Innemotywacja

Trening życia, zdarza się tylko raz w sezonie!

Bardzo dobrze pamiętam każdy taki trening. To doznanie na granicy tych mistycznych. Moment, w którym Twoje bieganie przeskakuje na inny tor, który owszem, za kilka miesięcy również się urwie, ale zanim tak się stanie, płyniesz obraną drogą napędzany, właśnie tym treningiem.


Nie ma co ukrywać, długie miesiące ciągłej pracy nad sobą są męczące. Nieważne, czy gonisz za nową życiówką, mniejszym rozmiarem spodni, czy gwiazdką z nieba, ciężko jest żyć w maksymalnym skupieniu i wytrwać w postanowieniu do końca. Droga do celu jest bolesna, kręta i żmudna, stąd wielu rezygnuje po drodze -bo najwygodniej jest się poddać. Bieganie dziesiątek kilometrów, dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, robi się nie tylko męczące, ale też nudne (tak, ja też czasem się nudzę biegając). Wciskasz te treningi gdzie się da, zasypiasz obolały, budzisz zmęczony. Coraz mniej satysfakcji, coraz więcej porażek, niechęci, zwątpienia. Zamiast endorfin, ciągła monotonia.

Do tego głosy bliskich, którzy też powoli mają tego wszystkiego dosyć. Po co to robisz? Czyż nie przyjemniej byłoby po prostu odpuścić?  Zawiązujesz buty przed kolejnym wyjściem i sam zaczynasz się zastanawiać, gdzie w tym wszystkim leży sens i czemu ja to robię? Stoisz na krawędzi, jesteś o krok by się poddać, by zejść z toru, już po Tobie. Mówisz chrzanić całą tę pasję i gadanie o celach! To nie dla mnie. W tym momencie wychodzisz na trening, bo już zawiązałeś buty, a przecież ich nie rozwiążesz teraz.

FullSizeRender-9

Zaczynasz biec, mija jeden, drugi, trzeci kilometr. Nic nie boli, jest jakoś tak przyjemnie i lekko. Mijają kolejne, biegniesz zgodnie z planem, ale nie to jest najważniejsze. Z planem biegasz praktycznie codziennie, czasem z grymasem na twarzy, ale robisz swoją robotę i tyle. Dziś jest inaczej! Dziś płyniesz! Czujesz bieganie całym ciałem i duchem. Jesteś  skoncentrowany na tym co robisz i nawet nie wiesz kiedy mija pierwsza progowa piątka. Fenomenalnie! Noga kręci pierwszy raz od tylu dni! Zwalniasz, łapiesz wdech, patrzysz na dobrze znany las i myślisz sobie, kurczę jaki on jest fajny! Zaczynasz kolejny odcinek z myślą, spróbuję, jak się uda – super, jak nie – trudno, trochę zaszalałeś z tempem, więc może być różnie. Zrobisz co zechcesz, bo nic nie musisz. Biegniesz dalej, w głowie pojawia się Twój najbliższy cel, masz kilkanaście kilometrów do mety, wczuwasz się, łapiesz „ten krok” – wiecie o co chodzi, nie? I tak sobie pykasz kolejny odcinek. Jazda. Czy to moje nogi? Mogłabym tak bez końca, ale wiecie, ja trenuję z głową, więc zrobiłam planowane 5+4+2, wszystko poniżej zakładanych 4:10 min/km. Wróciłam do domu, zdjęłam buty i już wiedziałam, że to był „ten trening”. Ten, który pozwala podnieść się i nabrać całkiem nowej energii. Nagle wszystko co było trudne, męczące i bolesne, staje się znowu przyjemne. Z jednej strony zrobiłeś świetny trening, trzymałeś się założeń do końca i jest to ogromny powód do zadowolenia, z drugiej doświadczyłeś czegoś o wiele ważniejszego, uwolniłeś swoje serce od starych urazów i poczułeś bieganie na nowo. Masz siłę i wiarę, której musi starczyć do kolejnego takiego doznania!

A żeby nie było, że zmyślam, poniżej trening:

Zrzut ekranu 2015-03-20 o 17.41.22

Share: