Jak nie przytyć na dłuuższej przerwie?

Nie trenować i nie przytyć! To jest wyczyn! Od zawsze podziwiałam ludzi, którzy bez aktywności fizycznej, samą dietą, potrafili utrzymać zadowalający wygląd. W moim przypadku jest to praktycznie niemożliwe, więc nie będę Was czarować. Na tak długiej przerwie nie uniknęłam przybrania na wadze, ale… tragedii nie ma (to moje subiektywne odczucie). Czuję, że szybko wrócę do pełni formy! Przyznaję, pilnowałam się dość mocno i ze smuteczkiem spoglądałam w lustro jak moje biegowe ciałko się rozpada. Moja bojaźń o sylwetkę miała dwojaki charakter. Pierwsza sprawa to kwestia estetyki i samopoczucia, a druga powrotu do formy. O wiele trudniej wraca się do biegania, gdy mamy na sobie dodatkowych kilka kilogramów (wiem coś o tym, bo na ITBS dałam nieźle czadu). Postanowiłam tym razem walczyć. Odwróciłam w jakiś sposób swoje myśli od kontuzji i koncentrowałam się na ćwiczeniach i diecie, tak by leczyć i nie szkodzić. Psychicznie i fizycznie czułam się o wiele lepiej. Zadanie miałam mocno utrudnione, miesiąc z unieruchomioną nogą, kolejne tygodnie z minimalnym obciążeniem. O treningach tlenowych mogłam zapomnieć. Do tego przy złamaniach jest ważna dieta, ujemny bilans kaloryczny – odpada. Dużo białka, wapnia, witaminek trzeba w siebie wrzucać. Jednak dla chcącego nic trudnego, ocierałam łzy i walczyłam.
Wyrzuciłam część węglowodanów ze swojego jadłospisu (Uciekałam od słodyczy, a w chwilach kryzysu naprawdę sięgałam po owoc. W wyjątkowym sytuacjach, można powiedzieć, że pod przymusem, pozwalałam sobie na makaron albo lody, ale to naprawdę rzadko :))
Zmniejszyłam, a właściwie zredukowałam do zera, produkty wysoko przetworzone i wysoko tłuszczowe (Mało tego typu produktów jem ogólnie, ale dodatkowo musiałam stronić od frytek i serów pleśniowych).
Postawiłam na inne aktywności. (NAJWAŻNIEJSZE!) Gdy tylko dostałam zielone światło wrzucałam ćwiczenia. Zaczęłam od górnych partii i brzucha. Podciągałam się już po tygodniu w ortezie. Plecy tak urosły, że ledwo wciskam się w swoje stare topy 😉 Z brzuchem jest gorzej, ale to kwestia kilku biegów. W końcu mogłam ruszyć dupę (dosłownie), a następnie czwóreczki, aż dobiłam do momentu, że mogę robić wszystko… poza bieganiem. Cisnę dalej!
Oszukuję swój mózg i ciało 😉 To moja ulubiona zasada w utrzymaniu sylwetki 😛 Jak to się robi? Proszę przykłady z mojego życia:
Jem czekoladę Ritter Sport (taka w kwadracie). Optycznie jest mniejsza, gramowo taka sama, ale mój mózg myśli, że jest mniejsza, więc blokuje tycie.
Mam świetny patent by najeść się dwoma kanapkami: robię je takie wysokie, że nie ma opcji na zmieszczenie trzeciej 😉
Poza tym dużo myślę o bieganiu, a przeczytałam gdzieś, że od samego myślenia o aktywności fizycznej człowiek spala więcej kalorii!
I nie, nie stosuję żadnych herbatek i tabletek odchudzających. Super genów też nie mam.
Pozdrawiam i dużo uśmiechów życzę!
PS Będę trochę przynudzać o swoim powrocie i walce, ale może ktoś też dołączy. W końcu niedługo nowy rok i takie tam 😛 A na dniach oczekujcie! Wiecie czego? 😉