10 wniosków na zakończenie mojego sezonu 2015
Zakończyłam jeden sezon, roztrenowałam się i szybko zaczęłam kolejne przygotowania. Zdążyłam jeszcze przed końcem 2015 roku. Szybko. Bez szału. Po cichu. Trochę inaczej niż wszyscy, trochę ryzykowanie, ale tego wymagają moje nowe cele, które opiszę szerzej dopiero na koniec roku. Wtedy też skupię się na konkretnym podsumowaniu i planowaniu. Dziś czas na proste wnioski. W nowy sezon wchodzę bogatsza o kolejne doświadczenia biegowe, które w jakimś stopniu wpłyną na moje podejście do planów na 2016. Biegam już kilka lat, a uczę się czegoś nowego niemal na każdym kroku. Nauka jest dobra, a wyciąganie wniosków jest ważne. Gdy chcesz się rozwijać, musisz patrzeć dalej. Nie możesz kurczowo trzymać się przyzwyczajeń, tego co znane i wygodne. Musisz czasem umieć z czegoś zrezygnować, coś zmienić, a nawet przyznać się do błędu. Musisz umieć z najlepszych i z najgorszych doświadczeń wyciągać wnioski. Do jakich wniosków doszłam w 2015?
- Zaniedbałam szybkość przez co zawaliłam starty na krótszych dystansach. To było takie małe coś za coś. Chcąc dojść do 3 h w maratonie w krótkim czasie (wiosną budowałam bazę po kontuzji i 3 miesięcznej przerwie od biegania) praktycznie całą uwagę skierowałam na biegi ciągłe w tempie progowym i maratońskim. Nie żałuję, ale wiadomo, chciałabym być lepsza we wszystkim! Poświęcenie większej ilości czasu szybkości, to pierwsza ważna zmiana w nowym planie, nawet nie wiecie jak mnie wkurza ta dycha. Uważam ją za porażkę roku 2015 i chcę zamienić ją na sukces 2016.
- Starty z pełnego treningu, to ogromne obciążenie psychiczne, ale i najlepszy bat by zrobić mocny trening. Nie wiem, czy w tym sezonie zdecyduję się na podobną taktykę, czy po prostu skupię się na kilku kluczowych i treningu w samotności. Takie starty na pewno wiele mi pomogły, z drugiej strony psychicznie i fizycznie czuję, że przesadziłam z ich ilością. Dlatego rozważam powrót do minimalizmu startowego.
- Był czas, gdy oczekiwania moje własne i innych, nieco mnie przytłoczyły. Czułam presję i nie było to nic miłego. W tym roku chcę uniknąć takich sytuacji. Rezygnuję ze spraw, które wywierają na mnie presję i trzymam się zasady: nic nie muszę, ale mogę wszystko.
- Równowaga między treningiem, a regeneracją jest podstawą moich planów, tego się trzymałam, trzymam i będę trzymała. Niektórzy śpią po 5 h i trenują, ja nie jestem w stanie. Po prostu nie, nie jestem. Mogę biegać na zmęczeniu i mniej spać, ale czysto rekreacyjnie. Jeżeli chcę robić postępy, 8 h musi być przespane i koniec. Wolę nie zrobić zakupów, nie napisać posta na bloga, a przespać spokojnie te 8 godzin.
- Trening uzupełniający i sprawność są arcyważne! Regularne ćwiczenia, na pewno pomogły mi sprawnie przeżyć sezon do końca, a położenie nacisku na sprawność i technikę biegu odbiły się na moich wynikach, wzrosła moja kadencja, biegam bardziej ekonomicznie i ładniej 🙂 Będę starała się być konsekwentna w tym co robię i cały czas poprawiać się.
- Monitorowanie tętna. Z pulsometrem biegam może jakieś 3 lata, nie trzeba od razu znać się na swoich zakresach, maksach i minimach, ale z czasem ta wiedza jest bardzo przydatna. Nie każdemu i nie od razu, co staram się zaznaczać tłumacząc swoje podejście do monitorowania pulsu. Przychodzi jednak taki moment, w moim przypadku w sposób naturalny, gdy ta wiedza może być bardzo pomocna, możemy wyciągnąć wiele wniosków, szczególnie gdy trenujemy na własną rękę. Znając swoje tętno spoczynkowe, maksymalne, próg przemian tlenowych, tętno na którym jesteśmy w stanie przebiec dychę, drugi zakres itd., znając szczegóły i specyfikę zmian tych parametrów możemy od razu skorygować założenia treningowe, wiemy na co nas stać w tym momencie, jaki wpływ mają treningi na formę (np. w tym roku pięknie podniosłam swój próg przemian tlenowych), kiedy za mocno trenujemy, kiedy jesteśmy przemęczeni, kiedy jesteśmy na szczycie. Bardzo ważne jest monitorowanie tętna spoczynkowego, najlepiej zaraz po przebudzeniu, gdy nasze poranne tętno jest wyższe/niższe niż standardowo, widzimy, że coś się dzieje, na przykład jesteśmy zmęczeni jeszcze poprzednim akcentem i dokładanie kolejnego może okazać się złym pomysłem, w takim dniu lepiej zrobić lżejszy trening, a akcent zostawić na później. Więcej o podejściu do trenowania z pulsometrem napiszę oddzielnie, na pewno taki trening ma swoje plusy i minusy i jak przy wszystkim, trzeba znać umiar.
- Jeżeli wszystko wokół mówi, że start się nie uda, to najpewniej się nie uda. Jeżeli nie poprawiliśmy życiówki, decyzję o kolejnej próbie najlepiej podejmować na chłodno. Spojrzeć trzeźwym okiem, czemu nie wyszło i czy jesteśmy w stanie to poprawić do następnego startu. Jeżeli ewidentnie nie jesteśmy jeszcze w tej wymarzonej formie, lepiej odpuścić i trenować spokojnie dalej. Moja szarpanina z dychą to jakiś absurd 2015. Straciłam prawie cały czerwiec, a każdy kolejny bieg wychodził tylko gorzej. Później biegałam te dychy jak oszołom, na zmęczeniu, po trudnych trasach… szkoda się rozpisywać. Wstyd mi za to.
- Utrzymanie ilości, a operowanie intensywnoscią pozwoliło mi uniknąć większych przeciążeń i zakończyć sezon bez kontuzji, a także zachować zapas na przyszłość. Wybiegałam trójkę na 80-100 tygodniowo, co to będzie jak zamienię ilość na 120? 😛
- Trening bez trenera mi służy i w tej kwestii nic nie zmienię.
- Zaniedbałam treningi brzucha, a ilość lodów i żelek spożytych w tym sezonie sprawila ze mój abs nie może się z tego otrząsnąć. Dieta, to zaraz po dyszce moja kolejna porażka 2015. Staram się wrócić do zdrowych i rygorystycznych zasad, ale jest ciężko. Zastanawiam się nad gotową dietą pudełkową, bo sama nie mam zbyt wiele czasu na gotowanie, a będąc na diecie bezglutenowej jest cholernie ciężko zjeść coś na szybko zdrowego w mieście, czy pracy.
Ten luźny zbiór wniosków pomoże mi mądrzej zaplanować kolejny sezon i trzymać się postanowień. Wiem co jest do poprawienia, co się sprawdza, a z czym powinnam dać sobie spokój. Zachęcam do zrobienia takiego rachunku sumienia i w chwili kryzysu wrócić do listy.
Pozdrawiam!