bo prawda jest taka, że odkąd wróciłam do biegania po ciąży, notuję stały postęp, który mam wrażenie ciężko mi wykorzystać w pełni na zawodach. Startuję bardzo rzadko, łapię często infekcje przed startem generalnym lub mierzę się z jakimiś kataklizmami pogodowymi. Stąd wierzyłam, że jak spokojnie postawię na krótsze dystanse i więcej ich w rzucę w kalendarz oraz nie będę tak zmęczona objętością, jestem w stanie mocno wyśrubować swoje wyniki.

Niestety…moje problemy ze stopą, aż w końcu ze stopami zaczęły się pogłębiać. Do rozcięgna, które swoją drogą już całkiem sprawnie pokonywałam: wizytami u fizjoterapeuty, rolowaniem oraz ćwiczeniami, doszły kłopoty z mięśniami piszczelowymi tylnymi i to dopiero przypomniało mi jak beznadziejnie jest mieć kontuzję i nie móc biegać. A jeszcze gdy masz upierdliwą kontuzję, z którą nie do końca wiadomo jak sobie najlepiej poradzić, frustracja zalewa po uszy. Miałam zacząć miesiąc startem na 5 km, a zakończyć startem na 10 km. I o ile 5 km przebiegłam powiedzmy wesoło z Bartkiem i Ninką, tak na 10 km już nie wystartowałam, bo zrobiłam sobie kilka dni przerwy by zobaczyć, czy to pomoże wyleczyć moje stopy. Powiedzmy, że przerwa ze wszystkich zaleceń i ćwiczeń, które robię pomaga najlepiej, ale daleka jestem od powrotu do dobrego regularnego treningu, więc na żadne wyniki też już nie liczę. Co mnie trochę smuci, bo jakiś czas temu zapisałam się na jeden z najszybszych półmaratonów w Europie (Kopenhaga) i liczyłam na fajny wyścig, a obecnie rozważam opcję między wyjazdem i kibicowaniem Bartkowi oraz innym znajomym, a startem po medal gdy nogi będą łaskawe 🙂 Nie ma opcji siedzę w domu, bo pakiet, loty i zakwaterowanie w Kopenhadze już opłaciliśmy i nie są to małe kwoty.

Tak więc wyglądał mój lipiec i tak mniej więcej wygląda dalej sierpień. Choć w lipcu miałam w sobie więcej nadziei, że uda mi się wyjść obronną stopą z tego wszystkiego, tak w sierpniu muszę dać sobie czas na przetrawienie i pogodzenie się z tymi małymi niedogodnościami od losu. Formy nie ma, ale problem ze stopami zdaje się być mniejszy, a to obecnie mój priorytet. 

Nie piszę szczegółowo o treningach, które udało się zrobić w lipcu, bo tak naprawdę nie miały większego sensu. Wyszły ze 2 mocniejsze treningi i kilka rozbiegań, dwa razy jeździłam na rowerze, więc o tyle dobrze, że mocno się nie cofnęłam i jak tylko będę mogła wrócić na pełne obroty, nie będzie to start od zera… Taką mam nadzieję 🙂

Share: