Wkraczamy w nowy/stary etap na blogu

Zawsze najlepiej mi się pisze o bieganiu, gdy sama biegam. Pomysły na wpisy same wpadają do głowy, a endorfiny pozwalają szybko przelać je na papier. Najlepsze moje cykle wpisów o bieganiu pochodzą z czasów, gdy przygotowywałam się do maratonów; Najlepsze cykle wpisów o triathlonie pochodzą z czasów, gdy przygotowywałam się do zawodów triathlonowych; A ciążowe z czasów ciąży. Taka już jestem. Z jednej strony dobrze, bo wychodzi to naturalnie, z drugiej – marny ze mnie etatowy pisarz, skoro wena uzależniona jest od formy, a z tą jak wiemy… różnie bywa 🙂 Dlatego piszę bloga i sama ustalam reguły gry, a Wy jakoś się do tego dostosowujecie, prawda?
Dwa dni temu podczas treningu wpadł mi do głowy pomysł na wpis treningowy. Biegniesz i cyk! Po prostu jest. Oczami wyobraźni rozwijasz i dopracowujesz go, a gdy wracasz do domu wystarczy po prostu spisać to co masz już ułożone w głowie (przy dziecku nie takie po prostu, ale będziemy walczyć). To zjawisko ma w sobie coś wyjątkowego, bo tak jak krokusy zwiastują wiosnę, tak ten wpis zwiastuje absolutny powrót do biegania (duszą i ciałem).
Mam za sobą kilka tygodni regularnych treningów. Tygodni, gdy nie wiedziałam, czy się uda i na ile się uda. Nie planowałam nic specjalnego w tym czasie, nie nastawiałam, ale gdy już drugi miesiąc biegam bez problemów, wyobraźnia zaczęła pracować sama. Oczywiście chciałabym jeszcze nie raz nawiązać do ciąży i powrotu do formy po porodzie, ale myślę, że oficjalnie możemy uznać, że Run The World wchodzi w nowy/stary etap, czyli treści głównie biegowe. Uniwersalne.
A wpis treningowy, o którym mowa, pojawi się już niedługo.