Inne

Na ostatnią chwilę! Czyli co robię, gdy od docelowego startu dzielą mnie dni i godziny!

Ostatni tydzień przed startem, tym docelowym, wyczekanym, wymarzonym, jak rozsądek i każdy poradnik podpowiada, więcej odpoczywam. Aktywnie, bo nikt nie mówi o leżeniu całymi dniami i głębokiej kontemplacji. Normalnie biegam, z tym, że mniej i lżej. Nie eksperymentuję już z treningami siłowymi. Jem zwyczajnie. W ramach testów przed maratonem, można w tym momencie zastosować ładowanie węglowodanami, mnie ten punkt jednak nie dotyczy. Poza tym staram się zachować spokój i skupić na pozytywach niedzielnego startu! Na chwilę obecną jestem bardziej podekscytowana niż zestresowana, czuję, że czeka mnie jeden z bardziej niezapomnianych biegów w życiu! A czemu? Do niedzieli dowiecie się wszystkiego, a dziś zapraszam na małe wprowadzenie.

DSC04216

Bardzo niechętnie zmniejszyłam kilometraż. Biorąc pod uwagę, że dopiero co musnęłam 70 km/tyg, właściwie nie miałam z czego schodzić, ale zawsze… coś tam trzeba odjąć. Poważnie, nie widziałam takiej potrzeby i gdyby nie zdecydowało za mnie życie, zrobiłabym te 70 . Napięty grafik, ciągle wypadające sprawy zawodowe i nagłe podróże przez pół Polski sprawiły, że musiałam odpuścić. W ostatnim tygodniu z planowanych akcentów kilometrówki nie pykły, zostały jeszcze przebieżki po BS na dziś i kilka kilometrów do przetruchtania na piątek i sobotę. Jak to piszę łapią mnie wyrzuty sumienia, ale niech już tak będzie. Niech stracę i wypocznę. Z ćwiczeń wzmacniających robię tylko stabilizację. Jak już wspominałam, w diecie nic nie zmieniam, a nawet bardziej pilnuję swoich zachcianek kulinarnych i jem mniej. To tylko półmaraton i nie wymaga dodatkowych kalorii, co więcej przejedzenie i nadprogramowe kilogramy, mogą tylko pokrzyżować szyki.

Strategię samego biegu obmyśliłam już dawno (po biegu Wilczym Tropem), kilka ostatnich treningów utwierdziło mnie  w przekonaniu, że tyle mogę zaryzykować. Od początku roku trenowałam dokładnie pod Półmaraton Warszawski i tak traktuję ten bieg. Jest to mój start docelowy. Czy będzie atak na obecną życiówkę? Szczerze, jeszcze w lutym miałam w głowie ambitne 1:25, ale aż tak szybkich postępów nie zrobiłam. Mogłam za to przekonać się jak trudny jest powrót po przerwie, ile po drodze ja miałam zabawy z przeciążeniami i przeróżnymi dolegliwościami, uwierzcie, nie chcecie wiedzieć. Nie dałam jednak za wygraną i w niedzielę staną na starcie w dobrym humorze i z ambicjami, bardziej realnymi, ale zawsze!

Co do nastroju, tak jak już wspominałam, jest wyśmienity. Nie martwię się, nie kalkuluję, nie zakładam planów minimum itd. Jak patrzę na napięcie braci Olszewskich, mi właściwie pozostało tylko dobrze się bawić i liczyć, że do niedzieli nie wyrzucą mnie z mieszkania.

Z mojej strony tyle. Zamierzam dać z siebie wszystko, a przy okazji dobrze się bawić 😉 To chyba do pogodzenia, nie?

Pozdrawiam i do zobaczenia!

Share: