life stylemotywacja

Bieganie oczami amatora, czyli czego nie może zrozumieć zawodowiec

W momencie boomu biegowego, granice między amatorami a zawodowcami się zacierają. Są zawodowcy, którzy mimo kilkunastu lat spędzonych na bieżni, na asfalcie chcą być uważani za amatorów. Są amatorzy, którzy legitymując się swoimi życiówkami wbijają się do świata zawodowców. Nie będę podejmowała się próby zdefiniowania pojęć, bo moim zdaniem nie ma sensu ograniczać siebie, a tym bardziej innych. Żyjemy w czasach wolności i możliwości. Możemy wszystko, a czy zrobimy wszystko, często zależy tylko od nas samych. Od naszego podejścia do świata i chęci. Dzielenie i nazywanie jest pewnym ograniczeniem, ale czasem warto je zastosować, by dwa światy mogły stać się jednym. By wzajemnie się rozumieć, trzeba rozmawiać i słuchać. Dziś chciałam przemówić jako amator, który stara się uprawiać politykę pokoju, ale są sytuacje, gdy nie wytrzymuje i politykę milczącego pokoju zamienia na szczerą dyskusję. Jak widzę bieganie amatorskie i co według mnie powinien wiedzieć zawodowiec, zanim oceni amatora, albo wyrzuci mu, że biega w droższych butach od czołowego zawodowego długodystansowca? Zapraszam do zapoznania się z moim zdaniem i oczywiście wyrażenia swojej opinii.

Amator biega, bo lubi, bo ma takie widzi-misie, bo leczy kompleksy, bo daje mu to satysfakcję, bo może uciec od problemów, bo może zjeść ciastko bez wyrzutów sumienia, bo chce być w formie. Biega, bo może, a nie musi. Amator ma to do siebie, że swoje bieganie łączy z pracą zawodową. Upycha kilometry, walczy ze zmęczeniem, krzywo  zerkającą na jego pasję rodziną, spadkami motywacji i zagubieniem. Bieganie nie jest jego zawodem, więc ciężko szukać poparcia w otoczeniu. Po co tyle czasu marnujesz na bieganie? Po co idziesz na trening skoro nie masz ochoty? Po co bawisz się w plany i roztrenowania?  Tego nie zrozumie niebiegająca żona (a jak zrozumie to jest to super żona), tego często nie rozumie zawodowiec. Zawodowiec, który chce mieć kontakt z amatorami powinien to zrozumieć, powinien przynajmniej się postarać. Amatora zrozumie za to bez problemu drugi amator. Pisząc bloga, wrzucając kolorowe obrazki, zrzuty treningów, motywacyjne hasła – tak amatorzy ze sobą rozmawiają i wspierają. To ważna część świata biegania amatorskiego, ktoś kto chce wejść w świat biegania amatorskiego powinien to zrozumieć, albo odejść w milczeniu bez zrozumienia.

Amator chce trenować jak amator, bo nie ma czasu by trenować jak zawodowiec. Każdy kto chce trenować amatorów powinien także i to zrozumieć i umieć swoim planem zaspokoić pragnienia, ale i możliwości amatora. Trening amatorski różni się od zawodowego. Tu trzeba kombinować i uprawiać politykę coś za coś. Amator nie ma czasu na 3 godzinny trening rano i 2 godzinny wieczorem, regularne masaże, badania, itp. Amator potrzebuje treningu dopasowanego pod jego życie amatorskie. Amator musi wybierać, czy zrobić dziś ogólnorozwojowy, czy sprawność, czy wybieganie. Amator nie ma czasu i siły na 40 minutową rozgrzewkę przed każdym treningiem, bo żona dała tylko 60 minut i czeka z kolacją, bo później wyszedł z pracy i trzeba dzieci wykąpać, bo na 8.00 ma do pracy i musiał wstać o 4:30 by w ogóle pobiegać. Amator potrzebuje takiego planu by biegać i żyć jak amator, ułożenie takiego planu wymaga zrozumienia i wiedzy. Amator nie chce być oceniany, że czegoś robi za mało albo źle. Oczekuje pomocy i recepty jak to wszystko połączyć i nie stracić zdrowia, pracy, rodziny. Stąd powstają artykuły jak złamać 3 h w maratonie trenując 4 razy w tygodniu, 10 sposobów na bezpieczne bieganie zimą, ekspresowe rozciąganie po bieganiu, 3 ćwiczenia, które wzmocnią, ale nie zmęczą, jak biegać rano, itd. To nie są tylko śmieszne triki, to pomaga amatorom normalnie żyć i cieszyć się pasją.

Amatorzy inspirują się amatorami, bo mogą do nich porównać się i słyszą z drugiej strony słowa: rozumiem Cię, mam tak samo. Widząc amatora, który pomimo pracy, jest w stanie poprawiać swoje wyniki, kobietę, która w ciąży prowadzi aktywne życie, biegającą dziewczynę na diecie wegańskiej. Widząc uśmiechających się i kontaktowych amatorów, którzy pokazują każdego dnia, że da się, patrzą i wierzą, że faktycznie się da i razem z nimi wychodzą na trening. Widząc innych amatorów udowadniających codziennie, że można wszystko, czasem wbrew kilku przeciwnościom, czasem wbrew wszystkiemu. Mimo zmęczenia, mimo pracy, dzieci, braku zrozumienia i pieniędzy z biegania, pokazujących, że można wyjść na trening i cieszyć się życiem, w którym jest miejsce na pasję. Można osiągnąć cel. Można wygrać maraton. Można biegać z pasji. Chcą być tacy sami. Amatorzy widzą w innych amatorach swoje odbicie, inspiracje, cele, szanse. Amatorzy są do siebie podobni i dzięki temu rozumieją się bez słów, albo za pomocą tych śmiesznych obrazków, trików i udostępnianych zrzutów z treningów. Nie bez powodu moją największą inspiracją jest Bill Rodgers.

Amatorzy podziwiają zawodowców. Z szacunkiem i uznaniem patrzą na ich dokonania sportowe, śledzą kariery, trzymają kciuki i wspierają. Jednak zdają sobie sprawę, że między światem zawodowców a amatorów jest pewna przepaść. Przeciętny Kowalski wstający z kanapy z lekką nadwagą, po 40-tce, po nadgodzinach, po 5 latach palenia, nie zrobi maratonu w 2:10. Dla niego taki wynik jest czystą abstrakcją, czasem, który może podziwiać, ale nie może się porównać. Amator podziwia, śledzi i patrzy przez szybę na zawodowca, nie oczekuje uwagi, ale oczekuje trochę empatii, gdy ten postanawia wejść w świat sportu amatorskiego. Jeżeli tej empatii nie dostaje, woli dać lajka komuś podobnemu do niego samego.

Amator przeżywa wzloty i upadki w swojej pracy, tak jak zawodowiec w bieganiu. Życie jest brutalne. Większość na swój sukces musi po prostu zapracować. Mało kto dostaje sukces w spadku, za darmo lub w barterze. Mało tego, bez perspektywy na sukces też trzeba pracować, bo takie jest życie. Dobre studia nie zawsze oznaczają dobrą pracę, a brak wykształcenie nie jest barierą nie do przeskoczenia. Brak talentu można zatuszować sprytem i ciężką pracą. I choć nie jestem zawodowcem, myślę, że w sporcie jest podobnie. Sport zawodowy jest brutalny. Jeżeli jesteś najlepszy w tym co robisz, masz wszystko. Sławę, pieniądze, perspektywy. Jeżeli jesteś jednym z wielu dobrych, ale nie najlepszych, masz ciężko i musisz albo dalej się poświęcać, wierzyć i pracować, albo zejść ze sceny. Cytując Sokoła: „Zawiść, zazdrość, zamiast starać się mieć więcej…” , do niczego nie prowadzi. Niezależnie od tego po której stronie jesteś i co robisz, taka postawa w życiu nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem.

Amatorem, który widzi świat w ten sposób jestem ja. To moja subiektywna ocena i nikomu nie narzucam swojego punktu widzenia, wręcz przeciwnie, chętnie poznam Wasze! Ten tekst jest moją małą odpowiedzią na krzywdzące opinie na temat biegających blogerów, trenujących amatorów, biegaczy wrzucających screeny z treningów itd. Wiele osób wygłaszając swoje opinie trochę się zapomina. Blogerem, czy biegaczem, może w dzisiejszych czasach być każdy, owszem, ale żeby być dobrym blogerem, czy biegaczem, trzeba się napracować, tak jak w sporcie zawodowym. Czy to jest niesprawiedliwe? Myślę, że nie. Myślę, że główny problem jest taki, że niekażdy jednak potrafi zazdrość i żal zamienić na ciężką pracę i pomysł na siebie, a tu już niestety mało jest winy innych. Czasem pretensje można mieć tylko do siebie.

 Pozdrawiam!

Share: