Po Biegu Powstania Warszawskiego zrobiło się gorąco w internecie. Kto ma większe prawa na biegach masowych, kto nie powinien brać udziału, kto przeszkadza, a kto robi to jak należy? Moim zdaniem odpowiedź jest prosta i powinna kończyć wszelkie dyskusje: od ustalania granic są regulaminy. Skoro organizatorzy ustalają limit biegu 10 km na 90 minut, jako uczestnik imprezy akceptujesz regulamin i każdy kto mieści się w limicie ma takie samo prawo by wziąć w niej udział. Szybki zaakceptował maszerowicza, maszerowicz szybkiego. Dyskusja jednak się rozpoczęła i padło wiele niemiłych słów pod adresem i tych szybszych i wolniejszych. A przecież nie o to, w tym całym bieganiu chodzi. Jestem jak najbardziej przeciwna ustawianiu się nie w swojej strefie startowej i świadomemu łamaniu regulaminów biegówale osobiście uważam, że cała dyskusja zabrnęła znacznie za daleko. Czytając niektóre opinie i pomysły zastanawiam się, gdzie się podziały te cholerne endorfiny? 

Nie chcę stawać po żadnej stronie i wymyślać czego bym nie zrobiła, żeby nam biegaczom żyło się lepiej. Nikogo nie bronię i nie popieram, ani nie neguję. Zanim jednak obrzucimy się wzajemnie błotem, weźmy głęboki wdech, przebiegnijmy się i jeszcze raz pomyślmy, czy aby na pewno o to, w tym wszystkim chodzi.

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Biegacze z elity będą narzekać na dublowanych spacerowiczów, a dublowani będą mieli za złe ścigaczom ich często brutalne zachowanie. Nie ma ludzi bez winy, po obu stronach zdarzają się buraki. Najlepsze co możemy zrobić, starać się nie wchodzić sobie wzajemnie w drogę i szanować. Wolniejsi, którym nie zależy na czasie, niech trzymają się prawej, a szybsi niech lecą lewą. Warto szerzyć tę zasadę wśród uczestników biegów masowych, większość po prostu nie zdaje sobie sprawy, że taka zasada istnieje, a w momencie, gdy dostaje z bara jest już zwyczajnie za późno. Ziarno złości zostało zasiane. Lewa jest dla szybszych – warto o tym pamiętać. Jednak z tą zasadą nie jest tak łatwo, gdy bierzemy udział w biegu na kilkanaście tysięcy i biegniemy po pętli. Ja sama na Biegu Powstania nie wiedziałam już co robić, co chwilę słyszałam lewa wolna, nie miałam pojęcia czy to do mnie, czy do tych za mną, albo przede mną, schodziłam na prawo, nikt mnie nie wyprzedzał, nie schodziłam, dostawałam z łokcia. Istne szaleństwo, ale co zrobić? Tak został zorganizowany bieg. Na przyszłość możemy brać pod uwagę fakt, że biegi po pętlach zawsze będą wiązały się z dublowaniem wolniejszych, a my wcale nie musimy brać w nich udziału. Kiedyś zaliczyłam bieg na 5000 m po kilometrowej pętli, już po pierwszym kilometrze nie mogłam utrzymać tempa, bo co chwilę ktoś stawał na środku. Zła byłam okrutnie i postanowiłam więcej nie brać udziału w tego typu imprezie – chyba, że dla czystej przyjemności.

Bieg dla czystej przyjemności – tak. Takie bieganie istnieje i bardzo dużo ludzi biega dla przyjemności, nie złości się, że musi zejść na prawo, czy lewo, czy dobiegnie z czasem 57:20, czy 58:50. Biegnie, bo to lubi, bo w ten sposób chce uczcić wydarzenie Powstania Warszawskiego (tak właśnie była promowana sobotnia impreza), biegnie, bo to lepszy pomysł na spotkanie ze znajomymi niż zalewanie pałki nad Wisłą, biegnie z miliona innych powodów, walka o miejsce na podium – to powód promila uczestników takiej imprezy. Promila, który musi zdawać sobie sprawę, że mimo najszczerszych chęci i najwyższej kultury tysięcy biegaczy, na takiej trasie i tak dużym wydarzeniu zawsze może przydarzyć się coś co utrudni nam bieg i walkę o miejsce, czy życiówkę. Pewne biegi po prostu funkcjonują jako trudne do zrobienia życiówki, właśnie z takich powodów. Sama biorę udział w biegach masowych, traktując je jako zawody, staję i od początku ścigam się z czasem, nie biegam w zawodach dla przyjemności, ale mam świadomość tego, że amatorów takich jak jest cząstka. Reszta robi to dla frajdy – na tym polega bieganie amatorskie. Największe maratony na świecie przyciągają miliony truchtaczy, albo jak kto woli joggerów, skoro limity na to pozwalają, to czemu mieliby nie skorzystać? Kto co lubi. Dla mnie to masakrowanie swojego ciała biec dłużej niż 5 h, a dla kogoś innego przyjemność, że po drodze zdąży zjeść kanapkę i zrobić 10 pompek. Czy ściganie się jest lepsze od biegania dla przyjemności?

