Jak się biega w Hiszpanii?

Zmęczeni zimą zdecydowaliśmy się na szybki, spontaniczny urlop. Nie ma co się męczyć – życie jest jedno! Zaplanowaliśmy kilka dni wolnego i szukaliśmy odpowiedniego miejsca. Gdzie by tu pojechać? Marzyło nam się by nie było za daleko, nie za drogo, z dostępem do infrastruktury umożliwiającej treningi i co najważniejsze – cieplej niż w Polsce. Odpowiedź na nasze pytania znalazła się bardzo szybko: tanie loty do Malagi! Nie, to nie jest reklama! To dobry plan na szybką ucieczkę od zimy!
Zupełnie przypadkowo, Bartek trafił na stronę ośrodka sportowego w Torremolinos. Miejscowość położona kilka kilometrów od Malagi, w sezonie jeden z ważniejszych hiszpańskich ośrodków turystycznych z plażą na Costa del Sol, poza sezonem…
Wspaniałe miejsce dla takich jak my! Pogoda idealna by za dnia wypoczywać spacerując po słonecznej promenadzie, a wieczorami i porankami trenować. W trakcie naszego pobytu temperatury wahały się od 20 do 28 stopni, z mocnym ochłodzeniem ostatniego dnia. Ufff! Te 28 stopni powiecie za dużo, ale prawdopodobnie tego tygodnia Hiszpania była rekordowo ciepła jak na tę porę roku, statystycznie można spodziewać się 16-24 stopni luty/marzec. Bezwietrznie – poza tym ostatnim dniem.
Miejscowość niewielka, bo liczy niecałe 60 tysięcy mieszkańców, posiada spory kompleks sportowy, w którego skład wchodzą: 8 torowa bieżnia, 50 m basen odkryty oraz 25 m i 50 m basen kryty, do tego korty tenisowe, siłownia, centrum spinningu. Czego chcieć więcej? Napisaliśmy maila, z pytaniem jak wygląda kwestia karnetów dla turystów, ale nie dostaliśmy odpowiedzi, no nic jedziemy sprawdzimy na żywo.
Hotel wybraliśmy celowo przy plaży, a tym samym 2 kilometry od centrum sportowego. Rozbiegania można było robić po płaskim odcinku promenady (łącznie spokojnie można zrobić jakieś 14 kilometrów), a na treningi na bieżni i basen spacerem. Nie wiem, czy pomysł dwukilometrowych spacerów na trening był dobry, ale ja z reguły nie lubię dużo chodzić jak dużo trenuję 😉 Taki leń trochę ze mnie. Co do samego hotelu, wybór był strzałem w 10! Apartamenty z dostępem do aneksu kuchennego, bez luksusów, ale jak ktoś tylko trenuje, chodzi na plażę, je, korzysta z wi-fi i śpi – wystarczy. Poza sezonem apartamenty można zarezerwować za naprawdę dobrą cenę (200 za 2 os.) Nasz wyglądał tak: link. Do tego cisza, spokój, (okres, gdy średnia wieku turystów przekracza 60 lat), ceny jak w Polsce plus dobre tanie wino. Minusów brak.
Cała infrastruktura sportowa, którą oferowało centrum, okazała się dostępna dla wszystkich, oczywiście za opłatą. Byliśmy tam tylko tydzień i indywidualnie, więc kupowanie karnetów miesięcznych nie opłacało się. Jednorazowo dla turysty bez grupy, zniżki studenckiej/emeryckiej bieżnia to koszt 5 euro, basen 7. Przy czym z bieżni wieczorami korzystaliśmy za darmo, trenując z lokalnymi grupami. To nie był majątek. Miejscowi mają jeszcze korzystniejsze ceny, jednorazowo za basen 50 m płacą 2-5 euro (taniej niż w Warszawie w wielu miejscach). Grupowo jest także taniej, więc miejsce wydaje się być dobrą opcją na obóz sportowy.
Treningowo zrobiliśmy tam kawał dobrej roboty. Hubert rozpisał mi bardzo ambitne plany. Poza dwoma ostatnimi dniami, które musiałam pauzować, trenowałam jak w transie – wspaniałe uczucie. Trochę szkoda, że moje łydki nie były przygotowane na więcej, ale nic na to nie poradzę. Bieżnia świetnie przygotowana, dostęp do płotków dla chętnych, głośna muzyka crossfitowców motywowała by nie odpuścić ani jednej pięćsetki.
Szybko zleciał ten tydzień, Torremolinos mogę uznać za szybką bazę wypadową na treningi, szczególnie poza sezonem, bo latem trzeba liczyć się z morzem turystów i upałami. Słońce, słońce, słońce! Tego mi było trzeba, teraz mogę dalej czekać na prawdziwą piękną wiosnę w Polsce.