Ruszyła maszyna, teraz już nic mnie nie zatrzyma!
Od ostatniego wpisu minęło trochę czasu, nie był on jednak stracony. Wręcz przeciwnie – to był w końcu mój czas. Po Wings For Life czułam się, jakbym dostała w twarz. Dziś wiem, że tego potrzebowałam i jestem wdzięczna za ten cios. Za długo wiele rzeczy odkładałam, usprawiedliwiałam się i szybko rezygnowałam. A tak, zdałam sobie sprawę, że jestem w zupełnie innym miejscu niż myślałam i czas coś z tym zrobić naprawdę, ale też trochę wyluzować. W końcu skupiłam się na własnych potrzebach i treningu. Bieganiu takim jakie lubię. W końcu coś drgnęło. W końcu mi ulżyło!
Od marca męczyłam się z okropnym spadkiem formy, o czym wspominałam między słowami. Strasznie mnie to frustrowało, bo im bardziej się starałam, tym było gorzej. Szukałam przyczyn zarówno w swojej głowie, jak i ciele, bardzo długo bez skutku. Ostatecznie postanowiłam przeczekać. Chyba się udało. Może fala porażki, może biografie, które przez ten czas przeczytałam, a może… cokolwiek by to nie było, ruszyło! Dawno tak dobrze się nie czułam fizycznie i nie pamiętam kiedy tak mocno przepracowałam tydzień, ale zamierzam utrzymać ten trend.
W zeszły poniedziałek wzięłam się do roboty, rozpisałam od nowa treningi. Cel na ten rok pozostał, ale zmieniłam niektóre założenia. Na obecną chwilę chcę pracować na objętości +/- 100 km. Uwaga! Ten tydzień zamknęłam swoją drugą stówą w życiu i przyznam, że od początku roku był to, jeden z przyjemniejszych tygodni.
Wtorek 5 km tempo + 10 x 300 m podbiegi
Sroda 20 BNP
Czwartek 15 rozbieganie
Piątek 4×2000
Sobota 15 rozbieganie
Niedziela 20 BNP (dzięki Pawłowi (brat Bartka) zrobiłam najrówniejsze BNP w mojej karierze)
Ważnym składnikiem moich treningów jest rozgrzewka, schłodzenie i rozciąganie. Teraz postanowiłam poświęcić tym trzem sprawom dużo więcej czasu niż wcześniej i zdziwionemu Bartkowi mówię, że przerzuciłam się na szkołę kenijską. Nie wiem jak długo wytrzymam te nudy, ale mam w sobie tyle woli walki, że cisnę bez żadnego ale 😉
Po co opisuję ten tydzień? Maj ma być okresem przejściowym. Chcę nałapać teraz kilometrów, a od czerwca na bieżąco już relacjonować moje przygotowania do jesiennego maratonu. To historyczna chwila, bo na łamanie trójki, dałam sobie czas do trzech razy sztuka 😉
Pozdrawiam!