motywacja

Co zrobić, gdy bieg nie wychodzi? Czyli jak radzę sobie z gorszymi dniami

Są takie dni, że lecisz jak na skrzydłach. Robisz dobry trening za treningiem! Masz siłę, motywację, entuzjazm, a przede wszystkim lekką nogę. Cieszysz się tym stanem i płyniesz. Pragniesz zatrzymać te chwile na zawsze, niestety one mijają. Muszą minąć. Taka jest kolej rzeczy. To normalne, że po dobrych, mocnych biegach przychodzi w końcu bieg, który nie wychodzi. Spadek trwa kilka dni, czasem tydzień (jeszcze dłuższa niedyspozycja  może świadczyć o przemęczeniu lub przetrenowaniu). Niby tydzień to nie dużo, ale po okresie na skrzydłach każdy gorszy dzień jest przygnębiający i demotywujący. Zaczynamy się stresować i panicznie szukać przyczyn takiego stanu. Męczymy się fizycznie i psychicznie, zaczynamy się zastanawiać po co nam to? Do czego prowadzi? Przecież to wcale nie przynosi przyjemności? O tym jak radzić sobie z dobrymi dniami nie muszę pisać, ale co z tymi gorszymi? Martwić się? Odpuścić kompletnie? Czekać? Najlepiej byłoby potraktować te dni jak coś przejściowego, normalnego w przypadku każdego kto prowadzi bardzo aktywny tryb życia, ale to nie jest takie proste. Łatwo mówić, gorzej zrobić. Wiem po sobie, jak ciężko jest zdjąć skrzydła. Coś jednak trzeba zrobić, stąd dziś piszę jak ja sobie radzę z gorszymi dniami.

Akceptacja Jeżeli gorszy dzień następuje po kilku mocniejszych dniach, staram się go w pełni zaakceptować i po prostu przetrwać. Falowość formy jest czymś absolutnie normalnym. Dobre tygodnie mieszają się z gorszymi. Fizyczny i psychiczny stres jaki przeżywamy na mocnych treningach jest nie do zniesienia na dłuższą metę, organizm potrzebuje także odpoczynku. Jeżeli mam za sobą 2-3 mocne tygodnie, cały gorszy tydzień po takim okresie też będzie czymś normalnym i do zaakceptowania. Po prostu. Cieszę się gdy lecę na ostrym gazie, a gdy następuje dzień spadku, pochylam głowę, zaciskam zęby i staram się przetrwać te gorsze chwile bez zbędnych nerwów. Kilka słabszych biegów naprawdę nie musi oznaczać gorszej formy, wypalenia, czy błędów treningowych, wręcz przeciwnie, ten czas warto potraktować jako trampolinę do jeszcze lepszej dyspozycji. Trening mentalny jest równie ważny, co fizyczny. Jak się nie poddamy w chwilach kryzysu, kolejny lot zaliczymy jeszcze wyżej. Warto w to wierzyć i nie panikować zawczasu. Cierpliwość i spokój wewnętrzny to najwięksi sprzymierzeńcy biegacza, w chwilach wzlotów i upadków. Jeżeli dzisiejszy trening nie wyszedł, zapomnij o nim i skup się już na kolejnym.

runtheworld

Świadomość, że gorsze dni są czymś normalnym pozwoli zachować święty spokój i się nie poddawać. Świadomość, że złe dni przeżywają wszyscy, amatorzy i zawodowcy, jest bardzo pomocna. Gorszymi biegami mało kiedy się chwalę, ale uwierzcie, te gorsze stanowią naprawdę sporą część moich wszystkich treningów. Potrafię zaliczyć naprawdę bolesne zderzenie z ziemią i biegać o wiele gorzej przez kilka kolejnych dni, wydawać by się mogło bez głębszej przyczyny. Męczę się, ale wierzę, że to chwilowy stan i moja dyspozycja wróci. W końcu zawsze wraca 🙂 Gorsze dni to nie tylko treningi, które nie wyszły zgodnie z założeniami, ale wszystkie biegi, gdy czujemy kompletne rozbicie psychiczne. Takie biegi są straszne, co 100 m zastanawiasz się, czy nie zawrócić, nie widzisz sensu w tym co robisz, podważasz absolutnie każdą wartość biegania. Co zrobić w takich chwilach? Mieć świadomość, że takie biegi przeżywa każdy biegacz. One przychodzą i odchodzą. Mieć świadomość, że nawet najgorszy bieg w końcu minie, ustąpi miejsca temu lepszemu, dlatego nie warto rezygnować i pamiętać, że gorszy bieg jest lepszy niż żaden bieg!!!

Ze znoszeniem gorszych biegów treningowych nie mam problemu, gorzej sprawa wygląda przy zawodach, ale o tym następnym razem. A jak u Was to wygląda? Jak znosicie tego typu biegi?

Pozdrawiam!

Share: