Ach, co to był za bieg! Czyli 8. Półmaraton Warszawski oczami Kasi
Pierwszy oficjalny bieg sezonu 2013 mam za sobą 🙂 Na gorąco napisać mogłabym wiele, ale skrócić mogę do jednej kluczowej myśli: kocham biegać dla takich chwil! Dla tych emocji, wrażeń, dopingu, towarzystwa, łamanych barier – po prostu warto. Warto biegać, czasem pocierpieć, trochę się postresować, wylać z siebie litry potu, uronić kilka łez… bo nic nie smakuje jak zwycięstwo nad samym sobą!
Na 8. Półmaraton Warszawski czekałam z niecierpliwością. W ostatnim tygodniu zaczęły brać górę emocje, czy rzeczywiście to jest mój czas… Zima trwa w najlepsze, ja nie w formie (planu to wykonałam z 25%), ciągle mi coś dokucza (na łydkę już dawno machnęłam)… a to w końcu półmaraton! Może nie cały maraton, ale też i nie dyszka! 21km to jednak trzeba umieć przebiec. Ba! Dobiec z nową życiówką trzeba by było!
Stres, wątpliwości – to chyba taki standard przed startem, który na szczęście odpuszcza mi w momencie wystrzału.
O samym biegu:
Biegło się rewelacyjnie! Pogoda dopisała: temperatura koło zera, prawie bez wiatru. Rekordowej liczby startujących w ogóle nie odczułam (tłoczno było tylko do 7km). Podbieg na Belwederskiej mnie zniszczył (5:20min/km + skurcz pośladka towarzyszył mi już do końca), ale co to za bieg bez podbiegów! Kto nie lubi ten na bieżnię! Na ostatnich 3 km było pod wiatr niestety… a później to już meta i do domu z nową życiówką! A! Buty! Prawie zapomniałam, bo ich nie czułam! Spisały się fantastycznie!
Nowa życiówka:
1:40:25! Cieszę się jak dziecko, bo optymistycznie zakładałam 1:42:00! A tu proszę jak pięknie poleciałam i to z dużą rezerwą! Dobiegłam rześka i wesoła; nieco rozczarowana swoją towarzyszką – Endomondo- która w ogóle ze mną nie gadała podczas biegu! Może gdybym dokładniej znała swoje tempo na każdym kilometrze to bym urwała trochę więcej, ale może to różnie bywa, a mój bieg „na czuja”, to cena, którą płacą ignoranci (nieogarniacze) zaawansowanych technologii.
Podsumowując: Jest moc i zapas na jeszcze wiele!
Pozdrawiam!
PS Biorę udział w zorganizowanych imprezach dość rzadko (3-4 razy) w roku, właśnie dlatego, żeby celebrować te magiczne momenty: każdą urwaną minutę, przebyty kilometr, łzy, pot i uznanie bliskich!