Co dalej z moim bieganiem?

Niechętnie wracam do początku historii mojej kontuzji, staram się unikać wspomnień i wszystkiego co je wywołuje. Raczej myślę i piszę o tym co jest teraz i planuję, co będzie dalej z moim bieganiem?
9 miesięcy. Tyle właśnie stuknęło od operacji. To sporo czasu z jednej strony. Z drugiej niewiele. Gdy wezmę pod uwagę pierwsze rokowania mogę uchodzić za cud medycyny i dziękować za niesamowite szczęście i opiekę profesjonalistów. Nie będę Was oszukiwała, że jestem taka zdystansowana, siedzę, dziękuję i czekam. Wiele rzeczy ułożyłam sobie w głowie na nowo, nie zmienia to jednak faktu, że bywam znudzona, zniechęcona, zmęczona i zdołowana swoją sytuacją i ciężko mi ot tak po prostu ze wszystkim się pogodzić, zapomnieć w co wierzyłam, o czym marzyłam i iść inną drogą.
Każdy uraz zostawia po sobie ślad. Bliznę nie tylko na ciele, ale i w głowie. Blizny są brzydkie, ale mogą też w sobie kryć coś dobrego. Tak staram się patrzeć na swoje. By nie zwariować bez biegania zaczęłam pływać, jeździć na rowerze, zrobiłam też wiele długo odkładanych rzeczy w życiu prywatnym. Te 9 miesięcy to był trudny, ale potrzebny czas. Myślę, że sporo osiągnęłam jako człowiek, biegacz, sportowiec.
Wszystko się zmienia, ale pasja pozostaje.
Prawda jest taka, że jestem uzależniona od biegania. To moja miłość, terapia, ucieczka, schronienie, wytchnienie. Bieganie pomagało mi zachować nadzieję i siłę w gorszych chwilach. Uczyło cierpliwości i wytrwałości w każdej dziedzinie życia. Sprawiało, że czułam się spełniona i szczęśliwa. Dopełniało mnie. Te kilometry były mi potrzebne by czuć się dobrze i pewnego dnia nie zwariować, nie poddać się lub wręcz odwrotnie, wiedzieć kiedy trzeba się poddać. Bieganie dawało mi poważne lekcje, ale i te bardziej przyziemne, jak akceptacja siebie bez makijażu. Gdy licznik Run The World przestał pracować, coś przestało i we mnie tykać. Szukałam sobie różnych zajęć, ale to jednak bieganie jest moim numerem jeden. Na szczęście dziś wiem, że nie muszę rezygnować z biegania. Licznik pracuje już od trzech miesięcy a ja z każdym dniem i tygodniem jestem mocniejsza i nic nie wskazuje bym musiała się cofać. O bieganiu mogę zacząć spokojnie mówić w czasie teraźniejszym i przyszłym, bo mogę biegać i myśleć o swojej biegowej przyszłości.
Idzie nowe
Kilka dni temu zielone światło od lekarza zostało podtrzymane. Nawet więcej – zaczęło mocniej świecić. Mogę robić już wszystko (wszystko na co jest gotowy mój organizm i głowa). Takie trochę wow, w które ciężko mi uwierzyć jeszcze. Mogę wszystko? Oczywiście stopniowo i bez maratonów, ale mogę myśleć o wplataniu do treningu akcentów i gdzieś w głowie układać nowe marzenia. Jakie to są marzenia? Nie będziecie świadkami wielkich zwycięstw i zdobywania szczytów, ale tego jak zbudować siebie, swoją pewność i bieganie od nowa, od zera. I tu nadszedł czas by wprowadzić nowego bohatera do mojego biegania, w postaci trenera. Na marginesie, świetnego trenera (wiadomo innego bym nie brała), który równie mocno wierzy w moje cele i możliwości co ja. Który porozmawia ze mną gdy będzie trzeba (a gada więcej ode mnie), pomoże zatrzymać się, gdy będę musiała (bo ja tego nie umiem) i pogoni, gdy zabraknie pewności siebie (bo tego obecnie najbardziej mi brakuje). Na szczęście czas i kilometry robią swoje, więc niebawem wrócę z mniej enigmatycznym opisem mojego biegania, a póki co kładę się spać bo jutro pierwszy trening na nowym.