trening

Relacja ze startu Garmin Iron Triathlon, czyli mój mały powrót do triathlonu

Nie piszę specjalnie dużo ostatnio na blogu, nawet podsumowania miesiąca zniknęły, ale są tematy, o których chciałabym częściej pisać. Start po prawie 6 latach w triathlonie to jedna z tych historii, którą chciałabym się dziś podzielić.

Od dawna powtarzałam, że całkowicie nie przestałam myśleć o triathlonie, natomiast świadomie wolałam nie podejmować się treningu do triathlonu przez ostatnie lata. Samo bieganie już było dość wymagające i trudne do połączenia. Z roku na rok przybywa mi nie tylko lat, ale tez obowiązków, co z jednej strony cieszy, bo jest to część mojej pracy i jestem wdzięczna, że cały czas mogę się rozwijać. Do tego dom, dziecko, priorytety trochę się zmieniają. W kwestiach treningu człowiek nie jest już tak spontaniczny i wolny i warto sobie zdawać sprawę z tych zmian. Priorytety się zmieniają, ale część marzeń pozostaje niezmienna i po trudnym 2023 podjęłam decyzję, że czas o część z nich zawalczyć. Powoli, krok po kroku. W stronę Ironman. 

W ten sposób wróciłam do pływania z moją dawną grupą (a właściwie wróciłam do grupy poziom niżej). 1-2 razy w tygodniu pływałam już jesienią i zimą 2023, a od początku 2024 udało mi się utrzymać ciągłość 2-3 treningi w tygodniu. Odkąd nauczyłam się pływać, lubię od czasu do czasu iść na basen, tak po prostu dla siebie, natomiast nie potrafiłam wrócić do rutyny. Próbowałam kilka razy zapisując się na poranne zajęcia grupowe, ale szybko zapał do wstawania po 5tej rano mijał. W końcu jednak się udało i 2 razy w tygodniu regularnie wstaję przed Niną i Bartkiem, a wracam z treningu akurat na odprowadzenie Niny do przedszkola, by później na spokojnie kontynuować dzień i ogarniać inne obowiązki. Naprawdę ten system fajnie działa, choć oczywiście są czasem rano wątpliwości, a siła przyciągania łóżka jest ogromna.

Gdy pływanie zaczęło tak fajnie wchodzić, zaczęłam poważnie myśleć o dodaniu roweru i zapisaniu się na jakiś start już w 2024. W marcu dorzuciłam rower i zapisałam się na start w Ironman 70.3 w Warszawie. 3 miesiące z hakiem przygotowań. Krok po kroku szłam do przodu. Założyłam, że nie chcę rzucać się na głęboką wodę i szaleć z objętością treningów. W ten sposób chciałam sprawdzić, czy z takiego luźnego podejścia da się fajnie wystartować na tym dystansie. Jeżeli tak, w przyszłym roku chcę powalczyć o zrobienie pełnego Ironmana. 

Od słowa do słowa, nie można tak na jednym starcie skończyć, więc spontanicznie pojawił się pomysł by wcześniej wystartować na krótszym dystansie. Sprawdzić co z czym się je, o czym pamiętam, a nad czym muszę jeszcze popracować. I tak oto dochodzimy do relacji ze startu w Żyrardowie. To był mój debiut na dystansie 1/8 Ironman. Czy było fajnie? Czego się dowiedziałam? I co planuję dalej? Zapraszam do czytania!

Myśl o wystartowaniu na dystansie 1/8 pojawiła się 2-3 tygodnie przed startem, a zapisałam się ostatecznie kilka dni wcześniej.

12 maja wczesnym rankiem ruszyliśmy razem z Bartkiem do Żyrardowa. Logistycznie świetna opcja dla osób mieszkających w Warszawie. Szybki dojazd, parking, odbiór pakietów tego samego dnia. Bardzo fajnie zorganizowana strefa startowa i zmian. Fajna plaża. Naprawdę miejsce godne polecenia i nic dziwnego, że tak chętnie wybierane przez triathlonistów. Około tysiąc osób startujących, w tym na samej 1/8 w okolicach 400 osób! W bieganiu to może wydawać się garstka, ale uwierzcie, że jak macie wejść do wody z taką ilością osób, to nawet przy rolling starcie (kilka osób, co kilka sekund), robi się tłoczno i jest to dość stresujące dla osób gorzej pływających.

Początek maja to czas, gdy dla większości ludzi pływanie w jeziorze wydaje się szalonym pomysłem, ale gdy jesteś triarthlonistą, wchodzisz w to bez wahania. Pianka, nieduży zbiornik wody plus całkiem niezła pogoda w poprzedzających dniach, sprawiły, że woda wcale nie była taka zimna. Z tego co pamiętam, 17-18 stopni. Ostatecznie więcej, niż temperatura powietrza tego poranka. 

Start na dystansie 1/8 był o 9:15, cały czas było dość rześko, świeciło słońce temperatura powoli się podnosiła, ale do południa było chłodno. Stresowałam się o drobinę, co ciekawe, mimo wszystko mniej niż kiedyś. Przedłużam relację jak wejście do wody, ale godzina zero wybiła, więc 3-4 osoby co 3 sekundy wskakują by pokonać 475m pływania! Zabawa się zaczyna!

PŁYWANIE

Ustawiłam się w okolicach 1/3 stawki, moja kolej przyszła niespodziewane szybko, krótki dobieg do wody  i już płynę. Pierwsza prosta szybko i komfortowo, jeżeli chodzi o nawigację i kontakt z innymi zawodnikami. Po dopłynięciu do pierwszej boi zdałam sobie sprawę, że mocno zaparowały mi okularki, próbowałam się skupić i coś wypatrzyć, ale było tylko gorzej, więc na szybko musiałam je przetrzeć palcami. Nie trwało to długo, ale mam wrażenie, że wtedy coś poszło nie tak i straciłam kontakt z grupą, z którą płynęłam. Zostałam sama co było dziwne, więc co chwilę sprawdzałam czy aby na pewno dobrze płynę. Po dopłynięciu do kolejnej boi nawrotowej ludzie wrócili. Zrobiło się tłoczno, ciężko się płynęło, z wyprzedzaniem też nie było lżej. Po zmęczeniu założyłam, że i tak płynę niezłym tempem, więc nie będę się spinać na wyprzedzanie. Zostało niecałe 200 metrów i po prostu chciałam mieć to za sobą. Cały czas było tłoczno, a moje wyjście z wody mozolne. Nie wiem co się ze mną stało, mam wrażenie, że nie mogłam wyjść z szoku, jak wiele osób startuje. Druga połowa dystansu to była walka by nie dostać łokciem, by znaleźć swoje miejsce. Gdy nacisnęłam zegarek i zobaczyłam czas ponad 9 minut, byłam w jeszcze większym szoku. Do tego zmiana pozycji. Nie mogłam dojść do siebie. Jak później sprawdziłam na zegarku, pierwsze 100m popłynęłam bardzo szybko. Poniżej 1:30 min/100m, co prawda z wejściem do wody, ale trwało ono jakieś 4-5 sekund, więc tak czy siak szybki początek, równe kolejne 200m w okolicach 1:55, mimo słabej nawigacji i poprawiania okularków.  Ostatnia część, niecałe 180m tempem powyżej 2min/100m , mam nadzieję, że to wypadek przy pracy i wina zakorkowanej trasy, bo to naprawdę słabe tempo jak na długość etapu. Nawet biorąc pod uwagę, że to open water, wierzę, że zdecydowanie lepiej mogłam popłynąć tego dnia. Trudno, nie ma co patrzeć za siebie. Czas lecieć dalej. 

T1

Pierwsza zmiana – nie mam nic na swoją obronę, nie będę się tłumaczyć. Wolno szłam, wolno zdejmowałam piankę, wolno wsiadałam na rower. 2:37 – bardzo słabo, ale może to i dobrze, by w Warszawie mieć więcej motywacji na spięcie pośladków. Straciłam około minuty w sumie przez swoje własne nieogarnięcie, a na tak krótkim dystansie to dużo. 

ROWER

Prowadzenie i wsiadanie na rower – tu nawet się nie spodziewam, że będę szybsza. Robię co mogę, ale wydaje mi się, że konia łatwiej bym prowadziła na start 😀 Zaraz jak tylko ruszyłam, włączyłam licznik i popełniłam kolejny taktyczny błąd! Wybrałam na liczniku tryb RACE, czego nigdy do tej pory nie robiłam i uwaga, nie miałam ustawionych ekranów danych! Nie widziałam ani watów ani prędkości. Zamiast skupić się na jeździe, wyjazd na prostą poświęciłam na klikanie. Niepotrzebnie, mogłam to zrobić na spokojnie później lub z perspektywy czasu, na tak krótkim dystansie mogłam jechać na czuja i tyle. 

Do pokonania mieliśmy jedną pętlę 22,5 km. Na trasie byli już zawodnicy z dystansu 1/2, do tego wyszłam na rower w okolicach 120-150 miejsca, więc na trasie było już bardzo tłoczno. Sama trasa super, prosta, zasłonięta od wiatru, dobry asfalt, ale taka ilość zawodników na tak krótkim odcinku była odczuwalna. Robiłam co mogłam, ciężko było jechać swoje, ciężko było jechać bez draftu, sporo wyprzedzania, z jednej i drugiej strony. Ciężko mi się odnieść do tego etapu. Nie wiem czy dałam z siebie dużo, czy mogłam dać więcej, bo tak naprawdę ciężko było się skoncentrować po prostu na swojej jeździe. Do tego bardzo wolny wyjazd, czyli pierwsze 2 km i wolne ostatnie 2 km. Średnia wyszła 35,5, ale poza dojazdami, trzymałam okolice 37-38, więc wydaje mi się, że na to ile i jak trenuję na rowerze, to jest naprawdę dobry wynik. Brakuje mi wiele na rowerze, ale ja jestem z tych co jak widzą 30+ to już jest naprawdę WOW. 

T2

Wyjęłam nogi z butów, ale nie odważyłam się zeskoczyć z roweru. Na spokojnie zeszłam i dobiegłam do strefy zmian. Zostawiłam rower i włożyłam buty w miarę sprawnie w porównaniu z pierwszą zmianą, ale wciąż brakuje mi wiele na tych zmianach. 

BIEG

Nogi po rowerze miałam okropnie przemrożone, nie czułam stóp gdy stawiałam kroki. Na szczęście było już ciepło, słonko świeciło i zaraz się rozgrzałam. 5 km z hakiem to już krótka piłka. Pierwszy kilometr pokonałam w 4:20, kolejne już w okolicach 4:05, więc cieszę się, że rozkręciłam. Skłamałabym gdybym napisała, że był to komfortowy bieg, ale też pierwszy triathlonowy gdy nie miałam kryzysu i cały czas przyspieszałam, więc jest to budujące. 

Czas na mecie 1:13:49, to nie jest powalający wynik dla wielu, natomiast wydaje mi się, że na to co zrobiłam do tej pory, ile trenowałam, jak wygląda obecnie moje życie, to bardzo dobry rezultat i dobry punkt odniesienia. W mojej kategorii wiekowej dał mi 2 miejsce, wśród kobiet 12, a ogólnie 101. 

Sam dystans 1/8 jest bardzo przyjemny, zdecydowanie polecam na debiut. Nie wiem czemu sama zaczynałam od 1/4? I to jeszcze w Sierakowie, gdzie każdy etap stawia ogromne wyzwania. Zdecydowanie 1/8 jest przyjemniejsza i daje do myślenia ile jeszcze pracy trzeba włożyć by myśleć o pełnym dystansie. 

Cieszę się, że wystartowałam przed startem docelowym. Przypomniałam sobie ten stres, ale też atmosferę, oczywiście punkty nad którymi muszę popracować, ale też emocje na mecie i wdzięczność, że jestem tu i mogę podjąć się tego wyzwania. Zdecydowanie, warto było.

Share: