Las przyjacielem biegacza
Obecnie większość z nas narzeka na panujące upały. Spora część porzuciła z tego powodu swoje plany treningowe. Sama staram się jak najmniej biegać w słońcu. O tym, że trenuję wcześnie rano i późno wieczorem już pisałam. Istnieje też trzecia opcja – bieganie w lesie. Do lasu uciekam co niedzielę. Według mnie las to rozwiązanie idealne, przynajmniej z kilku powodów.
Mocny bodziec treningowy
Teren leśny jest zazwyczaj (nie liczę lasków warszawskich) dużo trudniejszy od tras po drogach asfaltowych. Nie sprzyja treningom szybkościowym. Idąc na trening do lasu, trzeba nastawiać się, że kilometry będziemy pokonywać trochę wolniej, będą momenty nierówne, dużo wolniejsze na długich podbiegach i super szybkie i ekscytujące na zbiegach. W lesie biegam wolniej niż na co dzień, a i tak uważam te treningi za najwartościowsze. Nie spinam się, wiem, że ostatecznie i tak będę wykończona. Długie wybiegania po lesie to mój najważniejszy punkt w przygotowaniach do maratonu. Po całym tygodniu, zmęczone nogi drżą na ostatnich podbiegach, jest naprawdę ciężko, ale ma to swój cel. Nic tak nie przygotuje na ostatnie kilometry maratonu, jak długi bieg w trudnym terenie. Wiele osób uważa, że biegając po ulicach, treningi crossowe mogą sobie odpuścić. Nie! Nie! Nie! Siła i wytrzymałość, to coś czego brakuje wielu biegaczom. Takie 2-3 godziny, raz w tygodniu w lesie pomogą uzupełnić te braki. Boisz się ściany? Brakuje siły na finishu? Polecam dodać las do swojego planu.
Kuźnia charakterów
Co tydzień kończę trening leśny z takim samym wnioskiem: ale ja jestem słaba. Co bym nie zrobiła, jakbym się nie przygotowała, tam zawsze czeka „niespodzianka”, która po prostu mnie niszczy. Las uczy pokory. Nie jeden tygrys przy mnie tam padł 😉 Dlatego wbiegając do lasu trzeba pamiętać o jego przewadze i dobrze się przygotować na własny upadek. Jak? Zaczynać spokojnie, rozłożyć siły, na długich podbiegach skracać krok, nawadniać się i jeść, cały czas mieć w głowie myśl, że „trzeba jeszcze jakoś wrócić”, koniecznie zabezpieczyć się przed niemiłym leśnym robactwem (nic tak nie irytuje jak goniące i gryzące gzy). Głęboko w lesie nie masz szansy na poddanie się, po prostu musisz walczyć do końca. Sama czasem myślę: a gdyby tak paść i odpocząć chociaż chwileczkę. .. Jeszcze nigdy nie spróbowałam, bo drugą moją myślą są dziki 🙂 Dlatego zawsze biegnę do końca! W lesie! Na maratonie! Mocna głowa to podstawa! Nie wierzycie? Spróbujcie sami 😉
Pozdrawiam!
PS Tak chwalę się i chwalę tym swoim lasem i w sumie nic Wam nie napisałam, że jest okazja by poznać moje trasy. W sierpniu jest organizowany Maraton Wigry klik-klik. Chyba nie muszę dodawać, że pobiegnę…