Blogerom też się zdarza
Zaczynam ten wstęp po raz piąty. To wyraźny znak, że przerwy od regularnego pisania mi nie służą. Jak wybijesz się z rytmu, ciężko go złapać od nowa. Zdjęcie nie takie, temat mało chwytliwy, czasu za mało… wymówki. Tylko czekają na Twój gorszy dzień.
Moja przerwa w pisaniu nie ma bezpośrednio związku z bieganiem. Choć przyznaję, że gdy ciężko mi się biega mam dużo mniejsze flow w pisaniu. Każdy z nas od czasu do czasu potrzebuje zwolnić. W życiu, w bieganiu, w pracy, a nawet blogowaniu. To zdrowe i potrzebne. Oczywiście różne sprawy około biegowe sprawiały, że trudniej wracało się na strony RTW, ale nadszedł czas wziąć się w garść i zająć naszą motywacją do treningu, prawda?
Po triathlonach byłam rozbita. Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na pytanie, co dalej? Z pewnością chciałam na jakiś czas odpocząć od pływania i roweru, ale co z bieganiem? Roztrenowanie? A może warto coś jeszcze zrobić? Tylko co?
Kilka dni przerwy i zdecydowałam popracować nad bieganiem. W końcu do końca roku chciałam pobiec 5 km poniżej 18 minut. Słowo się rzekło, trzeba przynajmniej spróbować.
Było cieżko. Nie wszystko widać, nie o wszystkim piszę, ale nie biegało mi się najlepiej. Prawda jest taka, że mało biegałam w ostatnich miesiącach, więc jak wyrzuciłam inne treningi i czasu na samo bieganie zrobiło się więcej, to wcale nie tak łatwo było go zagospodarować. Mam sporo do nadrobienia, a gorąca głowa niekoniecznie chciała się z tym pogodzić. Próbowałam frustracją, zacięciem, siłą, nic z tego… dopiero gdy wzięłam głęboki wdech i sobie lekko odpuściłam, coś się ruszyło. I w głowie i w nogach.
Niedługą miną dwa lata od mojej kontuzji. To już kawał czasu. Dla większości wystarczająco duży kawał by zupełnie zapomnieć o sprawie. Jednak złamania mają w sobie coś takiego, że bardzo długo nie chcą opuścić naszej głowy. Jeszcze nie potrafię przekroczyć magicznej bariery 50 km w tygodniu. Mój najdłuższy bieg do tej pory wyniósł 15 km. Takich biegów zrobiłam zaledwie kilka. Zaczyna mi brakować wytrzymałości. Zaczyna mi brakować zapasu i w kilometrach i w tempie. Zaczęło mi brakować odwagi i wiary. Odcinki do 1000 m biegam szybko, jak na mnie bardzo szybko, ale zwykły bieg powyżej godziny kosztuje mnie energetycznie tyle, co kiedyś maraton. Spójrzmy prawdzie w oczy, moje możliwości tlenowe skurczyły się i nad tym powinnam się pochylić jeżeli chciałabym jeszcze zrobić krok do przodu. A chciałabym, więc cierpliwie pracuję dalej i wierzę, że tylko cierpliwie dając czas swojej głowie jestem w stanie jeszcze ruszyć.
Czy uda się ruszyć jeszcze w tym roku? Czas pokaże. Udało się wyznaczyć konkretne cele i złapać rytm. Odwagę i wiarę w siebie też powoli odzyskuję, co mam nadzieję, będą pokazywały już kolejne wpisy.