Biegowe święte krowy występują po obu stronach barykady i ponownie wszystko sprowadza się do prostej zasady: startuj ze swojej strefy i nie przeszkadzaj na trasie. Nieważne jak biegniesz, pamiętaj, że razem z tobą biegną tysiące, pomyśl nie tylko o swoim komforcie, ale też o innych. Nie lubimy myśleć o innych, jednak biorąc udział w wydarzeniu masowym- sorry, musimy. Oczywiście rozkrzyczeliśmy się, że wolniejsi nie zostawiają lewej wolnej, a co z tymi szybszymi? Też nie pozostają bez winy. Potrafią chamsko popchnąć i siarczyście przekląć, oczekują, że tłumy będą rozstępować się na skinienie. Przy tak dużej ilości uczestników nie zawsze jest to możliwe, takie było ryzyko gdy zapisywałeś/aś na bieg na 10 tys uczestników. Żeby nie było, sama też się denerwuję, gdy muszę wyprzedzać, nie zawsze mam siłę krzyknąć lewa wolna, czasem po prostu wolę zrobić to po chodniku lub po prawej, ale tak wyglądają biegi masowe. Takie jest ryzyko.

Nie da się wszystkiego sprowadzić do tempa biegu i na jego podstawie określić, kto jest biegaczem, a kto jeszcze nie powinien tak się nazywać. Od jakiego poziomu możemy uznać, że można biec lewą? Czy 100% intensywności kogoś, kto walczy o złamanie 45 minut jest gorsze od 100% intensywności kogoś, kto walczy o 33 minuty? Jedna i druga osoba biegnie na granicy, przy takim wysiłku czasem ciężko zachować w sobie tyle czujności, by brać pod uwagę wyprzedzanie i bycie wyprzedzanym. Im więcej tysięcy uczestników tym ciężej i tym więcej takich przypadków. Nie oczekujmy, że osoby finiszujące ostatkiem sił na 5 km, będą jeszcze na tyle kontrolować sytuację by nie przeszkodzić tym szybszym na 10 km. Niestety, zmęczenie robi swoje. Tłum robi swoje. Pętle robią swoje.

Nie oceniajmy po pozorach. Nie oceniajmy się wzajemnie. Najwięcej komentarzy dotyczyło osób, które maszerowały. Po co zapisywać się na bieg, skoro nie jesteś w stanie przebiec tego dystansu? – Tak brzmiało główne pytanie. Póki taka osoba nie przeszkadza innym uczestnikom, a niech idzie – na zdrowie! Mnie drażnią spacerowicze święte krowy, kulturalni mogą iść, a nawet czołgać się, póki nie przeklinają mnie i nie wpadają pod nogi i mieszczą się w limicie biegu, proszę bardzo, na zdrowie, a idźta se i 2 godziny. Łatwo jest się śmiać i oceniać, a później dziwić, że ludzie wstydzą się biegać. Ja swój pierwszy maraton zrobiłam z przerwami na marsz, pewnie, że się przeliczyłam, ale wystartowałam. Stało się. Gdybym nie spróbowała wtedy, może już nigdy bym nie spróbowała? A tak właśnie zaczęła się cała moja biegowa historia. Dziś gdy już jestem świadomym biegaczem, pomagam innym, szczególnie kobietom, które pracują nad swoją sylwetką i lepszym samopoczuciem. Gdy robimy razem 30 minut biegu przeplatanego marszem, widzę ile pracy kosztuje taki spacer taką osobę, ile jeszcze musi przejść, ile to dla niej znaczy, że kolejny dzień się nie poddała i jaką satysfakcję daje każde kolejne takie spotkanie. I uwierzcie mi, że sama chętnie zapiszę taką osobę na bieg masowy, gdy tylko zaczniemy mieścić się w limitach i z chęcią potowarzyszę, połowę przemaszerujemy, przegadamy, zrobimy to kulturalnie, nie będziemy przeszkadzać innym, a na mecie nie będziemy gorsze od tych na podium. Udział w takim biegu, to czasem najlepsza forma motywacji, a czasem powód do zwykłej zabawy. Każdy ma inne sposoby i powody, nie traktujmy własnych jako prawd absolutnych. Dla jednych zawody to powód do zabawy, dla innych to rodzaj testu własnych możliwości, jeszcze inni biegną po miejsce.

Jakiś czas temu napisałam tekst „Twoje bieganie jest ważne”Uważam, że z bieganiem, jak z wolnością, póki nie wadzisz innym, biegaj sobie jak chcesz, nie przejmuj się opiniami innych, bo zawsze znajdzie się jakiś idiota, który chętnie wypowie się na temat twoich osiągnięć. Zawsze znajdzie się ktoś szybszy od ciebie i nazwie zawalidrogą. Zawsze ktoś wpadnie pod nogi, bo nie znał zasady lewa wolna. Zawsze ktoś życzliwy postanowi wyznaczyć twoje granice możliwości i przyzwoitości. Co z tym zrobić? Rób swoje, ale szanuj przy tym innych. Bierz udział w biegach masowych, ale przestrzegaj regulaminów.

Pozdrawiam!

 

Share: