trening

NYC Marathon, lądujemy!

Załóżmy, że nie wszyscy znają zakończenie tego serialu i każdy zna poprzednie pięć odcinków, a ja właśnie ląduję w New York City i zostały mi ostatnie dni do maratonu. 

Właściwie, to mam mętlik w głowie, jak pisać, bo większość czytelników uznała moją opowieść za science fiction, a nie serial na faktach 😀 Wydaje mi się, że zawsze dość jasno i szczerze komunikuję się z Wami. Jak przygotowuję się na wynik i biegnę na wynik, to tak piszę i sama siebie z tego biegu rozliczam. Jak mam kontuzję, to potrafię co do dnia i dokładności w centymetrach opisać objawy. Jak robię roztrenowanie, to faktycznie nie biegam, forma spada, waga idzie do góry, a wy wszystko widzicie czarno na białym. Jak się stresuję – mówię, że się stresuję. Jak się bawię – mówię, że się bawię. Jak jest ciężko – marudzę. Jak jestem szczęśliwa- bombarduję endorfinami… Jak nie chcę o czymś mówić – milczę. Naprawdę staram się być szczera i nie naciągam faktów, bo i nie mam po co. Wiem, że w sieci są różne podejścia, ale ja nie widzę sensu, by mówić o swoim treningu, inaczej jak jest. Tak więc, była kontuzja, była przerwa, było 5 tygodni powolnego powrotu do biegania, 2 treningi dłuższe (21 km, 22 km), sporo niepewności, czy w ogóle dam radę przebiec taki dystans, ale też wiara i entuzjazm, że mam szansę spróbować.

Zwyczajnie czuję szacunek i lekki strach do tego dystansu, niezależnie od tego, czy nastawiam się na grube, czy wesołe bieganie, zrobienie na nogach 42 km 195 m zawsze jest męczące 😉 Przebiegnięcie maratonu nigdy nie jest łatwe i dane na pewno. Zrobienie wyniku X nie gwarantuje powtórki z rozrywki za rok, czy dwa, tylko ciężka praca, cierpliwość i trening. Z pustego i maratończyk nie naleje, choćby nie wiem ile, miał wiary w sobie. Jeden maraton nie boli, pięć innych wolisz zapomnieć i czasem kompletnie nie wiesz dlaczego. To jest w tym dystansie piękne. Trochę jak w Nowym Jorku. Kochasz i nienawidzisz jednocześnie.

Po zrobieniu zabawy w typowanie wyniku, zbierałam szczękę z podłogi. Jakaś połowa obstawiała, że ja pobiegnę na życiówkę, albo blisko życiówki i będę nie zadowolona, albo, że wiadomo, że ja inaczej nie umiem, więc na bank sub3. Serio w szoku jestem, po tym wszystkim co napisałam, powiedziałam i odpowiedziałam w komentarzach i wiadomościach, mam zagwostkę, czy po prostu tyle osób nie czyta, nie wierzy, czy nie ma pojęcia o treningu biegowym? Pewnie wszystkiego po trochu, więc pozostaje mi cierpliwie kontynuować tę historię. Z drugiej strony, tak ni z gruszki, ni pietruszki, to nawet bym chciała łamać 3 godziny… a ja bez sensu jakieś przygotowania zawsze robię 🙂

Jestem w NYC i czekam na maraton. Zrobiłam co mogłam. Przygotowałam się na tyle, ile mogłam. Fizycznie jest lepiej niż mogłabym przypuszczać 10 tygodni wcześniej. Mentalnie to już w ogóle bombowo, bo zapowiada się na bieg bez presji, stresu, kalkulacji, do tego w pięknym słońcu, bo o miejscu to już wiecie. To Nowy Jork, szalone i niepowtarzalne miejsce. Z tej strony bardzo się cieszę, że nie było opcji przygotować się na więcej i nic mnie nie podkusi by biec mocniej. Myśląc o maratonie w NYC nigdy nie myślałam o nim, jak o biegu na życiówkę z wielu powodów: trasa, ranga, wielkość, miejsce, dla mnie to nie jest impreza na życiówkę. Na mocniejszy wynik owszem i pewnie jakbym była w życiowej formie, biegłabym szybciej, wynik byłby lepszy, ale na pewno nie taki jak się biegnie w zawodach na maksa. Bardzo chciałabym pobiec kiedyś tam mocniej i być pierwszą Polką. W NYC to fajne wyróżnienie. Zosia, mega zazdroszczę i gratuluję <3 I jeżeli kiedyś wrócę do NYC na maraton, to mam nadzieję, że z takim nastawieniem.

Naprawdę w Nowym Jorku wylądowałam szczęśliwa. Super miejsce. Super przygoda. Super ekipa. Zdrowie wróciło. Wiedziałam, że mogę ze spokojem zmierzyć się z dystansem maratonu, a do tego nie odpuszczać zwiedzania i jedzenia w tym wielkim, szalonym mieście! Tylko tyle i aż tyle. 50 tyś kroków dziennie, omlet z cheddarem na śniadanie, kto robi takie rzeczy przed maratonem? A tu można, czad! Czułam się jak dziecko, które może chodzić zimą bez czapki!

Był moment, że nie zapowiadało się, że w ogóle będę w stanie pokonać kilometr, a tu proszę. Jestem i z Bartkiem planujemy biec razem! Dobrze się bawić. Robić zdjęcia. Sprawdzić, czy nasze małżeństwo wytrzyma ten dystans 🙂 Dla mnie bieganie to styl życia. Stojąc na starcie NYC Marathon widziałam na twarzach innych ludzi podobne emocje. Ludzi połączonych bieganiem. Szczęście i pasję. Ekscytację, że wszyscy tu możemy być i zmierzyć się z maratonem w Nowym Jorku. To jest naprawdę inspirujące uczucie.

Czy był plan minimum? Owszem. Na relacji z biegu, dowiecie jak bardzo ten plan minimum mi pomógł. Stara prawda kolejny raz się sprawdziła, jaki by on nie był, cel to cel i w gorszych chwilach pchnie do przodu.

Czy zrealizowałam założony cel? Dlaczego miałam kryzys? Czy nasze małżeństwo przetrwało? Co najlepiej zapamiętałam z biegu? 

Jak się biegło maraton w Nowym Jorku? 

CDN…

Share: