Przeszkody czy inspiracje?
Kiedyś często poruszałam tematy bardziej związane z motywacją i podejściem do sportu – a co za tym idzie też życiem. Z czasem trochę się wycofałam. Może straciłam nadzieję, że warto dyskutować, szukać wspólnego języka albo przynajmniej zrozumienia? Wydaje mi się, że to był błąd z mojej strony. To wycofanie. W takich wpisach jak ten dzisiejszy, nie musi chodzić o przekonywanie kogoś do swoich racji, a mówienie głośno o własnych poglądach, które żeby były szanowane, muszą być wygłoszone. Bo przecież niekażdy czyta w moich myślach?
Przeszkody czy inspiracje, o co chodzi w tym tytule? Bazując na ostatnich wydarzeniach ze świata, swoich doświadczeniach i coraz liczniej pojawiających się komentarzach u mnie czy u Bartka w związku z czekającymi nas zmianami, w końcu mi się ulało. Można powiedzieć znowu, bo kiedyś w podobnym tonie pisałam o wymówkach. W podobnym, bo nie zamierzam nikogo przekonywać do tego, że wszystko można, gdy się chce. Zamierzam zapytać, dlaczego osoby, które swoje życie budują na ograniczeniach, na siłę próbują te ograniczenia wcisnąć w życie innych? Dlaczego tylu z nas wciąż szuka przeszkód, zamiast chwytać się tego co ich inspiruje? Dlaczego tylu z nas wciska innych w swoje buty, a nie pozwala chodzić we własnych? Dlaczego tylu z nas, jak już nie ma argumentów, ocenia drugiego człowieka kompletnie go nie znając? Może ktoś, kto działa w ten sposób, wprost mi odpowie, co zyskuje taką postawą?
Dzieląc się w sieci jakimś osiągnięciem, celem, marzeniem, zawsze spotkamy się z przynajmniej kilkoma opiniami, nie warto, nie uda się, to nie wyczyn…I nie twierdzę, że musimy przyklaskiwać każdemu rekordowi świata, czy kolejnemu kilometrowi naszego znajomego. Sama, uwierzcie obojętnie przechodzę obok wielu „wyczynów”, ale fakt, że mnie osobiście one nie interesują, czy nie przekonują, nie uprawnia do wytykania tej osobie, że w sumie to nic takiego nie zrobiła, bo… generalnie ma łatwiej, a dyscyplina, którą się zajmuje jest do bani. Jeżeli nie jara mnie piłka nożna, czy rekordy w biegach kilkutygodniowych, to się po prostu nimi nie zajmuję i tyle. Staram się otaczać wydarzeniami i osobami, które mnie inspirują i fascynują. Nasze otoczenie jest bardzo ważne i ma ogromny wpływ na to jak sami postrzegamy i układamy życie. Nie chodzi o uciekanie od krytyki, ale budowanie wokół siebie inspirującego i zachęcającego do działania otoczenia, nie murów z przeszkód i hejtu, które do niczego nas nie doprowadzą.
Czy maraton poniżej 2 h Eliuda Kipchoge można porównać do pierwszego kroku na Księżycu? Czy doprowadzanie swojego organizmu do granic wytrzymałości podczas MŚ Ironman na Hawajach może być marzeniem życia? Czy nowy rekord świata kobiet w maratonie jest godny zachwytu? Nie są to wydarzenia, które muszą inspirować każdego, ale z pewnością są to wydarzenia, które zasługują na szacunek, albo przynajmniej milczenie tych, którzy z perspektywy kanapy udają specjalistów każdej dziedziny.
Naprawdę trudno mi pojąć jaki cel mają osoby piszące, że coś mi się nie uda, jak będzie mi ciężko, wyrokują, że z góry coś jest niemożliwe. Dlaczego nie można przebiec maratonu po urodzeniu dziecka, albo wyjechać na wakacje? Na jakiej podstawie ktoś tak stwierdza? Własnych doświadczeń? To ja dziękuję bardzo, bo nie obchodzą mnie doświadczenia ludzi, którym się nie układa i na siłę próbują swoje niepowodzenia wpakować w życie innych. Nie rozumiem takich ludzi. Nie rozumiem ludzi, którzy mają pretensje do innych, że inaczej sobie układają życie, mają inną wizję, doświadczenia. Nie rozumiem ludzi, którzy jak już nie mają argumentów wyciągają te o tym, że komuś jest łatwiej bo ma inną pracę, mieszka w innym mieście, czy ma wyrozumiałego partnera. Co jest w tym niesprawiedliwego, że ktoś w życiu więcej się uczył, starał, walczył o swoje? Co jest w tym niesprawiedliwego, że może taka osoba wcale nie ma łatwiej, tylko na każdym kroku nie żali się i nie obwinia całego świata, a zaciska zęby i bierze sprawy w swoje ręce, a nie czeka na mannę z nieba? Co jest niesprawiedliwego w tym, że jeden w wolnym czasie czyta książki, inny programuje, a jeszcze inny biega?
Dobrze wiem i rozumiem, że każdego z nas dopada chwila gdy odczuwamy niesprawiedliwość losu, czujemy się źle w swoim życiu, ale zamiast szukać winnych, albo wyżywać się na tych co są na innym etapie, może warto wziąć się za swoje życie? Każdy z nas ma swoje przeszkody i inspiracje. Czas je odpowiednio wykorzystać. Naprawdę nie chce mi się słuchać, jak mi byłoby ciężko gdybym miała 6 dzieci, albo inną pracę. Mam swoje życie, swoje problemy i swoje szanse. Ja swoim życiem nie chcę udowadniać, że każdy może robić to samo, ale zachęcam by każdy próbował żyć swoim życiem i był w nim szczęśliwy.
Czy uda mi się połączyć macierzyństwo, pracę i sport? Nie wiem i nie twierdzę, że będzie łatwo i nic się nie zmieni. Nie zamierzam jednak poddać się, zrezygnować ze wszystkiego, bo ktoś mi mówi, że on nie dał rady, to ja też nie dam rady… Może dam, może nie dam, ale na pewno mam prawo przekonać się o tym na własnej skórze.
Napiszę więcej. Ja nie mogę doczekać się tych wszystkich zmian i wyzwań, które nas czekają. Chcę nie tylko dać swojej córce wszystko co najlepsze, ale też pokazać, że tylko życie pełne marzeń i inspiracji jest coś warte.