Białystok Biega, czyli nowa życiówka na 10 km

Wiecie… za tydzień mam maraton w Berlinie. Dlatego do Białegostoku jechałam z nastawieniem: przycisnąć, ale nie zajechać się. Zapraszam na relację z biegu.
Wystartowałam tempem 4:15 i tak miałam nadzieję biec do końca. Tak naprawdę, to za każdym razem planuję biec równo i mocno finiszować, a inna sprawa, że jeszcze nigdy tak się nie udało…
Ze średnią 4:15 biegłam przez 4 km. Później poczułam niemoc i troszkę odpuściłam. W tempie 4:29, 4:26 upłynęły mi kolejne dwa kilometry.
Na siódmym podkręciłam, a ósmy kilometr zrobiłam w boskie 4:05 i wszystko byłoby super, gdyby nie nawrót niemocy! 4:37 – to czas mojego najgorszego, dziewiątego, kilometra. Na dziesiątym zaczęłam wyrównywać, a depnęłam na ostatnich 200 m i wpadłam na metę z czasem netto 43:48. Według Garmina przebiegłam za dużo o 140 m, a równe 10 km zrobiłam w 43:11 – takie rozbieżności to norma, gdy na trasie trzeba kombinować z wyprzedzaniem.
A teraz do rzeczy. Skąd te moje niemoce? Poza tym, że nie umiem psychicznie zmusić się do przyciskania, aż do porzygania, sporą rolę odegrały podbiegi. Właściwie to jeden rozpięty, okazały, niby delikatny, ale męczący podbieg, z którym mierzyłam się na dwóch pętlach. Wszystko widać jak na dłoni, a tak ciężko wziąć się w garść i wypracować SIŁĘ!
Mój czas, który jest też moją nową życiówką (urywam po trochu, ale skutecznie), pozwolił na zajęcie III miejsca w kategorii wiekowej K-20. Stanie na pudle to takie fantastyczne uczucie, ale w końcu trzeba zejść i zmierzyć się z szarą, berlińską rzeczywistością 😀
Jak się biegło w Białymstoku?
Białystok biegał na dwóch dystansach: 5 km i 10 km. Krótszy dystans startował 10 minut wcześniej i przebiegał po jednej pętli, dycha po dwóch. Szybko dogoniliśmy część biegnących na 5 km, więc pierwsza pętla dla wielu z nas była biegiem z przeszkodami: dużo wyprzedzania, czyli dokładania do dystansu. Ot taki trening przed maratonem, bo przy 40 tysiącach biegaczy nawyprzedzam się i będę wyprzedzana, aż do obrzydzenia. Poza tym trasa była zabezpieczona i dobrze oznakowana. Do toalet nie było kolejek (wow!). Największym plusem imprezy, była lokalizacja mety na stadionie – duch sportu był wszędzie! Mały minus należy się za sposób rozdawania owoców (posiłków regeneracyjnych). Kosze tak chodziły, chodziły, że do mnie dotarła tylko jedna śliwka, a ja tak lubię owocki 🙁
W ostatecznym rozrachunku, z biegu jestem mega zadowolona! W nogach czuję niesamowitą lekkość i pobudzenie! Nic nie boli, a to co dokuczało, przestało (łydka i gardło). Mam też nową życiówkę i puchar 😛