life style

Co ma borsuk do biegania, czyli ja też jestem tylko człowiekiem

runtheworldsun12

Strachliwa i tchórzliwa byłam od dziecka. Mama wspomina, że płakałam zanim zaczynało mnie coś boleć. Jeszcze nie upadłam, a już wyłam! Bałam się praktycznie wszystkiego i choć cały czas dzielnie walczę ze swoimi różnymi lękami, bo uparta jestem i lubię/ muszę przekraczać granice komfortu, wiele moich strachów wcale nie chce odejść. I tak na przykład mam ogromny problem z borsukami i bieganiem po ciemku.

Nie potrafię biegać po ciemku. Nie potrafię przełamać się i zrobić porządnego treningu po zmroku. O ile w wielkich miastach jakoś sobie radzę, tu na wsi, czy w Suwałkach – odpadam. Nie ma szans, że wyjdę po zmroku. Wyobrażacie sobie? Mieszkając na zadupiu, pracując dzień w dzień od świtu do zmierzchu, przetrenowałam całą zimę, nie robiąc przy tym ani jednego biegu w ciemnościach. Niemożliwe? A no możliwe, ale pewne moje praktyki muszą zostać tajemnicą aż do wydania autobiografii 😉  Czasem jednak mimo największych starań, nie da się oszukać czasu i słońca. Wtedy podejmuję heroiczną walkę i decyduję się… spróbować pobiegać z czołówką! Tak było i w tym tygodniu. Wszystko wskazywało, że w końcu się uda. Byłam skupiona, zdeterminowana i wysoko zmotywowana. Skończyłam pracę i w drodze powrotnej do domu poprosiłam mamę by wysadziła mnie jakieś 8 km wcześniej. Planowałam zrobić podbiegi, najbezpieczniejsze rozwiązanie, jak się okazało nie tylko w moim przekonaniu. Jadąc samochodem, już z założoną czołówką, co by odwrotu nie było, z każdym kolejnym kilometrem łapałam większego stracha. Odwlekałam czas wysiadki, aż zaczął się asfalt i moja górka do podbiegów. Mama zwalnia, ja biorę się w garść, ale zanim Wam napiszę co było dalej, muszę wytłumaczyć na szybko o co chodzi z tym borsukiem. Otóż, gdy byłam mała, naoglądałam się jakiejś bajki, w której występował wielki pan borsuk. Najwyraźniej nie zdobył mojej sympatii, bo drżąca i przejęta opowiadałam mamie, że była taka bajka i tam w norze mieszkał wielki, zły suk… Nikt za bardzo nie wiedział o co mi chodzi, ale pan suk z nory, stał się moim postrachem na dobrych kilka lat, a przy okazji świąteczną rodzinną anegdotką. Wracając do rzeczy. Mama zwalnia, ja biorę się w garść, a nasz samochód wyprzedza borsuk! Szczena mi opadła, borsuk na moim ulubionym podbiegu! Krzyczę podjarana: „mama jedź dalej, to borsuk! Taki jak z tej bajki” (pomyśleć, że mam 27 lat)! Wyprzedzamy go, musiał być nieźle rozzłoszczony, bo nie miał jak zbiec z asfaltu. Rzucił mi spojrzenie (czułam to!) i już wiedziałam, że ten podbieg dzisiejszej nocy jest jego. Z kim jak z kim, ale z borsukiem nie będę biegać.

Wyszedł niezły elaborat o borsuku, a tak naprawdę chciałam na szybko przyznać się przed Wami do swoich słabości. Mimo najszczerszych chęci i prób, jestem tylko człowiekiem i to jednym z tych mało zawziętych. Trening nie jest dla mnie świętością, bardzo często odpuszczam. Nie jestem z siebie dumna, ale uważam, że czasem lepiej nie wychodzić ze swojej strefy komfortu.

sunruntheworld

Pozdrawiam!

PS Odpuszczając wieczorny trening, zrobiłam w zamian wczesnoporanny. Nie było lekko, ale budzące się słońce i pusta górka poprawiły humor 🙂

Share: