Spadek motywacji, czyli jak sobie poradzić z gorszymi dniami
Zniechęcenie, powątpiewanie w sens tego co robisz i za czym gonisz, wypalenie, znużenie, znudzenie, zmęczenie, lenistwo… ogólnie rzecz biorąc, spadek motywacji jest równie normalny, co atak endorfin po udanym treningu. Dopada każdego. Jak kogoś nie dopada, może oznaczać tylko dwie opcje: taka osoba kłamie albo jest nienormalna. Niektórzy nie chcą mi wierzyć, że ja też potrafię cierpieć na spadki motywacji, bo przecież tyle trenuję, to gdzie ja znajduję miejsce na „niechcemisie”? Wbrew pozorom nie chce mi się częściej niż moglibyście przypuszczać. Jestem tylko człowiekiem, a do tego kobietą, stąd kryzysy motywacyjne nie są mi obce. Nie w tym rzecz jednak. Nie sztuką jest przyznać się do spadku motywacji (zwykłego lenistwa lub zmęczenia psychicznego), ale odnalezienie wyjścia z sytuacji. Co zrobić, gdy już naprawdę nam bardzo się nie chce? Ostatnio dostałam sporo pytań w tym temacie. Stąd dziś szczerze dzielę się tym, jak to u mnie wygląda i co wtedy robię. Zapytałam też braci Olszewskich, czy mają swoje patenty na spadki motywacyjne. Czytajcie, bo tekst jest naszpikowany złotymi środkami!
Poznając się z bieganiem metodą małych kroków mamy większe szanse, że wyjdzie z tego dłuższy związek. Powoli, nic na siłę, bez wielkich planów i konkretnej ilości kilometrów. Na początku spróbuj wyjść i pobiegać. Raz, drugi, trzeci, bez zbędnej spiny. Daj sobie szansę. Dwa? Trzy razy w tygodniu? Jak wolisz. Jak Tobie pasuje. Jak zaczniesz się wkręcać, zrób kolejny krok, ale nie skacz na głęboką wodę. Nie narzucaj od razu rygorystycznego planu, bo w ten sposób zazwyczaj większość szybko się wypala i nie odkrywa co można kochać w bieganiu. Na wszystko przyjdzie czas, gdy pozwolisz rozwijać się tej miłości naturalnie i bez pośpiechu, nawet nie zauważysz jak zaczniesz biegać więcej i szybciej, robić odważniej kolejne kroki i czerpać z tego coraz więcej satysfakcji. Z przebieganych 30 km tygodniowo zrobi się 50, 80, 100 i tak dalej. Polecam tę metodę wszystkim początkującym. W moim przypadku sprawdza się świetnie od lat. Większość niechętnie korzysta z tej rady, chce złotej zasady na już, biegać od razu szybko i dużo,a nie za pięć lat. Niestety, jeżeli ma wyjść z tego związku coś poważnego trzeba myśleć daleko i cierpliwie odpracować swoje. Nikt tego nie przeskoczy.
Wizualizacja celu. W przypadku, gdy łapie nas kryzys w trakcie przygotowań albo już na ostatniej prostej, musimy przypomnieć sobie, po co to robimy? Jaki jest nasz cel? Jak szczerze chcemy go osiągnąć, znajdziemy sposób by się zmusić. Nie brzmi to zbyt sympatycznie, ale to nie pora na poezję, a czystą matematykę. Odpuszczając tracisz to, co już wypracowałeś. Jak powiedział Bartek, świadomość, że rok pracy mógłby iść w d… przez kilka dni lenistwa, nie pozwala mu odpuścić. I tak dzień w dzień, rok w rok po prostu trzyma swoją motywację za mordę. Musisz umieć sam siebie zmotywować. Gdzie byłeś, gdzie jesteś, gdzie chcesz być i co musisz zrobić by tam się dostać? Odpowiadając na te pytania, masz gotowe rozwiązanie na pozbycie się gorszych dni. Pragnienie osiągnięcia wyznaczonego celu i świadomość wykonanej pracy nie pozwalają odpuścić, a jeżeli jest inaczej przejdź do punktu drugiego.
Właściwe interpretowanie swoich pragnień i potrzeb. Z tą motywacją często jest tak, że szukamy jej wszędzie dookoła, tylko nie tam gdzie powinniśmy – w nas. Motywacja musi płynąć z nas. Jeżeli to, co robimy jest spełnieniem naszych marzeń i pragnień, a nie wynikiem presji otoczenia, uda się nam pokonać gorsze dni bez problemu. Tylko musimy być pewni, że gonimy za własnymi marzeniami. Pamiętaj, cokolwiek robisz, nikt nie zmotywuje się za Ciebie. Osoby trzecie mogą być dobrym bodźcem, gdy przychodzą gorsze chwile, ale nie odrobią zadania za Ciebie.
Chcesz, wierzysz, widzisz cel, a kryzys i tak łapie. Po prostu nic się nie chce. Patrzysz na buty do biegania bez entuzjazmu. Wymyślasz milion powodów by odwołać trening. Iść, czy nie iść? Czasem faktycznie lepiej odpuścić, wyluzować i zrobić sobie wolne, a na koniec miesiąca policzyć ile było takich dni. Sam przed sobą odpowiedz, czy dużo. Jeżeli lenistwo wymknęło się spod kontroli, ta rada nie jest dla Ciebie. Lenistwo trzeba umieć kontrolować. Paweł mówi, że jak bardzo nie chce, to nie biega. Po prostu. Jest jednak jedno małe ale, takich dni w roku ma ze trzy. W pozostałe pamięta o swoich celach. Stąd jeżeli nie nadużywasz zasady o kontrolowanym lenistwie, spróbuj w drugą stronę. Mimo wszystko włóż buty i wyjdź. Złap oddech, wyluzuj i rusz przed siebie. Zrób cokolwiek albo połowę, zawsze to więcej niż nic. W ten sposób często robię plan na 5+ Po prostu po kilku lżejszych kilometrach relaksuję się, rozluźniam, endorfiny napływają i dostaję mega kopa motywacyjnego. Tak to chyba mniej więcej działa u większości. Dlatego warto wyjść i spróbować, nawet jak się nie chce.
Gorsze dni dopadają każdego, kluczem do sukcesu jest umiejętność radzenia sobie z nimi. Właściwie obrany cel i wysoka motywacja wewnętrzna sprawiają, że nie poddajemy się tak łatwo. Bez tego żadne złote myśli nie pomogą. Metoda małych kroków może być pomocna w rozwijaniu świadomości swoich potrzeb i budowania solidnej motywacji wewnętrznej, osoby trzecie mogą być pozytywnym bodźcem i przypomnieniem do czego dążymy, ale tak naprawdę całą robotę musimy wykonać my sami. Tu nie ma nic magicznego, po prostu niektórym bardziej się chce i nie szukają wymówek.
Pozdrawiam!
zdjęcia: Bogdan Jabłoński