trening

Bieganie z pulsometrem? Mój pierwszy raz

Gdybym miała nadać sobie biegowy poziom, nazwałabym się średnio zaawansowanym biegaczem-amatorem.  Regularnie biegam od kilku lat, kilometrów trochę już zrobiłam, maraton na koncie jest, kontuzja też. Generalnie coś tam wiem, coś już przeżyłam, ale jak to mówią: „człowiek uczy się całe życie, a umiera głupi”. Mam nadzieję, że głupota jest chociaż stopniowalna i będę coraz mniej mniej głupim biegaczem z każdym kolejnym dniem 🙂 Liczę, że przede mną jeszcze dłuuuuga droga!
A w czym dla przykładu jestem taka naj głupia?

W bieganiu pod tętno

Do tej pory z pulsometrem biegałam tylko przy interwałach. Bardziej dla własnego spokoju, bo logiki i porządku w tym nie było (szczególnie wtedy gdy biegałam po ciemku, a mój zegarek nie był podświetlany).
Jako, że w swoim bieganiu chcę się rozwijać, czerpać więcej przyjemności i korzyści, tako też postanawiam monitorować swoje tętno (chociaż czasami) i uczyć się pracy w różnych zakresach.
Idąc od początku, ustaliłam swoje zakresy (muszę powtórzyć próbę, bo moje hr max daję głowę jest wyższe).
Moje hr max wg starej próby to 200. Według wzoru 220- wiek = 195, ale ja w to nie wierzę!
Biorąc za pkt wyjściowy 200, obliczyłam prosta metodą używaną przez prostą większość, że:

  • truchtać powinnam  przy 120 uderzeniach
  • I zakres (65-75%) do 150
  • II zakres (75-80%) do 160 (poziom spokojnych wybiegań)
  • III zakres (80-90%) do 180 (poziom interwałowy)
  • Wytrzymałość tempowa (hardcore na całego)

Wygląda prosto. Pewnie można bardziej skomplikowanie, ale ja nie lubię sobie utrudniać życia, przynajmniej nie gdy zaczynam. Jak do biegania pod tętno odnosiłam się do tej pory? Średnio widzę takie bieganie pod linijkę w swoim przypadku (ale będę próbować). Nieszczególnie też wierzę w efekty takiego podejścia (czas pokaże, może będę musiała odszczekać). Jestem wychowana na starej szkole, stąd mój sceptycyzm. Zakładam, że najważniejszy jest rytm organizmu i wewnętrzny kontroler (chyba wiem kiedy ledwo zipie?). Oczywiście wiem, że pulsometr wiele ułatwia. Do konkretnych liczb można jakoś się odnieść i próbować zrozumieć organizm.
Dziś spróbowałam pierwszy raz. Wybiegłam z założeniem żeby pilnować tych liczb…

Wnioski?
Na dzień dzisiejszy wolę zostać przy teorii o sile wewnętrznego wyczucia organizmu 🙂
Poważnie. Opierając się o moje początkowe wyliczenia, wychodzi, że oddycham jak zziajany borsuk, a tętno ciągle mam w skrajnie wysokich zakresach… Nic z tego nie rozumiem. Cały bieg zrobiłam w zakresie interwałowym? A końcówkę poleciałam hardcorowo?
Muszę mocno nad tym wszystkim się zastanowić i dopracować założenia. Póki co zero profeski z mojej strony w tym temacie.

Ogólnie czuję się rozdarta, ale nie ma przebacz, popracuję nad tym. Będę próbowała pogodzić swoje stare i nowe JA, sumiennie trenując, a czas pokaże co z tego wyjdzie!

Pozdrawiam!
PS Jak Wy odnosicie się do biegania z pulsometrem? Może jakieś cenne wskazówki? Porozwijajmy się 😀 Tylko nie każcie mi zwalniać!

Share: