Motywacja w czasach koronawirusa
Boję się, że wielu z Was zajrzało tu z nadzieją na gotowe rozwiązania problemu, a ja mogę nie spełnić Waszych oczekiwań. Temat dotyka praktycznie każdego. W tym mnie. Sam fakt, że pisałam ten tekst ze 3 dni, mówi za siebie. Nie jest lekko. Od niedzielnego truchtacza, po mistrza świata. Każdy z nas obecnie zmaga się ze spadkiem motywacji, który bezpośrednio łączy się z panującą epidemią. Obawiam się, że póki koronawirus przejął stery nad naszym życiem, o odzyskanie w pełni motywacji może być ciężko… ale można próbować działać i przede wszystkim nie poddawać się w pełni złym nastrojom. Jak?
Nie chcę byście zrozumieli mnie źle. Absolutnie nie twierdzę, że motywacja biegacza to obecnie problem numer jeden. Wręcz przeciwnie. Dla wielu to może być potrzebny i idealny moment by zwolnić i przemyśleć parę rzeczy. Natomiast tych, co chcą i znają zbawienny wpływ aktywności fizycznej nie tylko na nasze ciało, ale i ducha, przekonywać nie muszę, że warto być aktywnym nawet w tym trudnym czasie. Nawet zostając w domu.
Moja motywacja/ Skoncentruj się i myśl o przyszłości
Nie ma co ukrywać. Obecna sytuacja nie sprzyja nawet najwytrwalszym, ale póki co, musimy nauczyć się jakoś w niej funkcjonować. No właśnie. Funkcjonować, bo nie wiem, czy izolacja potrwa miesiąc, czy pół roku. Dlatego zaraz po pierwszej fali paniki i strachu, staram się w tym wszystkim jakoś odnaleźć, jakoś żyć na tyle normalnie, na ile się da. Nie jest łatwo. Motywacja raz jest większa, raz mniejsza i może to trywialne co powiem, ale trzyma mnie w ryzach myśl, że nie wiem kiedy to się skończy, a jak się skończy chcę być gotowa. Gotowa na pierwsze zawody, na pierwsze treningi grupowe, gotowa na wyjście z domu.
Trzymam się tej myśli jak mogę i choć okoliczności są bardzo niesprzyjające, wychodzi mi całkiem nieźle. Działam. Trochę trenuję w domu. Trochę biegam. Jak się mają moje działania do obecnych ograniczeń? Myślę, że wpisuję się w „oficjalne komunikaty” i żyję rozsądnie. Bezpiecznie dla siebie i innych, ale absolutnie nie daję się ponieść nadinterpretacjom i fake newsom. Był moment w Warszawie, że przestałam biegać. Stało się to niemożliwe, ze względu na ilość osób przebywającą na zewnątrz, zamknięte parki, czy porę o której mogłam biegać. Natomiast cały czas są miejsca, czy godziny, kiedy nie spotkamy absolutnie nikogo, czy to w wielkim mieście czy na wsi. I absolutnie nie namawiam nikogo do biegania i nie chwalę się tym jakoś specjalnie, ale też nie będę Wam mydlić oczu. Wiem, że nie zawsze się da, ale da się robić to i z głową i bezpiecznie i zgodnie z prawem (przynajmniej teoretycznym). Każdy długodystansowiec wie, że izolacja społeczna jest w jakimś sensie wpisana w jego życie i naprawdę nie tak łatwo jest spotkać tłum ludzi podczas treningu, a stojąc w sklepie w kolejce a i owszem. Natomiast jak się faktycznie nie da biegać, to nie ma co ryzykować, tylko szukać innych alternatyw. Rozwiązań, nie przeszkód (np. trening uzupełniający w domu/ wypożyczenie bieżni). Świat nie jest czarno-biały. I pamiętać, że wszystko w końcu minie.
Moja motywacja/ Bądź ostrożna, ale zachowaj swój własny, jasny rozum
Natłok informacji, wykluczające się wzajemnie zalecenia, niejasności wokół tego, co można, a czego nie, sprawiają, że nie sam wirus mnie stresuje, a to wszystko wokół. Gdy patrzę na absurd pewnych sytuacji, decyzji, interpretacji, komentarzy, to sama już nie wiem, czy bardziej mam się obawiać wirusa, czy jego wpływu na nasz kraj i społeczeństwo. Tak czy inaczej, nie wchodząc mocno w szczegóły i różne przekonania – nie jest łatwo w tym wszystkim utrzymać motywację i skupić się w pełni na treningu. Natomiast głęboko wierzę, że przyjdzie dzień, gdy wszyscy będziemy musieli wyjść z domów i tak jak już powiedziałam wyżej, chcę być na to gotowa. Nie wiem, czy czeka nas życie z koronawirusem, czy bez, ale myśl o przyszłości zachęca mnie do działania.
Oczywiście mam lepsze i gorsze dni. Bywają takie gdy mam w sobie mniej ogólnego optymizmu, a coraz więcej myśli związanych z dalszą niepewną przyszłością. Bywam wyczerpana i przytłoczona. Sport to nie tylko moja pasja, ale i praca. Czy za rok trenerzy i blogerzy będą w ogóle potrzebni? Staram się uciekać od takich myśli i skupiać na tym, na co mam wpływ obecnie. Każdy z nas boryka się lub będzie borykał z podobnymi problemami, ale nie to jest najważniejsze – najważniejsze jest zdrowie, a reszta powoli się ułoży. A żeby zdrowie dopisywało trzeba działać logicznie i rozsądnie. Uważać na siebie. Dbać o swoje ciało i ducha. Robić wszystko co nam pomaga to zdrowie utrzymać, a dystansować od tego co zdrowie odbiera.
Moja motywacja/ Cel
Trening bez celu jest cholernie trudny. Przynajmniej dla mnie. Znacie mnie tyle lat i wiecie, że biegam jak szalona gdy dążę do jakiegoś celu. Gdy nie ma celu, biegam tyle, ile sprawia mi zdrową przyjemność. Nie mam większego problemu z dniem wolnym, nie umierałam z tęsknoty za kilometrami podczas ciąży, nie płaczę z powodu słabej formy po ciąży – wiem, że wszystko to kwestia czasu i celu. A obecnie? Wielu z nas utraciło swoje cele w ostatniej chwili, nie wie co dalej, czy jest w ogóle sens trenować z myślą o zawodach? Czy bieganie ma sens bez zawodów? Bartek dziś pięknie napisał, że jest to czas nauki dla nas wszystkich. Czy potrafimy po prostu biegać. Bez presji, bez rywalizacji? Staram się jedną ręką trzymać tej myśli, a drugą gdzieś daleko wskazywać swój cel. Maraton. Wiem, że jak już wszystko się skończy powalczę o poprawę swojej życiówki w maratonie i dlatego, tak jak już wspominałam wyżej – gdy tylko dostaniemy zielone światło od koronawirusa, od rządu, od organizatorów – chcę być gotowa. Nie wiem kiedy, ale ta myśl i ta nadzieja, pozwala mi trwać.