Ilu z Was wczoraj przebiegło maraton? Dobra, nie odpowiadajcie, bo moja skrzynka tego nie przeżyje 🙂 Wątpliwości, co do wagi wczorajszego dnia w świecie biegowym, chyba nikt nie ma. Dwa wielkie maratony, Warszawa i Berlin (tu znowu padł nowy rekord świata), tysiące biegaczy na ulicach i miliony kibiców (w tym ja). Może wpis wyda Wam się nie na miejscu, ale obserwując wszystko z boku i wracając pamięcią do swoich maratonów, chcę Wam przypomnieć prawdziwy sens maratonu (szczególnie tym zawiedzionym). Czy to nie miła odmiana od tych wszystkich relacji?

Jak już wspominałam wielokrotnie, drugi maraton przebiegłam na Powerade Zero, na ręce miałam stoper. Mój czas 3:58 – nie byłam zadowolona
Jak wygląda maraton? Biegniesz te 42 km z hakiem, a na mecie, masz do wyboru trzy podstawowe emocje: radość, obojętność, złość. Pierwszej tłumaczyć nie będę, pozostaje mi jedynie gratulować tegorocznym szczęśliwcom! Wy dalej nie musicie czytać 😉 Drugie uczucie znają zahartowani biegacze, nie znam tego, więc też nie będę się rozpisywać. Pomówmy o ostatnim, o złości, rozczarowaniu i smutku towarzyszącym niepowodzeniu. Nie bójcie się, nie będę pocieszać, czy dołować. Chcę przemówić do Waszego rozsądku i ego 😉
Berlin Marathon 2013 – byłam taka skupiona, że na mecie czułam zdziwienie, że to już koniec
Maraton to długi i wyczerpujący bieg. Wymaga wielu poświęceń i długich miesięcy przygotowań, a i tak nic i nikt nie zagwarantuje, że wszystko pójdzie jak z płatka. To niewdzięczny dystans i kto go spotkał dobrze to wie. Nigdy nie wiesz jak będzie, co Ciebie czeka, gdyby tak było, to po co biegać te maratony? Planujesz. Robisz. Masz. Nie, nie, moi drodzy, sport tak nie działa. Maraton tak nie działa.  Gdy coś nie zagra, coś się wydarzy, po prostu gdy liczba negatywnych czynników okołomaratońskich przeważy nad tymi pozytywnymi, planu nie dowieziesz. Oczywiście na mecie masz prawo trochę poskomleć, ale do wieczora weź się w garść i rozgryź te czynniki. To co zrobisz z tym dalej jest szalenie ważne? Skąd to wiem?
Na pierwszym maratonie miałam przeogromne wsparcie na trasie, a i tak coś nie pykło
Niewielu z Was wie (a może uważnie mnie czytacie), dwa moje pierwsze maratony, to były kompletne porażki. Nie rozpisując się specjalnie, przypomnę, że pierwszy biegłam z założeniem <4h, a doczołgałam się z czasem 4:24. Nie jest źle, pewnie powiecie, ale ja byłam załamana. Źle zniosłam ten bieg, nie osiągnęłam celu, a do tego fizycznie byłam poorana. OK, mówiąc wprost, spojrzałam na wyniki kobiet i sobie pomyślałam, o  nie, taka słaba to ja nie mogę być (miałam wtedy 22 lata). Mam rok do następnego, pozbieram się. I co? Tak zrobiłam. Przez cały rok biegałam z myślą, że muszę być lepsza (ja wtedy chyba nie wiedziałam, że są maratony na wiosnę 😉 ) Wystartowałam z założeniem 3:50, a ledwo 4 h złamałam (3:58). Znowu źle zniosłam ten maraton (bardziej fizycznie, niż psychicznie). Byłam wyssana z energii, płakałam i słaniałam się na nogach. Później walczyłam 3 miesiące z kontuzją i biłam się z myślami. No nie! Ja nie mogę tak biegać! Muszę się tego nauczyć.  Muszę być w tym zajebista! I tak zaczęłam się uczyć. Książki, spotkania z fizjoterapeutami, nauka nowych ćwiczeń, uświadamianie potrzeb organizmu biegającego. Zaczęłam wychodzić z dołka. Założyłam bloga, by dzielić się swoimi szalonymi myślami i czasem ciut mądrości przekazać. Od tamtej pory jesteście ze mną i wiecie (no to już musicie wiedzieć), że dwa kolejne maratony to były moje spektakularne sukcesy! Rok temu pobiegłam Berlin poniżej 3:30 i obyło się bez kontuzji i przeciążeń. Poza tym, że ogromnie się cieszyłam, uświadomiłam sobie coś ważniejszego, ja mogę być mocna. Na wiosnę pobiegłam Orlen poniżej 3:10. Taktycznie najlepiej rozegrany mój bieg do tej pory. Miliony we mnie nie wierzyły, a ja wiedziałam, że to zrobię! No dobra, ale miało nie być o sukcesach, wróćmy do myśli przewodniej.
Wczoraj biegłeś maraton i coś nie poszło? Jak się z tym czujesz? Źle? Pomyśl co możesz z tym zrobić, albo upadnij i leż. Maratony nie są dla słabych. Zacznij od siebie, od swoich treningów, pomyśl o odpuszczonych. Ile ich było? Masz odpowiedź. Następnym razem musisz być bardziej konsekwentny. To tylko jeden z wielu czynników, ale osobiście uważam, że najważniejszy i w moim przypadku główny. Może jestem za bardzo wymagająca w stosunku do siebie (Wam odpuszczę, ale sami pomyślcie 😛 ), bo zazwyczaj tak jest. Za mało pracy, za duże oczekiwania. Co masz zrobić? Zmniejszyć oczekiwania? Nie, weź się w garść i trenuj regularnie, oczywiście, jeżeli naprawdę tego chcesz. Jak nie, to już możesz się położyć. Jeszcze raz przypominam, ja podaję tylko jeden czynnik, może być ich więcej, o jedno tylko proszę, nigdy nie zwalajcie winy na pogodę, podbiegi i mięśnie brzucha. Umowa?!
Może to głupie, pomyślicie. To wszystko pisze dziewczynka, leżąca ze złamaną nogą. Ta, która miała łamać 3 godziny tej jesieni.  Ta, która od pół roku nie mogła wejść w cykl treningowy, bo gdzieś po drodze zapomniała walczyć o swoje życie i marzenia. Ale ona się podniesie, pytanie czy Ty podniesiesz się z nią?
Pozdrawiam!
Share: