Jak tak sobie patrzę, na te moje podsumowania, to widzę pewną stałą – ciągle jestem poniżej planu (trochę jak corpo w czasach kryzysu). Dlatego otwarcie przyznaję, biegowo marzec spędziłam bardzo przeciętnie. Przebiegłam 160 km. Jakościowo treningu nie poprawiłam. Tempówki, były raz (6.03), bo później spadł śnieg. Wybiegania, może dwa zrobiłam. Właściwie moje bieganie w marcu, to głównie walka z pogodą, z czasem, nauka trzymania tempa, dokręcania – czyli tak zwane „dogłębne poznawanie swojego biegowego Ja”, a planu w tym było jakieś 25%. Jednakże… pomimo tak kiepskiego przebiegu, pod koniec marca poprawiłam swój wynik w półmaratonie, oficjalnie o 10 minut z sekundami (1:40:25).
Ćwiczyłam dużo więcej niż biegałam (myślę, że tu można dopatrywać się skąd ta poprawa wyniku). Póki zima nie odpuszcza, robię dwa razy w tygodniu trening cardio; wzmacnianie nóg, brzuch, stabilizację – co drugi dzień; rozciąganie – codziennie. Powoli zaczynam notować, co kiedy robię, bo w końcu się pogubię (stąd te stojące ludki na kalendarzu).
Kwiecień
Mam nadzieję wybiegać trochę więcej. Zrobić nowy czas na 10 km (Accreo Ekiden). Wejść w maj bez śniegu.
Pozdrawiam!
Share: