To już rok!
Minął rok jak zostałam mamą. Przez ten czas wydarzyło się tyle rzeczy, poznałam masę uczyć, emocji, nauczyłam się nowych umiejętności, że zebrać to wszystko w jedno miejsce i podsumować – po prostu się nie da! Na początku miałam ambicję, by co miesiąc wrzucać krótkie przemyślenia z danego okresu mojego macierzyństwa. Skończyło się na 1 i 4 miesiącu. Mam wrażenie, że z miesiąca na miesiąc czas przyspieszał jak lokomotywa i choć bardzo bym chciała zrobić więcej zdjęć Ninulca, opowiedzieć szerzej, zanotować dokładnie daty kolejnych postępów, wycałować bardziej, być bliżej, to myślę, że realnie nie dało się. Zrobiłam co mogłam. Dałam z siebie wszystko. Mam nadzieję, że Ona też tak czuje.
A dziś obchodzimy roczek. Ja jeszcze dokładnie pamiętam te chwile przed porodem, sam poród, jak i pierwsze godziny razem, a tu obok siebie mam już taką dużą dziewczynkę. Kiedy to wszystko się wydarzyło? Bycie rodzicem to ogromny dar i odpowiedzialność. Obserwowanie i uczestniczenie w tym, jak mały człowiek poznaje od zera świat i rozwija się, jest magiczne.
To był piękny rok. Bardzo dynamiczny, jak rozwój dziecka w tym czasie. Pierwsze trzy miesiące to jazda bez trzymanki, widzę to po zdjęciach, gdzie ciężko było Ninę uchwycić w innej pozycji niż na rękach lub przy piersi i swoim wyglądzie daleko odbiegającym od standardów mamusiek z insta. Kolejne trzy miesiące to wypatrywanie nowych umiejętności, jak trzymanie zabawki, podnoszenie główki w leżeniu, uśmiechy. Niby nic wielkiego w porównaniu z chodzeniem czy mówieniem, ale uwierzcie, że na to pierwsze świadome spojrzenie i wyciągnięcie łapek czeka się najbardziej. Kolejne 3 miesiące to mega przyspieszenie umiejętności motorycznych, społecznych i emocjonalnych. Ja osobiście nie nadążałam zapisywać (mam nadzieję, że kiedyś Nina mnie nie rozliczy z tego). Do tego zęby i pierwsze posiłki… Jest to czas specyficzny, bo niby dziecko jest w stanie robić więcej rzeczy samodzielnie, ale rodzic ma też dwa razy więcej roboty wokół tego wszystkiego, a jak dodamy do tego pracę… sami widzicie, że im Nina starsza tym mniej mnie tutaj. No i te ostatnie 3 miesiące. Chciałam napisać, że to mój ulubiony okres, ale kurczę jak patrzę na filmiki takiego nieświadomego wtulonego w pierś Ninolka czy od ucha do ucha uśmiechniętą czteromiesięczną pyzę lub mówiącą tym anielskim głosikiem mama… no sama nie wiem. Moment gdy Nina zaczęła świadomie wydawać nam polecenia, wstawać, siadać, raczkować, wyciągać co chce, skąd chce, bawić się z kotami, przytulać rano, złościć przy jedzeniu, uświadomił mi jak duża już jest i jak bardzo samodzielna. Nie dziwię się, że rodzice mają problem gdy dzieci dorastają i opuszczają gniazdo, sama z jednej strony już mam poczucie, że ten czas leci niesprawiedliwie szybko. A z drugiej strony, chyba nie muszę nikomu tłumaczyć ile w tym roku było chwil, których za cholerę żaden rodzic nie chce powtarzać? No nie dogodzisz.
To był czas stawiający przed całą rodziną wiele wyzwań. Mocny. Przez ten rok wiele razy zadałam sobie pytania: Czy da się kogoś bardziej kochać? O kogoś mocniej martwić? Być bardziej zmęczoną? Rozbitą a jednak pewną w swych działaniach? Mam wrażenie, że od tych wszystkich mocnych i czasem skrajnych uczuć i emocji, jeszcze rok temu wybuchł by mi mózg, a tak jakoś krok po kroku zaadaptował się do sytuacji i działa całkiem nieźle. Chyba 🙂
Przez ten rok wiele razy myślałam, że nie dam rady, coś robię źle lub za mało, ale dzięki Bartkowi ostatecznie przez cały czas czułam się wspaniałą mama i kobietą. I choć nasz związek trochę się zmienił i mamy za sobą i ciche dni i głośne wymiany zdań. I choć wiem, że nie zmienię tego, że nie rozumie mnie bez słów, nie wyraża wielu uczuć wprost, a blatów w kuchni nie zmywa z równie wielką pasją co ja… to jako rodzina daliśmy radę sobie ze wszystkim. Kochamy się, jesteśmy razem, jesteśmy bardzo zżyci, jesteśmy szczęśliwi i gotowi na kolejne przygody.
Macierzyństwo jest wyzwaniem, ale bycie mamą to wspaniała rola. Moje wyobrażenia, czy wiedza teoretyczna, często nie miały pokrycia w rzeczywistości i tu już w pierwszych tygodniach, gdy Nina książkowo nie spała w łóżeczku i nie jadła co 3 h, zrozumiałam, że nie teoria i wyobrażenia są ważne, a intuicja i szczęście malucha. W ten sposób zeszło ze mnie wiele stresu, a uwierzcie, że przez ten rok stres pojawił się jeszcze nie raz. Jako mama ja już chyba zawsze będę lekko zestresowana i zmartwiona, bo taka już jestem. Tu na szczęście wchodzi Bartek ze swoim spokojem i opanowaniem i tłumaczy mi, że wszystko ogarniemy, ewentualnie olejemy i jakoś pójdziemy dalej 🙂
Mogłabym w nieskończoność Wam opisywać na zmianę chwile piękne, chwile trudne, wielkie emocje i wielkie zmęczenie, śmiechy bez końca i bezradny płacz, ale trzeba ruszyć dalej. Nina nie czeka i już od wczoraj ogarnęła kilka nowych umiejętności, a ja dalej siedzę nad tym samym wpisem 😉 Poza tym ten emocjonalny koktajl pije każdy rodzic, każdego dnia, więc co ja będę tu się wymądrzała.
Mam wrażenie, że przez ten rok udało mi się osiągnąć taką własną mieszankę wymarzonego macierzyństwa. Byłam aktywna, przygotowałam się do maratonu, trochę pracowałam, ale to Nina była moim oczkiem w głowie.
Jako mama i córka tworzymy bardzo silną więź i wierzę, że będziemy ją tylko pogłębiać i dalej budować. Jestem wdzięczna, że jest moją córeczką. Moją małą, idealną, wymarzoną córeczką. Jako mama osiągnęłam przez ten czas taki swój balans i jestem z tego dumna. Ja! Ta co zawsze by coś poprawiła, szczerze mogę Wam napisać, że dobrze się czuję w swoim życiu i nie zamieniłabym tych proporcji, które wypracowałam przez ostatni rok… no może jako związek moglibyśmy mieć z Bartkiem więcej czasu we dwoje i cały czas marzę o 24h tylko dla siebie, ale wierzę, że wszystko jest do nadrobienia. Czas się nie zatrzymuje, więc nie ma co stać w miejscu, tylko budować swoje szczęście dalej.
Co więcej mogę napisać? Pierwszy rok za nami! Wow! Zleciało tak szybko, że dalej nie wierzę, że to wszystko dzieje się naprawdę. Dziecko to kosmiczna zmiana w życiu, ale najwspanialsza jakiej doświadczyłam.