Co czuje maratończyk kibicujący biegnącemu maratończykowi?
W zeszłym roku biegnąc Orlen Maraton, na trasie nie miałam nikogo ze znajomych. Dopiero na 38 km ujrzałam Zosię (znamy się tylko z sieci, ale czuję, że ta Zosia, to super fajna kobieta), bardzo się ucieszyłam! Nasze spojrzenia się spotkały, ale Zosia nic nie powiedziała, nie krzyczała, stała w bezruchu, a na Jej twarzy ujrzałam troskę i stres. Później mi wytłumaczyła, że jak mnie zobaczyła, to nie wiedziała co zrobić. Z jednej strony chciała dodać otuchy, a z drugiej nie rozproszyć i nie wystraszyć krzykiem. Wymiana spojrzenia z Zosią najbardziej zapadła mi w pamięć z całej trasy. Było w tym coś, co zrozumie tylko drugi maratończyk. Czemu naszło mnie na tak odległe wspomnienia? W zeszły weekend sama stałam przy trasie jako kibic i widząc biegnącą bliską mi osobę doświadczyłam podobnych uczuć.
Na Bartka czekałam w połowie trasy. Uzbrojona w wodę i aparat, byłam gotowa na Jego pojawienie, nawet gdyby dobiegł połówkę poniżej godziny! Minuty mijały, pojawił się na horyzoncie samochód prowadzący, pierwszy mężczyzna, jeszcze chwila i widzę w oddali sylwetkę mojego maratończyka. Biegnie, a ja czuję, że moje serce zaczyna bić coraz mocniej, jak przed egzaminem. Widzę już Go wyraźnie, wychodzę bliżej, wyciągam nieśmiało rękę z odkręconą butelką wody, w drugiej ręce trzymam aparat, dzielą nas od siebie metry, a mnie… paraliżuje stres i strach. Patrzę na Bartka i nie jestem w stanie nic zrobić: cicho mówię: „Dajesz kochanie. Idzie Ci świetnie.” Butelka z wodą upada. Bartek przebiega i tyle Go widziałam. Odwracam się i nagle otrzeźwiałam! Co ja zrobiłam! No co? Nic nie zrobiłam! Nie podałam wody i nie strzeliłam żadnej fotki! Jak to się mogło stać…
Byłam zła na siebie w tamtym momencie z wielu powodów. Zawiodłam. No i te zdjęcia! Kurde, to było dobre miejsce na fajne fotki 😉 Stało się i czasu nie cofnę. Maraton to emocje, które przeżywam także po drugiej stronie. Gdy patrzę na biegnących z perspektywy maratończyka, nie umiem krzyczeć i tańczyć. Skupiam się i przeżywam, jakbym sama biegła. Boję się i stresuję, bo wyobrażam sobie, co czuje biegnąca osoba. A gdy ta osoba jest mi bliska, mam wrażenie, że mentalnie biegnę krok w krok. Z Bartkiem fizycznie jest to raczej niemożliwe, ale dzięki Niemu mogę przeżywać te emocje, mimo iż sama wiosną nie pobiegnę maratonu. Dziwne to uczucie. Może wynika z magii dystansu, może z tęsknoty, a może z czegoś innego… Może macie podobnie?
Tak, czy siak, wszystkim biegnącym maraton w tę niedzielę życzę, by na Waszej trasie pojawiła się taka Zosia, czy Kasia! Poczujcie magię maratonu!
Powodzenia!