trening

Podsumowanie miesiąca. Czerwiec 2020

Nie pomyliłam się. W tytule dobrze widzicie czerwiec, choć właśnie kończy się już lipiec. Czuję potrzebę pisania, mam całą stronę tematów do poruszenia, tylko ten cholerny czas… ciągle działa na moją niekorzyść 🙂 Mimo wszystko staram się wpadać tu coraz częściej, a jak wiecie, co by się nie działo podsumowanie miesiąca musi być. Co więcej, czerwiec to miesiąc, który zasługuje na podsumowanie. Wykonałam kawał dobrej roboty, co prawda nie do końca wiem dokąd ta robota zmierza, ale o tym trochę później. Najważniejsze, że robota wykonana, a ja cieszę się zdrowiem i mogę trenować dalej.

W czerwcu przebiegłam ponad 260 kilometrów. Trzy tygodnie z rzędu mój tygodniowy kilometraż kręcił się wokół 70, a to już naprawdę sporo. Prawda jest taka, że na tej siedemdziesiątce chciałabym zbudować formę maratońską. Może w jakichś kluczowych momentach zbliżę się do 80, ale na tę chwilę 70 wydaje się okej pod wieloma względami. 

Pod koniec miesiąca czekała mnie praca na obozach nad formą innych biegaczy, stąd swoją mocną pracę wykonałam właśnie przez te 3 tygodnie, o których wspominam wyżej. Poza objętością oczywiście, 1-2 razy w tygodniu realizuję mocniejsze jednostki treningowe, które mają mnie ostatecznie doprowadzić do maratonu. Póki co w dalszym ciągu nie ma u mnie imponujących long runów, ale dwudziestki biegam już całkiem sprawnie. Nieskromnie przyznam, że sama zadziwiam się niektórymi treningami i wydaje mi się, że w tak dobrej formie wcześniej nie byłam (5-21 km). Biegam bardzo szybko treningi interwałowe. Nawet na zmęczeniu, gdzieś między karmieniem, a drzemką Niny, wychodzę i robię odcinki w tempach, do których wcześniej pewnie godzinami bym się szykowała i prosiła kogoś o prowadzenie. Potrafię też przyzwoicie pobiec mocniejszy ciągły, ale … no właśnie jest małe ale. Ta moja forma cały czas jest mocno falowa i ciężko mi przetrenować tydzień w tydzień idealnie. Bardzo dużo zależy od Niny, od tego jak inne obowiązki się poukładają, od treningów Bartka, pogody, czy dyspozycyjności babci. Stąd są też takie treningi, które nie pozostawiają mi złudzeń – do życiowej formy jeszcze kawałek drogi. Czerwiec może nie był też najbardziej optymalnym czasem do treningu w związku z zębami Niny, które jak już postanowiły wyjść to 4 w ciągu 4 tygodni. Mieliśmy też chrzciny naszej Niny Małgorzaty i urodziny Bartka… ach jak ja uwielbiam torty!

W końcu pobiegałam więcej z wózkiem. Nie jest to łatwa sprawa. Z Niną 🙂 Bo z wózkiem idzie spoko. Kilka kilometrów, czy rozgrzewkę wspólną z innymi biegaczami da się zrobić, ale tak 10 kilometrów rozbiegania bez przystanków jest poza moim i Niny zasięgiem. Jak upały miną popracujemy nad tym, bo myślę, że jest to do wypracowania. Nina w końcu zrozumie, że wybiegana mama, to najlepsza mama na świecie 😀

Pewnie jakiś start testowy przyniósłby kilka odpowiedzi, ale z tym jak wiecie obecnie też jest ciężko. Tak więc sobie trenuję, raz lepiej, raz gorzej. Raz walnę 12 km po 4:12; z zapasem, a innym ledwo trójkę po 4:00 jestem w stanie ukończyć, aby już za chwilę pobiec dwójki po 3:50. Jak tak sobie analizuję swoje treningi, wydaje mi się, że to magiczne tempo 4:00 jest najgorsze. Wszystko co szybciej biega się ciężko, ale do zrealizowania, wszystko co wolniej też, a jak zakładam 4:00 to mnie odcina po 2-3 km … normalnie czarna magia! 

Podsumowując, trenowałam w czerwcu dzielnie. Nie wiem na czym stałam, ale na pewno wyżej niż w maju. Był moment, że już byłam zdecydowana i podjarana pierwszymi zaplanowanymi startami, ale niestety musiałam ostudzić swój entuzjazm. Jeszcze chwilę muszę się wstrzymać i poobserwować świat. Co dalej z tym wszystkim będzie? Odmrozimy się do końca? Czy zamrozimy na nowo? Pobiegamy w tym roku coś na ulicy? Czy lepiej zaprzyjaźnić się z wirtualnymi imprezami? Nie wiem sama. Ciężko mi podjąć jakiekolwiek decyzje i o startach i o podróżach. Jak patrzę na to wszystko, nie wiem co gorsze, pandemia, czy absurdy z nią związane, z którymi musimy mierzyć się każdego dnia. Marzę by tak po prostu wszystko wróciło już do normy.

Lipiec już się kończy, więc nie będę pisała o swoich planach na ten miesiąc, a po prostu obiecam, że na dniach pojawi się kolejne podsumowanie 🙂

Share: