trening

Podsumowanie miesiąca. Styczeń 2022

Pierwszy miesiąc nowego roku niesie ze sobą ogromne nadzieje na pozytywne zmiany. Nawet ja, niby odporna na postanowienia noworoczne, bo w końcu i tak cały rok sumiennie trenuję i trzymam dietę, równowagę życiową i w ogóle staram się być super wow i te sprawy ;); wraz z nadejściem nowego roku czuję jakiś taki powiew postanowień. Zeszły rok był dla mnie trudny pod wieloma względami, stąd i podsumowania nie zrobiłam jako takiego na bloga 🙂 Obiecuję post o podobnym charakterze już niedługo. 2021 zaczęłam fenomenalnie. Trening się rozkręcał, zdrowie dopisywało, osiągałam niesamowite tempa na treningach, aż do momentu złapania covida i straconego startu w maratonie. Długo wracałam do siebie, psychicznie coś we mnie pękło i choć jesień nie była taka do końca stracona, to w porównaniu z wiosną treningi kosztowały mnie więcej, a osiągi były dużo niższe. Stąd gdy już pobiegłam maraton w Amsterdamie, zrobiłam długie i leniwe roztrenowanie, liczyłam, na podobny obrót sprawy jak sprzed roku. Styczeń 2022 znowu będę się rozkręcać aż miło!

I tu moje oczekiwania starły się z rzeczywistością dość szybko. Trzy solidne infekcje zaliczone w ciągu kilku tygodni sprawiły, że wcale tego roku tak lekko nie zaczęłam.

Tydzień 1.01 – 2.01.2022

1 stycznia zaliczyłam jeden z lepszych treningów tej zimy. Zabawa biegowa na fajnym luzie i mocnych tempach. Dawno tak dobrze się nie biegało. Katar i zatoki zaczęły mi odpuszczać, więc miałam nadzieję, że do kolejnego weekendu będę w stanie na tyle się pozbierać by powalczyć o fajny wynik w kolejnym biegu z cyklu City Trail. W niedziele 20 km rozbiegania bez większej historii.

Tydzień 3.01-9.01.2022

W poniedziałek spokojne 30 minut biegu plus ćwiczenia na siłowni. Wtorek rozbieganie. W środę planowałam lżejszy ciągły (10 km po 4:15), niestety trening kompletnie nie wszedł i po 4 km zrobiłam przerwę, po czym przebiegłam jeszcze dwa kilometry po 4:05 i koniec. Może to jeszcze infekcja, może siłownia, a może ta kapryśna zima, ale ciężko mi z tym wszystkim było się pogodzić, patrząc, że za sobą już mam dwa miesiące wprowadzenia, a pierwsze starty przewidziane już w marcu, a forma… cóż pół roku po ciąży biegałam dużo szybciej. Kolejny dzień zrobiłam wolny, w piątek bardzo luźne rozbieganie i kilka przebieżek, a w sobotę czekał mnie test na City Trailu. Rozgrzewka i rytmy przed startem wypadły bardzo optymistycznie, ale jak tylko ruszyłam, wiedziałam, że ten słabszy tydzień to nie przypadek. Pierwszy kilometr 3:56 i nogi jak z betonu. Dobrze, że to było tylko 5 km. Na mecie wynik 19:28 z jednej strony cieszył, że złamałam chociaż 20 minut, a z drugiej co tu dużo mówić, to tempo, którym jeszcze kilka miesięcy temu chciałam przebiec maraton, a teraz 5 km to mój maks. W niedzielę odpuściłam rozbieganie. Postanowiłam powtórzyć badania krwi i umówić się do kardiologa. 

Tydzień 10.01.2022 – 16.01.2022

Z jednej strony chciałam trenować dalej normalnie, licząc, że po prostu odbiję się i coś zaskoczy. Z drugiej miałam w sobie strach, że może nie wszystko jest ze mną w porządku. Może to kolejny covid, a może jakieś problemy z sercem po przebytym (przez ostatnie miesiące miałam duży problem z wejściem na intensywność około progu, dochodziłam do 4-5 uderzeń przed i zaraz mnie odcinało). Poniedziałek zrobiłam wolny, kolejne dni to bardzo spokojne rozbiegania, w międzyczasie badania pokazały, że wszystko ze zdrowiem jest ok, przetrenowana też nie jestem, więc zostało spokojnie trenować i czekać na przeskok guzika ze steady na on 🙂 Poza rozbieganiami, w sobotę udało się zrobić 10x300m + 3 km ciągłego. Nawet dobry trening wyszedł na fajnym samopoczuciu. Przerwy dość długie bo po 2:30 min, ale biorąc pod uwagę moje ostatnie treningi, nie chciałam się dojeżdżać. Po tym treningu niedzielny long mega luźny i szybko 1-2 zakres, ponad 20 km średnio po 4:30, drugi dobra dzień pod rząd to nie mógł być przypadek.

Tydzień 17.01- 23.01.2022

Odpuściłam poniedziałkową siłownię i postawiłam na lekki trening uzupełniający w domu. Jednak moje ciało potrzebuje więcej czasu na adaptację do ciężarów, a ja już tego czasu nie chcę za bardzo poświęcać, choć ciężary sprawiają mi frajdę. W środę akcent na bieżni mechanicznej: 6×2 km, weszło wszystko równo, ale zagrzałam się niemiłosiernie. Kolejne dwa dni to luźne rozbiegania po 5 z hakiem. Załapałam też kolejny raz przeziębienie, a zima… cóż trwała w najlepsze. W sobotę wybrałam się na stadion, by pobiegać coś żywszego z Bartka bratem, Pawłem. Jako, że był odśnieżony tylko 4 tor i tylko jakieś 320m, biegaliśmy trzysetki. Pech chciał, że coś nam się pomerdało i biegaliśmy o jedną linię dalej, jakieś 312 m zamiast 300 🙂 Biorąc pod uwagę, że jako dziecko kilka lat startowałam na 300 m, a Pawła żona Mariola Ślusarczyk ma za sobą kilkanaście lat biegania na bieżni, daliśmy niezła plamę. Przynajmniej zagadka się rozwiązała czemu tak ciężko wchodziły odcinki 🙂 Po tym treningu niedzielny dłuższy bieg wchodził znowu całkiem dobrze, nawet przyspieszyłam do drugiego zakresu i wyszło 20 km po 4:40. Wygląda na to, że naprawdę zaczyna wszystko się układać. 

Tydzień 24.01 – 30.01.2022

Zaczęłam od dawki przypominającej szczepienia. Stwierdziłam, że tak czy siak formy nie ma, a szczepienie musze zrobić. Tego dnia i tak miałam wolne, trochę ręka mnie bolała, ale poza tym żadnych innych efektów ubocznych, co więcej, mam wrażenie, że od tego szczepienia trening zaczął układać się fenomenalnie 😉 

We wtorek rozbieganie plus lekki trening uzupełniający. W środę akcent w lekko oblodzonym parku. Piramidka 200/400/800/400/200 w 3 seriach. Tempa trochę wolniejsze od założeń, ale i tak wyszedł dobry trening jak na panujące warunki. W czwartek… cóż mogę napisać… czekał nas wylot na upragniony 3 tygodniowy pobyt w cieplejszej Hiszpanii. Wylądowaliśmy w Walencji koło 11.00, więc był jeszcze czas na jedzenie i trening zarówna Bartka jak i mój. Ja niestety nieopatrznie zjadłam tortille hiszpańską przed biegiem, co kosztowało mnie 4 km 🙂 A toalety publiczne z okazji covid są w Walencji zamknięte. Tak czy siak, nawet z pełnym żołądkiem biegłam rozbieganie po przylocie jakieś 15 s na km szybciej niż w zimnej Polsce. W piątek podobnie, rozbieganie na luzie grubo poniżej 5:00. W sobotę przyszedł czas na pierwszy poważniejszy bieg. Padło na 10x1000m na 200 m przerwy na stadionie. Biegało się niesamowicie przyjemnie i lekko, z dużym zapasem. Od kilku dni trochę mi jedna łydka dokuczała, ale tego dnia zaczęła odpuszczać. W niedzielę mocniejszy bieg długi 1+2 zakres , wyszło prawie 28 km po 4:24 i przyszedł czas opuścić Walencję i przenieść do Denii, gdzie czekały na nas wspaniałe warunki do treningu i życia na najbliższe 2,5 tygodnia. 

31 stycznia, jak większość poniedziałków miałam wolne 🙂 

W styczniu przebiegłam ponad 380 km. Początek miesiąca ma w sobie więcej dołków, ale druga połowa zdecydowanie na plus. Widać, że wychodzę na prostą, a forma rośnie. Czy urośnie wystarczająco do pierwszych wiosennych startów? Przyznam szczerze, że mam obawy, przede wszystkim przed powrotem do kraju. Wyraźnie widać jak duży wpływ mają na mnie warunki atmosferyczne i brak słońca 🙂 Niska temperatura kosztuje mnie czasem kilkanaście sekund na kilometrze, nawet na zwykłych rozbieganiach, nie mówiąc już o wchodzeniu na wyższe tempo. Nie ja jedna muszę walczyć z zimą, także póki mogę korzystam jeszcze z pogody w Hiszpanii, a jak wrócę do Polski pozostanie odliczać dni do wiosny 🙂

Share: