Podsumowanie miesiąca. Kwiecień 2014
Kwiecień za nami, a przed nami piękny miesiąc, pełen życia, nadziei i nowych wyzwań, maj! Mam nadzieję, że i u Was maj będzie miesiącem pełnym życia i energii! W każdym razie będę starała się mocniej motywować i namawiać do zmiany trybu życia 😉 Póki to nastąpi chciałabym na szybko podsumować ostatni miesiąc.
Pierwsze dni kwietnia nie wyglądały zbyt optymistycznie. Treningi szły ciężko, ja byłam ciągle zmęczona, zniechęcona i zestresowana zbliżającym się maratonem. Do tego wszystkiego 6 kwietnia pojawił się problem z moją łydką (łączenie ze ścięgnem achillesa), musiałam skrócić ostantnie wybieganie i ze spuszczoną głową wrócić do domu. Byłam przerażona nagłą kontuzją na tydzień przed startem, do którego przygotowywałam się prawie pół roku! Ostatnie 6 dni do maratonu były prawdziwą męką. Po raz kolejny zdecydowałam się na stosowanie diety białkowej przez 3 dni w celu pozbycia się zapasów glikogenu. Z planowanych treningów zrobiłam tylko wtorkowy i czwartkowy. W środę odpuściłam by nie przeciążać ciągle bolącej nogi. Bałam się, że to może być za mało, z drugiej strony wolałam leczyć i liczyć na cud. Takie podejście okazało się skuteczne. W maratonie wystartowałam, noga nie bolała, plan wykonałam na 100%. Moment maratonu pominę, jakby ktoś jeszcze chciał wrócić do tych emocjonujących chwil: może kliknąć. Dalej nie działo się nic ciekawego. Druga połowa miesiąca polegała na lizaniu ran i uzupełnianiu kalorii. Problem z łydką wrócić ze zdwojoną siłą. Już kiedyś walczyłam z podobnym urazem, więc zgodnie z zaleceniem lekarza nie nadwyrężałam nogi i dużo chłodziłam, a teraz pamiętam, żeby nie zaniedbywać łydek i achillesów podczas rozciągania! Po kilku dniach noga zaczęła odpuszczać, a w piątek 18-go zrobiłam sobie nawet „test coopera”. 5 dni po maratonie wynik może i nie jest miarodajny, a czyn uznacie za szalony, ale nie mogłam się powstrzymać. Nic mnie nie bolało, czułam się już wypoczęta i po prostu chciałam jak najszybciej wypróbować nowe buty, a 3 km to pikuś 😉 Dalej biegałam bez ładu i składu. Po maratonie stwierdziłam, że dobrze mi zrobi taki odpoczynek i złapanie dystansu. Poza tym w czasie zbiegły się zmiany zawodowe i trudno byłoby pogodzić wszystko ze sobą (pewnie widzicie to po blogu).
Przyszedł jednak maj i czas zdecydować co dalej. Muszę przyznać, że dużo myślałam o tym przez ostatnie 2 tygodnie. Z jednej strony chciałabym poprawić swoją szybkość. Moje wyniki na 10 km i 21 km nie zadowalają mnie 😛 Z drugiej strony kusi rozprawienie się z trójką w maratonie już tej jesieni (myślę o starcie w październiku/listopadzie). Z trzeciej natomiast jest praca, której zapowiada się coraz więcej. Mam jednak cichą nadzieję, że przy wsparciu bliskich nie będzie tak źle i nie będę musiała rezygnować z biegania. Co z tego wyjdzie? 11 maja biegnę Białystok Półmaraton, dobrze by było chociaż te 8 sekund urwać z życiówki. Od maja dorzucę do swoich treningów więcej akcentów poprawiających szybkość i wytrzymałość szybkościową. Dłuższe treningi będę kończyła przebieżkami, wrócę do interwałów, tempówek, sprawdzianów na 5 km i zobaczymy co z tego wyjdzie. Maraton na jesieni na pewno zrobię (po drodze czeka mnie jeszcze Maraton Wigry), czy będzie to bieg na łamanie trójki? W czerwcu będę już pewna swoich wyborów. Póki co idę cieszyć się dalej moją jednodniową majówką!
Pozdrawiam!
PS Zapomniałam podsumować przebiegnięte kilometry 😉 Było ich ponad 250, czyli najmniej w ciągu ostatniego pół roku.
PS Zapomniałam podsumować przebiegnięte kilometry 😉 Było ich ponad 250, czyli najmniej w ciągu ostatniego pół roku.