life style

Miasto vs wieś, gdzie leży prawdziwy raj dla biegacza?

Biegać zaczęłam w Warszawie. Tu, głównie ulicami miasta, czasem po parku, rzadko po lesie, biegałam dobrych kilka lat. Gdy przyszedł czas się rozstać na dłużej, zdałam sobie sprawę, jak bardzo kochałam ten miejski zgiełk. Oświetlone, ruchliwe ulice, mijani ludzie na rowerach, rolkach, biegacze, spacerowicze, tyle tego tu było!
Wydawać by się mogło, że w porównaniu z pustymi, wiejskimi szosami, leśnymi ścieżynami i ze zbawiennymi dla naszych nóg piaszczystymi dróżkami, warszawskie tłumy i to irytujące czekanie na światłach, nawet się nie umywają!
A jednak, ciężko jest przestawić się z miejskiego na wiejskiego biegacza. Widzę coraz więcej plusów i minusów w byciu jednym i drugim.

Na wsi czuję… prawdziwą samotność długodystansowca. Wychodzę i wiem, że nie pomacham nikomu biegnącemu z naprzeciwka, że niezmącona cisza (pomijając czas żniw) może zgnieść moją psychę, jak robaka na ścianie. Jestem zdana na siebie, swoje myśli, swój oddech/muzykę. Do tej pory, traktowałam to uczucie, jako niezwykle kojące. Na dłużej, ciężko do tego przywyknąć. Z drugiej strony, jak pomyślę o zapchanych przystankach autobusowych i sygnalizatorach świetlnych, samotność nie jest taka zła!

Uwaga dzikie zwierzęta! Do leśnych nie czepiam się. Las to ich dom, a ja jestem intruzem, który sam się tam pcha. Co innego z tymi hodowlanymi. Podejście na wsi do bycia właścicielem psa, jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe: „Pies jest po to, żeby sobie latał”. Zero odpowiedzialności za rozmnażanie, ściganie samochodów, przechodniów i mnie! Biegacza! Staram się jak mogę i gdzie raz mnie przepędzono, raczej już się nie wybieram, bo o ile te małe jestem w stanie pogonić, te wielkie to już nie zabawa. W Warszawie z kolei łatwiej jest wdepnąć w śmierdzącą sprawę, szczególnie podczas roztopów 😉

Czego to tak biegać? Muszę przyznać, że u siebie na wsi, jestem zjawiskiem równie niezwykłym, co lądowanie UFO. Zdarza mi się zahaczyć o rynek i wtedy wszelkiego rodzaju komentarze i ciekawskie spojrzenia gwarantowane (mam nadzieję, że kiedyś, takich jak ja, będzie tu więcej). W mieście też można spotkać się z negatywnymi głosami. Póki nikt mnie nie goni „dla zabawy”, pozostaję obojętna. Czasem uśmiechnę się pod nosem.

Zielone Płuca Polski – tak, to tu przyjdzie mi oddychać w najbliższym czasie. Warszawskie powietrze nie było złe, a do tego wiejskiego muszę się po prostu przyzwyczaić. Z taką ilością tlenu ciężej mi się oddycha, ale wiem, że wyjdzie to na dobre. Też czujecie te różnice?

Na wsi jest pięknie (szczególnie w moich okolicach). Dużo miejsca, szeroki wybór miejsc do biegania, świeże powietrze, mnóstwo podbiegów! Bajka! Niestety biegające luzem psy, sprawiają, że do raju daleka droga, a ja gryzę się ze swoim miejskim ja.
A Wy macie swój biegowy raj?

Pozdrawiam!
PS Niezbadane pozostają jeszcze góry. Wierzę, że za sprawą mojej siostry, w końcu to się zmieni! 😀

Share: