Wybory Suwałki Miss Run 2017
Nie wiem, czy jak każda, ale pewnie jak większość dziewczynek w milionie marzeń z dzieciństwa przez moją głowę przewinęło się również to o zostaniu miss! Oczywiście nigdy nic nie zrobiłam w tę stronę, ale marzenie było. Fajnie zostać Miss, prawda? Dziś mogę Wam opisać, czy rzeczywiście jest fajnie, bo świeżo zostałam Suwałki Miss Run 2017!
Bieg pod tytułem Suwałki Miss Run został rozegrany już po raz trzeci. Ciekawa i burzliwa historia wiąże mnie z tym biegiem. W pierwszej edycji nie zdążyłam na start, który spontanicznie odbył się 10 minut wcześniej. Organizator przyjął pokornie moje zarzuty i żale oraz obiecał poprawę na przyszłość. Poprawa rzeczywiście nastąpiła i zeszłoroczna edycja odbyła się bez niespodzianek, ale mnie nie dane było w niej wziąć udziału ze względu na kontuzję. Dziś nie chowamy do siebie urazy, co więcej zbudowaliśmy mocne relacje, na tych naszych trudnych początkach. Wspieram jak mogę działania związane z bieganiem w moim rodzinnym mieście i jestem dumna, że dzieje się coraz więcej i lepiej. W 2017 ja już nie wybucham złością, kontuzja zażegnana, a organizacja biegu kobiet w Suwałkach dopięta na ostatni guzik.
Miss Run Suwałki to impreza organizowana przez OSiR Suwałki w ramach obchodów Dnia Kobiet. Bieg główny rozgrywany jest na dystansie 3,5 km, dodatkowo odbywa się bieg w szpilkach na 100 m oraz wybory Miss Fashion Run. Co tam życiówki i maratony! Zostać Miss Run, to dopiero coś. Postanowiłam powalczyć.
Treningowo w ostatnich tygodniach było u mnie w kratkę. Wspominałam już chyba, że musiałam trochę wyluzować ze względu na spięte łydki po biegu w kolcach. 5x 800 m w kolcach kosztowały mnie 4 dni wolnego. W czwartek wyszłam na pierwszy trening i było już lepiej. Nogi były jeszcze trochę spięte, ale tendencja wydawała się spadkowa. Rolowanie oraz rozciąganie z pewnością pomogły. Od Wiązowskiej Piątki czuję, że forma zwyżkuje i czuję się bardzo lekko w biegu, więc te łydki zdenerwowały mnie nie powiem. Co się rozkręcę, to muszę przystopować i tak już od kilku miesięcy, ale czym byłoby bieganie bez cierpliwości?
W piątek wolne od biegania, w zamian lekki basen + lekki rower, a w sobotę wyjazd do Suwałk. Prosto z trasy musiałam zrobić trening, który miał dać odpowiedź, czy wszystko jest ok i czy umiem zebrać dupę do walki. A wyglądał on tak: 500 m 3:20 + 1000 m 3:38 + 1500 m 3:45 + 2000 3:55 + 3000 m 4:07 + 2×500 m 3:25 . Zanim zaczniecie się zastanawiać się co to znaczy, odpowiadam – ciężko. Zrobiłam to na stadionie, sama. Nikt nie trzymał mi tempa, padał deszcz, śnieg, grad i wiał wiatr. Nie sądziłam, że to zrobię, ale zrobiłam i specjalnie nie poczułam się zajechana. Zmarznięta tak, zajechana nie. Takie treningi niesamowicie poprawiają samopoczucie, a na drugi dzień zapowiadał się bieg Miss Run na 3,5 km… ciekawa byłam co moje nogi powiedzą rano?
Udało mi się namówić do biegu młodszą siostrę. Odebrałyśmy piękne numery startowe i zaczęłyśmy przygotowania do biegu. Nie miałam odlotowego przebrania, więc w wyborach na Miss Fashion byłam bez szans, nie miałam obcasów, więc w biegu na szpilkach też nie wystartowałam. Zostało bieganie. Zrobiłam na rozgrzewce 2 km po 4:30. Biegło się tak lekko, że nie chciałam tego kończyć! Nogi zmęczone, ale czuję, że nastąpił prawdziwy przeskok. Taki holistyczny.
Zanim przeszliśmy do biegu głównego, rozegrany został bieg na szpilkach, zmarzłam trochę oczekując na swój start, ale bałam się odbiegać dalej by znowu nie wystartowały beze mnie 🙂
Upragniona chwila. Stajemy na linii startu, ja bezpiecznie i po cichu w 3 rzędzie. Ruszamy. Przez pierwsze 300 m biegłam na jakiejś 20 pozycji, ale biegłam bardzo spokojnie na tyle ile czułam, że mogę sobie pozwolić. Rozłożenie sił to podstawa dobrej taktyki biegu. Szybko zostały trzy dziewczyny na przedzie w tym ja. Biegłam delikatnie poniżej 3:50 min/ km, dziewczyny za mną.
Na drugiej pętli udało się już wypracować bezpieczną przewagę i trzymać tempo do końca, ale powiem szczerze, że po tym sobotnim treningu nie było lekko. Dwa razy szarpnęłam mocno, myślałam, że 3:40 to tak na luzie ja pobiegnę, a tu nie ma z czego nalać 😉 Średnia wyszła 3:47 i upragnione 1 miejsce!
Szczęście ogromne! To kolejna pozytywna cegiełka, po miesiącach pełnych nierównej walki. Może to nie jest Maraton Warszawski, ale bardzo lubię wygrywać na lokalnym podwórku. Do tego wywiady, zdjęcia, splendor i sława, nie wiem czy Bartka po Wingsach tak witały tłumy! I ta korona z kwiatów! Co tu więcej będę pisać: wygrywanie jest fajne! Bycie Miss też jest fajne! Za rok spróbuję obronić tytuł i powalczyć na szpilkach!