Nie ma to jak maraton na poprawę humoru! Czyli relacja z Maraton Wigry 2014
Zanim przejdę do relacji z Maratonu Wigry, który odbył się w sobotę, krótko zaktualizuję sytuację swojej nogi.
11-25 km
Byłam zachwycona, już 10 km przebiegłam! Nie spodziewałam się, że noga pozwoli utrzymać mi tempo. Fakt, zaczęła o sobie przypominać, ale póki nie wpływało to na mój ruch, chciałam biec. Do 12 km trzymałam Powerade, na 14-tym zjadłam żel, dalej opierałam się tylko o bogato zastawione punkty żywieniowe. W okolicach 19 km czekał na mnie Sebastian i Marek (kolega z wybiegań), oczywiście krzyczeli żebym podkręciła, że przede mną długa prosta, szkoda marnować, że do pierwszej kobiety mam niewielką stratę. Po części przyznałam im rację, nie chciałam już tłumaczyć co siedzi w mojej głowie i jaki jest plan. Podgoniłam trochę i przynajmniej zdobyłam towarzystwo. Z Wojtkiem prawie do samej mety wzajemnie się wyprzedzaliśmy 🙂 Na 25-tym był punkt żywieniowy, bez pośpiechu wzięłam jabłko, banana i butelkę wody. Od tego momentu trasa stawała się coraz trudniejsza, z rozpoczęciem biesiady idealnie się wstrzeliłam. Nie walczyłam tu o życiówkę, więc ciężar psychiczny był praktycznie zerowy. Chciałam tylko dobiec z planem i nie stracić nogi.
25-38 km
Za punktem wbiegliśmy w wąską, leśną, nierówną i pełną konarów dróżkę, obierając banana wywinęłam orła. Robiło się coraz trudniej i ciekawiej. Fajnie, bo ten bieg miał być swego rodzaju przygodą. Noga bolała, ale nie na tyle, żebym musiała stanąć, tak sobie to tłumaczyłam i starałam się skupić na czymś innym. Nuciłam, liczyłam kroki, jadłam jabłka, banany i arbuza (pierwszy raz w biegu zjadłam aż tyle 😉 ).
38-41 km
Podbiegi, podbiegi, podbiegi, uświadomiłam sobie, że na swoich wybieganiach nie pokonuję nawet w połowie tak trudnej trasy. I te szyszki! Albo organizatorzy chcieli podnieść poprzeczkę, albo dziki miały jakąś imprezę. Jak to na maratonie, co by nie mówić i nie robić, po trzydziestu kilku kilometrach nie czułam się rześko, było coraz ciężej, noga nie dawała mi spokoju, psychicznie czułam się podłamana, ale 2 km przed metą nie zejdę z trasy… Jakoś dotruchtam. Na ostatnim kilometrze wybiegła mi na spotkanie mama, wszyscy wkoło powtarzali, że już zaraz koniec. Na metę wbiegłam zalewając się łzami. Udało się dobiec i gdyby nie noga, to nawet dobrze zniosłam ten bieg 🙂 Z czasem 3:35:36 zajęłam III miejsce wśród kobiet i otrzymałam najfajniejszą statuetkę do tej pory (drewnianą, specjalnie wykonaną na tę okazję, z bobrem!).
To był mój piąty maraton. Bieg na królewskim dystansie, jak zawsze dostarczył mi wielu emocji. Wiele z nich zostało głęboko w lesie i dziś pisząc posta, nie chcę do nich wracać. Czuję do maratonu ogromny respekt, ale też coraz lepiej go rozumiem i mój każdy kolejny raz jest śmielszy i bardziej świadomy. Z biegu jestem ogromnie zadowolona, nie sądziłam, że uda się pokonać tę trasę poniżej 4 h, a tu proszę, z małą kontuzją osiągnęłam dużo lepszy czas. W takich momentach odzyskuję wiarę w swoją formę, kto widzi moje statystyki z ostatnich 3 miesięcy, wie o czym mówię. Pierwszy raz po maratonie nie boli mnie każda część ciała (poza nogą, na której prawie nie mogę chodzić), w nocy nie budziło mnie pragnienie i skurcze. Serio ja przebiegłam wczoraj maraton? Ach, przepraszam, prawa noga, już czuję to.
Maraton Wigry 2014 będę wspominała jako jedną z lepszych imprez, w której brałam udział. Trasa jest niesamowita (dla kogoś kto lubi zawody terenowe), była dobrze oznaczona – ani razu nie miałam wątpliwości którędy biec, punkty żywieniowe rozstawione średnio co 5 km, a na nich woda, izotoniki, owoce i produkty regionalne (jestem ciekawa, czy ktoś jadł babkę ziemniaczaną w biegu?). Pogoda dopisała, a lokalny klimat i piękno Wigierskiego Parku, tu trzeba po prostu pobiegać, żeby zrozumieć 🙂
Pozdrawiam!
PS Wybaczcie małą ilość zdjęć, ale nikt nie miał czasu tego dnia, muszę nauczyć się biegać zawody z kamerką 😉
EDIT: Dzięki uprzejmości i zaangażowaniu kolegi, który z przyczyn losowych strój sportowy musiał zamienić na aparat, udostępniam galerię zdjęć, które wykonał na 19-tym km. Możecie korzystać, na pewno każdy uczestnik MW się odnajdzie (poza mną 🙂 ) link do galerii. Dziękuję!