Żyj tak, jakbyś jutro miał stracić nogę
Niech tytuł Was nie zmyli. Wpis jest z cyklu tych wesołych. Wczoraj skończyłam 27 lat i chciałam przypomnieć sobie i Wam, że życie jest piękne.
Rok temu o tej porze przekazano mi informację, że mam raka kości. Diagnoza z mojej perspektywy, tak straszna, że aż niemożliwa. Ja? Biegaczka? 26 letnia? Połowa mnie wypierała informację do samego końca, druga układała plan, a co by było gdyby? Miesiące mijały. Jeździłam po lekarzach i przechodziłam kolejne badania. Od ortopedów, po onkologów. Każdy miał swoje zdanie, ale o jednoznaczną odpowiedź było ciężko. Były dni, że żyłam normalnie, a były takie, gdy zwyczajnie wariowałam. Dobijały mnie wizyty kończące się zdaniem „nie wygląda to na złamanie zmęczeniowe”, ale zaciskałam zęby i nie dawałam się powalić. Rehabilitowałam się i czekałam. W końcu przyszedł dzień, gdy mogłam zdjąć ortezę. Kość się zagoiła. Przyczyna była cały czas niejasna, ale mogłam iść i żyć normalnie. Póki nic nie było pewne, miałam nie martwić się i żyć. Czyli mogę biegać? Zapytałam lekarza. Teraz noga jest cała, jeżeli to guz i tak pani ją straci, więc bieganie nie zaszkodzi bardziej (rak kości kończy się w prawie 100% wycięciem kości). Z taką odpowiedzią wróciłam do treningów, a Wy musieliście zacząć znosić od nowa wzloty i upadki moich nastrojów. Z jednej strony musiałam być bardzo ostrożna, a z drugiej chciałam wykorzystać daną szansę i wybiegać jak najwięcej. Wykorzystać nogę póki mam (ta biegowa mentalność). Czasem szalałam, jak coś nie wychodziło, bo bałam się, że mam mało czasu, a Wy mnie zjadaliście w komentarzach, np. pod wpisem o Biegu Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Och ta Kaśka z RunTheWorld! Taka niecierpliwa! Gdzie te endorifny?! Nie chcę Was zanudzać opowieściami jak trudne są chwile oczekiwania, niepewności, strach o własne życie i walka z polską służbą zdrowia (jak jesteś przedsiębiorcą masz przejebane). Jak pewnie zauważyliście nogę dalej mam przy sobie i to w całkiem niezłej formie. Ostatecznie w połowie maja zostawiono ją w spokoju, a ja odetchnęłam pełną piersią. Mogę biegać i cieszyć się życiem. Półmaraton w Hajnówce stał się symbolem tej chwili. Tam pierwszy raz poleciałam na totalnym luzie psychicznym.
Dziś mam nogi zdrowe. Trening realizuję. Dbam o siebie i jak każdy biegacz liczę na przychylność losu, by te na k… mnie omijały. Doświadczenie z zeszłego roku wyryło jednak ślad w mojej głowie dość mocny. W pierwszej chwili bardzo dużo sobie postanowiłam. Z czasem niektóre postanowienia zaczęły blednąć (moja impulsywności jest nie do opanowania chwilami, ale bardzo się staram), ale część wzięłam głęboko do serca i staram się pamiętać o nich w chwilach zwątpienia. Takie złote myśli, które każdy teoretycznie zna, ale w starciu z rzeczywistością zapomina, że one są do wcielenia w życie. W ramach prezentu urodzinowego ode mnie dla Was rzucam kilka myśli, w które wierzę (nie tylko w bieganiu). Bartek już pewnie łapie się za głowę, bo nie lubi jak zmieniam się w Biego-Coelho.
Odkryj jak chcesz żyć. Absolutnym i największym szczęściem jest samo życie. Mogę zrobić z nim wszystko, póki jest w moich rękach, a czy będę umiała wykorzystać ten fakt, zależy tylko ode mnie. Od mojej pracy, siły, determinacji, chęci, odwagi, pewności celu. Nie mama, nie mąż i nie ksiądz przeżyje je za mnie. Ja je przeżyję i ja muszę wiedzieć jak chcę je przeżyć. Świadomość swoich potrzeb jest połową drogi do spełnienia. Chcę biegać po świecie? Robię wszystko by było to możliwe.
Zapracuj na szczęście. Często słyszę, że ktoś jest nieszczęśliwy, niespełniony, ma pecha i nic mu się nie układa w życiu. Siedzi i płacze, że życie jest niesprawiedliwe, a inni mają lepiej, łatwiej i nic nie muszą. Prawda jest brutalna, życie bywa niesprawiedliwe i faktycznie niektórzy mają łatwiej, ale walić innych! Nie patrzę na innych, pracuję na własne szczęście. Podnoszę swój tyłek każdego dnia i wbrew przeciwnościom pracuję na swoje szczęście. Sukces oparty na własnej pracy smakuje milion razy lepiej niż ten odziedziczony (mam nadzieję). Chcę lepiej żyć? Pracuję na to, a nie liczę na cud.
W życiu nie masz nic na pewno. Nawet najtwardsze schematy upadają, najbardziej zgodne małżeństwa się rozpadają, uczciwi bankrutują, a dobrzy ludzie umierają. Takie jest życie. Niepewne i nieprzewidywalne. Kochajmy, żyjmy, cieszmy się, a gdy coś tracimy po prostu idźmy dalej. Jeszcze nie odkryłam w tym głębszego sensu, ale nie zatrzymywać się, to najlepsze rozwiązanie na jakie wpadłam.
Błądzić jest rzeczą ludzką. Prawda jest taka, że nie uczymy się na cudzych błędach, a na własnych. Niektóre błędy powtarzamy kilkakrotnie i nie ma na to reguły. Potykamy się i upadamy całe życie, choćby nie wiem jak byli ostrożni, upadać będziemy. Jedyne nad czym możemy popracować, to wstawanie.
Tracimy życie zamartwiając się tym, czego nie możemy zmienić, zamiast cieszyć się tym, co możemy. Nawet największe problemy są do rozwiązania, pominięcia lub zapomnienia. Zamartwianie nie przyspieszy tego procesu, ani nie poprawi naszego samopoczucia. Więc po co się martwić? Cieszmy się tym co możemy, a nie martwmy tym, co poza naszą kontrolą, a jeżeli mamy nad tym kontrolę – patrz punkt drugi.
W życiu nic nie muszę, ale mogę chcieć i dążyć do spełnienia obranego celu. Jeżeli ten cel kłóci się z jakimś powyższym punktem, to znaczy, że nie jest dla mnie i idę dalej.
Jeszcze wiele razy zostanę skrytykowana. Słuszna, czy nie, konstruktywna, czy złośliwa, krytyka ze strony innych będzie nas spotykała przez całe życie. Jeżeli nie jestem w stanie nic z tym zrobić, traktuję jako rzeczy, których nie jestem w stanie zmienić (punkt wyżej). Kiedyś internetowymi hejtami potrafiłam przejmować się po kilka dni, dziś owszem bywa mi przykro, że ktoś potrafi czerpać satysfakcję z ubliżania innym, oceniając powierzchownie, pod osłoną anonimowości, ale śpię spokojnie. Szkoda zdrowia, a jedyne w czym mogę być lepsza od nich, to dokładniej ważyć własną krytykę w stosunku do innych.
Cierpliwość to wartość absolutna. W życiu i treningu. Bieganie to proces. Awanse, sukcesy, wyniki, wymagają lat pracy. Talent i szczęście mogą pomóc, ale praca musi być wykonana. Czasem jest to długa i żmudna robota, wtedy właśnie odkrywamy potęgę cierpliwości.
Rodzina i pasja pomogą wyjść z największej opresji, nie stracić wiary w sens własnych złotych myśli i celowość obchodzenia kolejnych urodzin.
Rozpisałam się, ale koniec! Na pewno każdy ma garść własnych złotych myśli. Moje pozwoliły mi przez ostatni rok żyć pełniej, szczęśliwiej, a przede wszystkim po swojemu. Nie zawsze jest kolorowo, mam swoje problemy i porażki jak każdy, ale wierzę, że póki to ja trzymam za gardło swoje życie, wszystko jest do zrobienia. Cieszę się, że jestem tu gdzie jestem i wierzę, że za rok będę jeszcze dalej życiowo i biegowo 😉
Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie życzenia <3